[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jednak nie było możliwe, więc patrzyłem w te oczy, w któ-rych czytałem zrozumienie nieskończenie głębsze niż moje.Było tak, jakby wiedział o mnie wszystko, jakby w tej właśnie chwili oceniłpróby, które przeszedłem., zobaczył, zrozumiał, może współczuł.Przez chwilęmiałem wrażenie, że widzę żal, miłość.i może odrobinę rozbawienia.Potem odwrócił głowę i kontakt został zerwany.Westchnąłem mimowolnie.I właśnie wtedy dostrzegłem w świetle błyskawi-cy, że coś lśni z boku jego szyi.Zrobił kolejny krok i teraz patrzył na gromadęmojego rodzeństwa.Opuścił głowę i zarżał cichutko.Stuknął o ziemię prawym104 przednim kopytem.Wyczułem, że Merlin stanął obok mnie.Pomyślałem, co bym stracił, gdybywszystko skończyło się tutaj.Jednorożec wykonał kilka tanecznych kroków.Potrząsnął głową i opuścił ją.Miałem wrażenie, że nie podoba mu się pomysł zbliżenia do tak dużej grupy ludzi.Po kolejnym kroku raz jeszcze dostrzegłem migotanie.I nie tylko.Czerwona iskrabłyszczała poprzez futro na szyi: nosił Klejnot Wszechmocy.Nie wiedziałem, jakgo odzyskał, ale to bez znaczenia.Jeśli tylko odda kamień, byłem pewien, że zdo-łam przełamać burzę.a przynajmniej osłonić to miejsce i nas, dopóki nie minie.Ale jedno spojrzenie było wszystkim, na co mogłem liczyć.Nie zwracał już namnie uwagi.Wolno, ostrożnie, gotów do ucieczki przy najmniejszym zagrożeniu,zbliżył się do miejsca, gdzie stali Julian, Random, Bleys, Fiona, Llewella, Bene-dykt i kilkoro szlachty.Powinienem już wtedy zdać sobie sprawę, co się dzieje, ale nic nie rozumia-łem.Po prostu obserowałem ruchy smukłego zwierzęcia, wchodzącego z wolnaw sam środek grupy.Znowu się zatrzymał, opuścił głowę, potrząsnął grzywą i opadł na przedniekolana.Klejnot Wszechmocy wisiał teraz na spiralnym, złotym rogu; jego końcemdotykał prawie osoby, przed którą klęczał.Nagle oczyma wyobrazni zobaczyłem na niebie twarz i naszego ojca.Znówusłyszałem jego słowa: "Po mojej śmierci na was spadnie problem sukcesji.Niemam wyjścia; muszę postawić tę sprawę na rogu Jednorożca".W grupie rozległy się szepty.Zrozumiałem, że wszystkim przyszła do głowyta sama myśl.Jednorożec nie drgnął nawet wobec tego poruszenia, lecz trwał nibymiękka, biała statua, jakby przestał nawet oddychać.Random powoli wyciągnął rękę i zdjął Klejnot.Usłyszałem jego cichy głos. Dzięki ci  powiedział.Julian wydobył miecz, przyklęknął i złożył go u stóp Randoma.Potem Bleysi Benedykt, Caine, Fiona i Llewella.Dołączyłem do nich.A wraz ze mną mój syn.Random milczał przez chwilę.Wreszcie odezwał się. Przyjmuję wasz hołd  oznajmił. A teraz wstańcie wszyscy.Jednorożec odwrócił się i ruszył biegiem.Przemknął po zboczu i w mgnieniuoka zniknął poza zasięgiem wzroku. Nigdy bym się nie spodziewał czegoś takiego  stwierdził Random, wciążspoglądając na Klejnot. Corwinie, czy możesz wziąć to ode mnie i powstrzy-mać nawałnicę? Teraz należy do ciebie  odparłem. Nie wiem, jak daleko sięga zabu-rzenie.Nie wiem, czy w moim obecnym stanie potrafiłbym wytrwać tak długo,by zapewnić nam bezpieczeństwo.Sądzę, że musi to być twój pierwszy czyn jakokróla.105  W takim razie musisz mi pokazać, jak to zrobić.Myślałem, że dla dostro-jenia niezbędny jest Wzorzec. Chyba nie.Brand sugerował, że osoba już zestrojona może dostroić inną.Zastanawiałem się nad tym i chyba już wiem, jak tego dokonać.Przejdzmy nastronę. W porządku.Chodzmy.Coś nowego pojawiło się w jego głosie, w postawie.Nieoczekiwana rola od-mieniła go.Myślałem, jakim królem i królową stanie się on i Vialle.Zbyt wie-le.Nie mogłem skupić myśli.Zbyt wiele się ostatnio wydarzyło.Nie potrafiłemzawrzeć w jednym planie myślowym wszystkich tych zdarzeń.Miałem ochotęwczołgać się w jakiś cichy kącik i przespać cały dzień.Zamiast tego, szedłem zanim do miejsca, gdzie wciąż żarzyło się niewielkie ognisko.Spojrzał w ogień i dorzucił garść patyków.Potem usiadł i skinął mi głową.Podszedłem i zająłem miejsce obok. Z tym całym panowaniem. zaczął. Corwinie, co ja zrobię? Tospadło na mnie zupełnie nagle. Co zrobisz? Prawdopodobnie kawał dobrej roboty. Myślisz, że mieli żal? Jeśli nawet, to tego nie okazali.Jesteś dobrym kandydatem, Randomie.Tyle się ostatnio zdarzyło.Tato nas chronił, może nawet bardziej, niż powiniendla naszego dobra.Tron to nie żaden frykas.Czeka cię wiele ciężkiej pracy.Myślę,że inni też to zrozumieli. A ty? Ja pragnąłem go tylko dlatego, że pragnął Eryk.Wtedy nie zdawałem so-bie z tego sprawy, ale to prawda.Tron był sztonem w grze, którą rozgrywaliśmyprzez całe lata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •