[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już mieli.Glenn wziął szklankę z baru, wsypał do niej lodu i nalał sobie trochę burbona.Wypił łyk i natychmiast poczuł się lepiej, a potem ruszył do biura na tyłach, gdzieusiadł w starym, skórzanym fotelu.Jego królestwo.Na ścianach wisiały stare zdjęcia.Jego zdjęcia.Scotta.Nawet kilka sprzed miliona lat - z kumplami ze Zwiętej Elżbiety.Na jednym uśmiechnięta twarz Zeke'a, Jarrett, Hudson, Trzeci, Scott i on sam.bezdziewczyn.Bez Jessie.SR Zastanawiał się nad nią i naprawdę miał nadzieję, że to nie jej ciało znalezionoprzy starej szkole.Lubił myśleć, że uciekła, zwiała demonom, które ją ścigały.Dziew-czyna Hudsona.Aha, jasne.Taka laska jak Jessie.tajemnicza i niebywale seksowna, nie należy do nikogo.Niech to szlag, to była naprawdę niezła sztuka.Naprawdę gorąca!Więc co się z nią stało? Glenn znowu pomyślał o straconych okazjach, kiedywłączał komputer, żeby poślęczeć nad księgami.Boże, zalegali z mnóstwem płatno-ści.%7łołądek mu się ścisnął, kiedy spojrzał na sumę.To szokujące, ile banków zaoferowało im kredyt, ale z drugiej strony, Scott po-trafił bajerować, kiedy trzeba było.Wiedział, jak sfinalizować transakcję.Umiał cza-rować, namawiać, przyciskać sprzedawców jak wirtuoz.Czasem Glenn zastanawiałsię, jak to wszystko się skończy.Jeśli sytuacja się nie poprawi, nie tylko nie spłacądzierżawy, ale nie starczy im nawet na pensje.A przecież powinni mieć więcej fundu-szy.Jasne, że ostatnimi czasy w restauracji nie szło najlepiej, ale jak już zdarzał siędobry dzień, to był naprawdę dobry.Wystarczy spojrzeć choćby dzisiaj.Postanowił poszukać zródła ich problemów z gotówką, więc przejrzał rachunkiwyjątkowo starannie.Nie miał fachowego wykształcenia w rachunkowości i finan-sach, ale wiedział, kiedy zalegał z opłatami i czy restauracja ma dość pieniędzy, żebyspłacić należność.Dwie godziny pózniej, kiedy skończył żonglować cyframi i dokonał mi-nimalnych spłat zaległych rachunków, przypomniał sobie o liście.Wyjął go z kiesze-ni, obejrzał w świetle niebieską kopertę z napisanym na maszynie adresem.Wysłanogo w Portland.Wyglądał na zaproszenie.Rozciął kopertę nożykiem do listów i wyciągnął prostą, białą kartę: Z czego zrobieni są mali chłopcy? Z żab, ślimaków i psich ogonów.Z tego zro-bieni są mali chłopcy".Glenn upuścił kartkę, jakby go sparzyła.Serce kołatało mu w piersi mocno i bo-leśnie.W ustach zaschło.Jessie!Co jest, u diabła?Spanikowany bez mała słyszał, jak Jessie nuci te słowa.Słyszał, jak wypowiadawłaśnie te wersy. Z czego zrobieni są mali chłopcy."SR Starał się uspokoić, ale jak już obraz pojawił się w jego myślach, nie potrafił sięgo pozbyć.Jakby szkoła średnia była wczoraj.Doskonale pamiętał, jak bardzo pragnąłpieścić krągłości Jessie.Pragnął jej żarliwie, z żądzą, która prześladowała go jak prze-kleństwo.Oczywiście, ona chciała tylko Hudsona.I nawet nie spojrzała na Glenna.Ale drażniła się z nimi.O, i to jeszcze jak.Tym seksownym nuceniem, kołysaniembiodrami, znaczącym spojrzeniem i czymś w sposobie mówienia, co wydawało siębardziej dorosłe niż u innych dziewczyn.Ona wiedziała pewne rzeczy.Właśnie topowiedziała Vangie tamtego wieczoru? %7łe Jessie wiedziała.Przeszedł go dreszcz, kiedy jej obraz powrócił do jego umysłu.Boże w niebiesiech, jakże chciał, żeby jej nogi oplotły go w pasie, chciał w niąwejść.Po prostu włożyć jej, z całej siły.Wyobrażał sobie, jak Jessie odrzuca głowę,jak rozchyla usta, jej oczy jak lśniące agaty.Pan Gotowy stanął na baczność i Glenn już sięgnął, żeby się tym zająć, gdy do-tarło do niego znaczenie kartki i pożądanie zwiędło - szybciej niżby uczynił to kubełzimnej wody.Czy Jessie żyje?Musi!- Panie Stafford?Rozległo się ciche pukanie do drzwi gabinetu.Glenn natychmiast przywołał się do porządku, schował kartkę do kieszeni i otwo-rzył drzwi.Amy, jedna z niedawno zatrudnionych osób, która nie miała jeszcze nawetosiemnastu lat, spojrzała na niego jak zwykle wzrokiem przerażonej łani.- Jest pan Pascal, ale rozmawia z policjantem.Prosił, żebym po pana przyszła.- Zaraz będę - odparł.Policjant.? McNally! To na pewno on.Co za człowiek.Musiał przyjść do nichdo pracy?Glenn przejrzał się w lustrze, wciągnął brzuch i obiecał sobie ograniczyć porcjemakaronów.Wyszedł z biura spokojnym krokiem i pewny siebie poszedł do frontowejczęści restauracji, chociaż coraz bardziej się niepokoił.Oczywiście, to był ten gliniarz.Teraz dwadzieścia lat starszy.Ale, Jezu, wyglą-dał lepiej niż wtedy, łajdak.Jak to możliwe? Wtedy był po dwudziestce, a teraz poczterdziestce, a wydawało się, że nie stracił ani jednego cholernego włosa na głowie.Wciąż ciemnobrązowe, tylko na skroniach lekko posiwiał.McNally spojrzał na Glen-na jasnymi, piwnymi oczami, świdrującymi jak stal.Robił wrażenie wysportowanego itwardego, i równie wrednego jak dwadzieścia lat temu.SR Scott gładził łysą czaszkę gestem, który mógł znaczyć wszystko od zde-nerwowania po rozbawienie.Uniósł brew, widząc Glenna.Lekko drwiącym tonempowiedział:- Odwiedził nas detektyw Sam McNally.- Pewnie nie jest to towarzyska wizyta - stwierdził krótko Glenn, starając sięschować napięcie za uśmiechem.Miał nadzieję, że nie zazgrzytał zębami.- Chodzmydo mojego biura.Amy i kilku innych pracowników patrzyło szeroko otwartymi oczami, jak idą ko-rytarzem.Glenn miał ochotę zdzielić każdą z tych zachłannie gapiących się twarzy.Siadając z powrotem za biurkiem, zauważył, że ręce mu trochę drżą.Niech todiabli.Położył jedną dłoń na drugiej na blacie biurka, podczas gdy Scott oparł się ościanę, a McNally usadowił w jednym z klubowych foteli, jakby zamierzał zostać bar-dzo długo.- Dzwoniłem do pana - powiedział, patrząc na Glenna.- Aha, byłem.byłem zawalony robotą.- Cholera, czego wtedy chciał? -Nie mia-łem czasu na spotkanie z panem.- Obaj jesteśmy zajęci - wtrącił Scott.- Wróciłem do miasta niecałe pół godzinytemu.Mamy jeszcze jedną restaurację tuż pod Lincoln City, Blue Ocean, którą wła-śnie rozkręcamy.- Nie zamierzam marnować waszego czasu - oznajmił McNally.- Jestem pewien,że panowie wiedzą o szczątkach znalezionych w Zwiętej Elżbiecie.Uważam, że toszczątki Jezebel Brentwood i chcę omówić raz jeszcze wasze oświadczenia z okresu,kiedy zniknęła.- Ale nie ma pan pewności, że to Jessie - odezwał się z delikatnym naciskiemScott.- Nie ma jeszcze wyników badania DNA.Glenn zaniepokoił się trochę bardziej. Nie ma jeszcze wyników badania DNA".Miał wrażenie, jakby kartka w kieszeni paliła go żywym ogniem.Powinien o niejwspomnieć? Dać im znać, że Jessie równie dobrze może nadal żyć? I co ta kartka mo-że znaczyć? O co chodzi?Zgodnie z zapowiedzią McNally nie marnował ich czasu.Omówił sekwencjęwydarzeń poprzedzających zniknięcie Jessie, a Glenn był zaskoczony, jak dokładnenotatki miał policjant.Ale z drugiej strony, dwadzieścia lat temu McNally przepuściłich przez wyżymaczkę.Facet wiedział lepiej, co się wtedy wydarzyło, niż Glenn pa-miętał.- Znałem Jessie, wszyscy ją znaliśmy ze szkoły, ale mnie interesował sport i niebardzo zwracałem uwagę na inne sprawy - oznajmił Scott, kiedy McNally skończył iSR popatrzył na nich, czekając, aż któryś się odezwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •