[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trochę mocniej ściska moje ramię. Człowiek taką już ma naturę, że się wini, kiedy się zdarzają złerzeczy.Zastanawia się, co mógł zrobić, żeby coś się potoczyło inaczej.Widzę poczucie winy na jego twarzy i to strasznie mnie boli. To co się stało z babcią, to nie twoja wina, dziadku. To była moja wina.Powinnam bardziejnalegać na mamę, żeby do niej poszła. Ale i tak będę tak czuł. Zabiera rękę z moich ramion i chwyta moją dłoń. Byliście z Mattemsobienajbliżsi.Nie wiem, co się zdarzyło na tym drzewie, ale cokolwiek to było, ty nie wyszłaś z tego bezszwanku.Nadejdzie jednak taki czas, kiedy zaczniesz patrzeć na to tak, jak trzeba: że to był wypadek.Czuję, jak twarda kula zimnego przerażenia, którą nosiłam w piersi od dziesięciu lat, mięknie trochę.Część tego, co powiedział, jest prawdą.Nie chciałam zabić Matta.Więc może nie jestem potworem.Ale moja wina nie jest ani trochę mniejsza.Tulę się do boku dziadka i siedzimy tak jeszcze kilka godzin.ROZDZIAA 20O wilku mowaLUCPrzez trzy dni siedziałem na gałęzi drzewa przed oknem Frannie, zanim znowu zechciała ze mnąrozmawiać.Miała ciężki czas z egzaminami, ale pomogło posiadanie wysoko postawionychprzyjaciół.Przy odrobinie boskiej interwencji skończyła pozytywnie.Nie wybierałem się po dyplom.No bo ile można mieć świadectw ukończenia szkoły średniej? Aleprzyszło mi do głowy, że tego mogę potrzebować, jeśli rzeczywiście zamieniam się w śmiertelnika.Chowam się w cieniu tablicy wyników, czekając na Frannie, kiedy ktoś mnie klepie w ramię.Odwracam się i widzę Gabriela opartego o słupek bramki, uśmiechającego się do mnie z wyższością,i uderza mnie myśl, jak jestem ślepy bez szóstego zmysłu, który prawie zanikł.Macha idiotyczną bordową szatą, którą musiałem przywdziać na uroczystość. Aadny ciuszek. Idz do diabła. Nie ma mowy mówi, odrywając się od słupka.Oglądam się na trybunę główną, gdzie pojawia się Frannie z rodziną. Dlaczego.? zerkam na nią. Dlaczego się wycofałem? dopowiada za mnie. Bo ona dokonała wyboru. Skąd wiesz? %7łartujesz sobie, tak? Spójrz na siebie.I wtedy pojmuję.Staję się człowiekiem i to ona dla mnie zrobiła.Tak bardzo musiała mnie pragnąć.Resztki mojej mocy wzbierają i czuję trzaski wyładowań na skórze. I pewnie wyszedłeś z tego bez szwanku? Zachowałeś skrzydła? Przez jakiś czas ta kwestia wisiała na włosku uśmiecha się. Gdyby ona.gdyby to się potoczyło inaczej, zrezygnowałbyś z nich?Zerka na Frannie i znowu na mnie, po czym uśmiecha się krzywo i podnosi brew. A miałbym wybór?Widzę w jego oczach co usiłuje ukryć, może nawet przed sobą, za drwiącym wyrazem twarzy żechętnie zrezygnowałby dla niej ze skrzydeł.Wchodzi za tablicę. Nie myśl, że przestanę czuwać tylko dlatego, że ty nie jesteś już zagrożeniem dla jej duszy.Daj mitylko pretekst, a rozniosę cię w kawałki. I znika, jakby go w ogóle nie było.Patrzę z boiska, jak mama Frannie robi zamieszanie wokół jej fryzury i czapki.Tylko Frannie potrafiwyglądać seksownie w tej śmiesznej czapce i kiecce.Wyobrażam sobie, co ma pod spodem, i podspodem tego podspodu.Przy odrobinie szczęścia będę miał szansę pózniej to sprawdzić.Już wiem, żenie czerwony stanik.Może coś czarnego.koronkowego.Razem z Riley i Taylor wychodzi na boisko, a jej rodzina idzie na trybuny.Wybucham śmiechem nawidok miny pana Cavanaugh, kiedy jego córka podchodzi i całuje mnie.I nagle widzę, że obserwujemnie dzia-dek, surowym spojrzeniem.Ale już kiedy mam odwrócić wzrok, uśmiecha się i kiwa mi głową.Frannie zerka na trybuny, na ojca. Będziemy musieli coś z tym zrobić. Myślę, że to przegrana sprawa mówię, choć mam nadzieję, że się mylę.Przyciągam ją do siebiei całuję. Niedobrze mi się od was robi.Wynajmijcie sobie pokój parska Taylor.Riley chwyta Taylor za rękę i ciągnie ją w kierunku sali gimnastycznej. Ustawiają się, chodzmy.Obejmuję Frannie ramieniem, rzucam spojrzenie na jej ojca i ruszamy przez morze bordowych czapeki szat do szeregu ustawiającego się za salą gimnastyczną.Zaczyna grać muzyka i wszystkie dobre małe lemingi idą w dwuszeregu.Kazano nam zachowaćpółmetrowy odstęp, ale Frannie obejmuje mnie i tuli się, kiedy idziemy na boisko zająć swoje miejsca.Nie mogę jakoś pozbyć się szerokiego uśmiechu z twarzy.Siadamy, ja rozglądam się po wszystkich tych spoconych ciałach smażących się na słońcu, kiedydyrektor Grayson ględzi o nowych początkach i tym podobnych bzdurach.Po półgodzinie mniejwięcej doskonale rozumiem, dlaczego zawsze unikałem tych ceremonii dyplomowych jak plagiszczurów.Już dochodzę do przekonania, że po siedmiu tysiącach lat wreszcie umrę z nudy, gdy zaczynająwyczy-tywać nazwiska i nasz rząd wstaje.Idę przez podium, a dyrektor Grayson podaje mi dyplom zszerokim uśmiechem i skinieniem głowy mędrca.Czekam u stóp schodów na Frannie, a kiedy onaidzie ku mnie, jej szata powiewa na wietrze, podkreślając jej kształty.Mimowolnie fantazjuję o tym,co będzie pózniej.Ma zostać na noc u Taylor.Zastanawiam się, czy dasię namówić na zmianę lokalizacji.Już jest przy mnie.Podrywam ją do góry i całuję. Hmm, miłe mówi, kiedy ją odstawiam na ziemię. Na pewno właśnie zapunktowałeś urodziców.Patrzę na trybuny i widzę, że jej rodzice stoją z otwartymi ze zdumienia ustami, tata z aparatem za-pomnianym w dłoni.A dziadek się śmieje. Jak tam plan? Pracuję nad nim.Ale na pewno nie obejmuje molestowania mnie na oczach rodziny.Po ceremonii jej rodzina schodzi na murawę, tata ciągle patrzy gniewnie. Więc idziesz na imprezę z Taylor i Riley? zagaja mama.Stara się być radosna, ale jej uśmiechjest sztuczny jak cyrkonia.Frannie wywraca oczami. Tak, mamo.Dziadek podchodzi do mnie i poklepuje mnie po plecach. Luc się o nią zatroszczy.Mamy umowę.Co nie, synu?Uśmiecham się z ulgą. Tak, proszę pana. Myślę, że Frannie jest w dobrych rękach dodaje, puszczając oko.Sztuczny uśmiech mamy Frannie nie daje jednak rady, kiedy ona patrzy spode łba na dziadka. Tato, no naprawdę, to nie jest twoja sprawa. Nie, masz rację.To sprawa Frannie i tym razem puszcza oko do wnuczki. Mówiłam już odzywa się Frannie. Idę na imprezę z Taylor i Riley, mamo.Znasz nasząumowę.I nie zapomnij, że zostajemy u Taylor na noc.Patrzy na mnie podejrzliwie i widzę, że jej tata jest gotów zaprotestować, ale wtedy właśnie pojawiająsię Taylor i Riley i chwytają przyjaciółkę. Dzień dobry, pani Cavanaugh mówi Taylor. Porywam Frannie, dobra?Wzrok taty Frannie łagodnieje odrobinę, a mama mówi: Dobra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]