[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były tamprzestronne gabinety zajmowane przez detektywów i liczne pokoiki, w których urządzonolaboratoria i ciemnie fotograficzne i ustawiono komputery z bazą odcisków palców orazwykrywacze kłamstw.W przeciwieństwie do śledczych służb pomocniczych detektywi z wydziału przestępstwkryminalnych mieli do dyspozycji tylko jedną salę, w której utworzono pięć oddzielonychprzepierzeniami stanowisk pracy.Oczywiście byli święcie przekonani, że ich lokum jest o niebolepsze.Na suficie było znacznie mniej żółtych zacieków niż w innych pomieszczeniach.Pozatym starali się utrzymywać porządek: zamiast stosów papierów, na ich biurkach stały ładnieoprawione rodzinne fotografie.Od czasu do czasu ktoś przynosił jakiś kwiatek w doniczce, więcz biegiem lat co odporniejszym roślinom udało się zasłonić szare przepierzenia radosnymizielonymi girlandami.Sala mogła z powodzeniem uchodzić za biuro księgowości.Gdyby, rzeczjasna, księgowi dekorowali ściany listami gończymi.Griffin lubił biuro wydziału przestępstw.Nie wyglądało tak posępnie jak inne pomieszczeniaużytkowane przez stróżów prawa.Komenda policji miejskiej, w której pracował Fitz, byłaznacznie gorsza.Zdaniem Griffina powinno się ją natychmiast wyburzyć, i może zresztą tak sięstanie, gdy zostanie ukończona budowa nowej siedziby po drugiej stronie ulicy.Griffin zerknął na przeszklone drzwi gabinetu porucznik Morelli.Nikogo nie ma.Doskonale.Usiądzie sobie wygodnie za biurkiem, uporządkuje akta sprawy i do ósmej będzie miał wiedzęo stanie śledztwa w małym palcu.Jak wzorowy detektyw prowadzący.Kurczę, może nawetzaskoczy wszystkich i do dziewiątej zdoła znalezć winnego.W sumie, czemu nie?Optymizm nie opuszczał go aż do siódmej.Wtedy zadzwonił Fitz.Ton jego głosu nie wróżyłnic dobrego. Musisz przyjechać oznajmił, nie tracąc czasu na powitania. Dokąd? Do mojego biura.Pośpiesz się.Następny gwałt? Po prostu przyjedz.Szybko.Nim prasa się dowie.Fitz rzucił słuchawką.Griffin siedział jeszcze przez chwilę, wpatrując się w telefon.Ożesz,kurwa.Narzucił marynarkę i wybiegł na korytarz.W połowie drogi do wyjścia natknął się naWatersa, który właśnie szedł do pracy.Poruszał się trochę sztywno, co w innych okolicznościachstanowiłoby dla Griffina powód do dumy.Musiał jednak ograniczyć rozmowę do niezbędnegominimum. Pędzę do Providence.Coś się stało. Kolejny atak? spytał Waters. Nie wiem.Słuchałeś wiadomości radiowych? Tak.Nic nowego. Dobrze.W takim razie jesteśmy szybsi.Słuchaj, możesz podpytać, czy są już jakieś wieściod organizacji pomocy ofiarom gwałtu? Aha, wez więcej ludzi do Cranston.Zdaje się, żemusimy przyśpieszyć dochodzenie.I to gwałtownie. Dobra.Dasz znać, co się dzieje? Kiedy tylko czegoś się dowiem odparł Griffin, ruszając do wyjścia. Hej, Griff zawołał za nim Waters. Zadzwonię do Charpentiera.Tak na wszelkiwypadek.Okej?Griffin zawahał się. Okej odpowiedział po chwili. Na wszelki wypadek.Komenda miejska znajdowała się przy szosie I-95 w centrum miasta.Gwałtownie starzejącysię budynek poważnie traktował rolę wielkomiejskiego komisariatu.Szare, dziurawe linoleum napodłogach, zacieki na sufitach, brudne ściany, nieosłonięte rury kanalizacyjne.Miejscy detektywiżartowali, że jeśli chodzi o dekorację wnętrz, mają do dyspozycji trzy kolory: brudny,brudniejszy i najbrudniejszy.Stanowczo nie był to Biały Dom policji stanowej.Nie, żeby panowała z tego powodu jakaśzawiść.Griffin przybył na miejsce o siódmej trzydzieści i zaparkował swojego taurusa przedgłównym wejściem.Wiedział, że mundurowy funkcjonariusz natychmiast wypisze mu mandat zaparkowanie w miejscu niedozwolonym, a potem Fitz załagodzi sprawę.Każda organizacja maswoje rytuały.Przeszedł przez oszklone drzwi i minął trzech czarnoskórych nastolatków, którzy patrzyli naniego z nieukrywaną wrogością.Wbił w nich spojrzenie i dzięki okazałej muskulaturze udało musię sprawić, że pierwsi odwrócili wzrok.Minął mroczny przedsionek, skręcił w drzwi po leweji wszedł do ciasnego, ciemnego pomieszczenia, w którym za kuloodporną szybą dyżurkisiedziało trzech policjantów.W pokoiku tłoczyło się kilkanaście osób.Każda domagała się czegoinnego. Chcę się widzieć z takim to a takim. Hej, tej mandat to jakaś bzdura.Dyżurni niebyli upoważnieni do rozwiązywania żadnych spraw, ale to nie powstrzymywało petentów.Griffin przepchał się do przodu, błysnął odznaką i natychmiast przepuszczono go przezzamykane elektronicznie drzwi prowadzące do serca, a raczej trzewi komisariatu.Poszedł schodami na górę.Raz spróbował pojechać windą, ale skrzypiała tak żałośniei ruszała się tak ślamazarnie, że przysiągł sobie już nigdy z niej nie korzystać.Jego zdaniemmiejscy będą mieli fart, jeżeli uda im się wyprowadzić, zanim budynek zawali im się na łby.Biuro Detektywistyczne znajdowało się na pierwszym piętrze obok Biura IdentyfikacjiKryminalnej.Griffin zajrzał najpierw do głównego pokoju, ale nie zauważył Fitza, więc poszedłdo szatni.Tam też nie zastał Fitza, za to obejrzał wiele dzieł sztuki.Detektywi lubili dekorowaćdrzwi swoich szafek fotografiami spraw, nad którymi właśnie pracowali.Zmiażdżona ofiaraprzejechana przez pociąg.Rozkładające się zwłoki, które znaleziono dopiero po kilku tygodniachod zgonu.Dwie dłonie obsypane liśćmi marihuany, które znaleziono w bagażniku samochodupodczas rutynowej kontroli.Ciało, do którego pasowały, znalezione dzień pózniej.Griffin błąkał się po labiryncie ciasnych szarych pokoików, aż w końcu doszedł do końcakorytarza.Mieściło się tu centrum przetwarzania materiału dowodowego, złożone z dwóchpołączonych pokoików wielkości garderoby, w których poustawiano kartoteki, stoły, komputerpodłączony do Automatycznego Systemu Identyfikacji Odcisków Palców i inny sprzęt.Fitz stałkoło stołu z rozkładanym blatem, pogrążony w rozmowie z czarnoskórym, elegancko ubranymmężczyzną, w którym Griffin rozpoznał sierżanta Napoleona, szefa Biura IdentyfikacjiKryminalnej.Obaj podnieśli wzrok, gdy tylko Griffin stanął w drzwiach. Nareszcie mruknął Fitz.Zadzwoniłeś, więc jestem odparł Griffin lekkim tonem. Fitz miał na twarzy niezdrowy rumieniec.Oczy zatopiły się jeszcze głębiej w fałdachskóry, a rzadkie włosy sterczały we wszystkie strony w nieprawdopodobnym nieładzie.Zmieniłubranie, co oznaczało, że udało mu się wpaść do domu.Przerwa w pracy wyraznie mu nieposłużyła. v2, Griffin, Napoleon.Napoleon, Griffin przedstawił ich sobie Fitz. Znamy się powiedział Griffin, kiedy ściskał sierżantowi dłoń.W przeciwieństwie doFitza Napoleon miał błysk podniecenia w oczach.O, nie, pomyślał Griffin.Kiedy gość odidentyfikacji kryminalnej wygląda na podekscytowanego, to znaczy, że.O, nie. Dostaliście wyniki analiz zgadł Griffin. Taa. odparł Fitz.DNA?Fitz łypnął na otwarte drzwi. Tak szepnął.Griffin pochylił się do przodu. I co? zapytał cicho. Zidentyfikowaliśmy próbkę wyszeptał Fitz. I to na sto procent podkreślił Napoleon. Wiemy już, kto zgwałcił Sylvię Blaire powiedział bardzo ponuro Fitz. WedługDepartamentu Zdrowia gwałcicielem na pewno był Eddie Como. Musiała zajść jakaś pomyłka oświadczył Griffin pięć minut pózniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]