[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drugiej stronie łodzi było mnóstwoodzieży, koców i innych rzeczy, ale my woleliśmy już raczej znosić taki deszcz, niż w tymwszystkim się grzebać. ROZDZIAA VLądPróbowaliśmy ułożyć jakiś plan, ale też żadną miarą nie mogliśmy dojść do zgody.Jim ija byliśmy za tym, że trzeba zawrócić i lecieć do domu, lecz Tomek uważał, że nim sięrozwidni na tyle, żebyśmy mogli obserwować drogę, zbliżymy się już tak bardzo do Anglii,że poręczniej nam będzie dolecieć tam na dobre, a potem wrócić statkiem i móc siępochwalić, czegośmy to dokonali.Koło północy burza ucichła; wyjrzał księżyc i oświetlił fale oceanu, a my poczuliśmy sięjakoś błogo i sennie, toteż wyciągnęliśmy się na pokrywach schowków i usnęliśmy, budzącsię dopiero o wschodzie słońca.Morze migotało jak przygarść diamentów, zrobiła się pięknapogoda, toteż nasze ubrania wkrótce znów były suche.Poszliśmy na rufę, żeby poszukać czegoś na śniadanie, i pierwsza rzecz, jak rzuciła namsię w oczy, to takie blade światełko palące się w kompasie pod daszkiem.Wtedy Tomekzaczął się niepokoić.I powiedział: Czy wiecie, co to znaczy? To całkiem proste.To znaczy, że ktoś z nas musi stanąć nawachcie i sterować całym interesem, zupełnie tak samo, jakby sterował statkiem.Bo inaczejbędziemy się błąkać tam i sam i zalecimy, gdzie nas poniesie wiatr. No dobra  powiadam  to co w ogóle robił balon od chwili tego.jak mu tam.wypadku? A błąkał się samopas  odpowiedział mi Tomek, jakby cokolwiek zmartwiony.Błąkał się, to pewne.Leci teraz z wiatrem na wschód lub zachód.A my nawet nie wiemy, jakdługo to już trwa.Tak więc wziął i nakierował balon na wschód i powiedział, że będziemy lecieć w tymwłaśnie kierunku, dopóki nie wtrząchniemy śniadania.Profesor zgromadził tu wszystko, oczym tylko można było zamarzyć, lepiej już chyba nie mógł.Nie było wprawdzie mleka dokawy, ale za to była woda i wszystko inne, co tylko kto zechciał, i piecyk na węgiel drzewnywraz ze wszystkimi potrzebnymi przyborami, a oprócz tego fajki, cygara, zapałki, wino ijeszcze jakieś inne przeróżne trunki  tyle że to nas specjalnie nie interesowało; były teżksiążki, mapy, wykresy i akordeon, futra i koce i cała masa takich tam rupieci, jak mosiężnepaciorki i inne świecidełka, o których Tomek powiedział, że wskazują niechybnie, iż profesorzamierzał także odwiedzić dzikusów.Były również pieniądze.O, tak, profesor zaopatrzył sięcałkiem nielicho.Po śniadaniu Tomek pokazał Jimowi i mnie, jak się kieruje balonem, i przydzielił namwszystkim czterogodzinne wachty; podzielił czas na spanie i czuwanie, toteż kiedy już samodsłużył swoje, musiałem go zluzować, podczas gdy on wyjął papiery i pióro profesora, żebynapisać list do domu, do swojej ciotki Polly, gdzie opisał jej wszystko, co nam się przytrafiło,a u góry, przy dacie, dodał jeszcze: Nieboskłon.W drodze do Anglii.Złożył arkusz weczworo, solidnie opieczętował go czerwonym lakiem, zaadresował jak trzeba, a nad adresemdopisał wielkimi literami: Od Tomasza Sawyera, Aronałty.I jeszcze powiedział, że stary NatParsons, poczmistrz, to dopiero będzie rwał włosy z głowy, kiedy ten cały pasztet tam doniego dotrze.Więc ja mu na to: Tomaszu Sawyerze, to przecież nie żaden nieboskłon, a zwyczajny balon.  Dobra, ale kto mówi, że to nieboskłon, mądralo? Tak w każdym razie napisałeś w tym liście. No i co? To przecież jeszcze nie znaczy, że balon jest nieboskłonem. Ech, bo ja myślałem, że to właśnie to.No, dobra, a więc co to takiego ten nieboskłon?Widziałem, że na dobrą chwilę go zatkało.Aamał sobie głowę coś tam rozważał, aleniczego jakoś nie wymyślił.Musiał więc się przyznać: Nie wiem i nikt tego nie wie.To tylko takie słowo i to całkiem nieliche.Niewiele jestchyba słów lepszych od tego.A prawdę mówiąc nie sądzę, czy znajdzie się choć jedno. Tam do licha!  powiadam. Ale co o n o znaczy?  Bo o to mi przede wszystkimszło. Przecież ci mówię, że nie wiem.To słowo, którego się używa do.no, cóż, tylko tak,dla ozdoby.Nie przyszywa się chyba żabotu do koszuli, żeby w niej było cieplej.Co, możenie mam racji? Jasne, że tak. Ale się go przyszywa, nie? No, owszem. Więc wszystko gra; ten list, który napisałem, to jakby, coś w rodzaju koszuli, anieboskłon jest w nim czymś na kształt żabotu.Byłem pewny, że to poruszy Jima i tak też się stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •