[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili jechaliśmy już przez płaskie okolice.Równo-legle do drogi ciągnęła się pusta ścieżka rowerowa, a za niąponury las.Moja doczesna powłoka znajdowała się na wy-spie Martha's Vineyard, ale duchem przebywałem na połu-dniowym Pacyfiku.Myślałem o Ricku na Fidżi i snułemróżne skomplikowane i upokarzające plany zwolnienia gopo powrocie.Racjonalna część mojego umysłu podpowiada-ła mi, że nigdy tego nie zrobię - dlaczego nie miałby poje-chać na ryby? - ale tego ranka triumfował irracjonalizm.161 Jak sądzę, bałem się, a strach zaburza zdolność osądu jesz-cze bardziej niż alkohol i zmęczenie.Czułem się opuszczonyi urażony.- Po odwiezieniu pana do rezydencji - kontynuował po-licjant niezrażony moim milczeniem - mam pojechać nalotnisko po pana Krolla.Gdy zaczynają się pokazywać ad-wokaci, to zawsze oznacza, że sytuacja jest niedobra.-Urwał i przysunął twarz do przedniej szyby.- Cholera, zno-wu to samo.Z daleka to wyglądało tak, jakby zdarzył się wypadek.Widziałem migające niebieskie światła wozu policyjnegooświetlające okoliczne drzewa jak w nowoczesnej in-scenizacji opery Wagnera.Gdy podjechaliśmy bliżej, za-uważyłem kilkanaście samochodów i furgonetek zapar-kowanych po obu stronach drogi.Wokół stali bezczynniejacyś ludzie.Mój mózg wciąż opornie rejestrował infor-macje, dlatego założyłem, że doszło do karambolu.Gdy jed-nak mikrobus zwolnił i kierowca włączył lewy kierun-kowskaz, ci ludzie zaczęli podnosić z ziemi jakieś rzeczy ibiec w naszą stronę. Lang, Lang, Lang ! - krzyczała jakaśkobieta przez tubę. Kłamca, kłamca, kłamca!.Przez oknowidziałem kiwające się wizerunki Langa, w pomarańczo-wym kombinezonie, rozpaczliwie trzymającego się kratyzakrwawionymi rękami. Poszukiwany! Zbrodniarz wojen-ny! Adam Lang!Policja z Edgartown zablokowała drogę do posiadłościRhineharta.Na nasz widok szybko podnieśli barierę, ale itak musieliśmy się zatrzymać.Demonstranci walili pię-ściami i kopali boki mikrobusu.W świetle reflektora ekipy162 telewizyjnej zauważyłem mężczyznę zakapturzonego jakmnich.Odwrócił się od dziennikarza prowadzącego wywiadi spojrzał na nas.Odniosłem wrażenie, że skądś go znam,ale po chwili zniknął wśród wykrzywionych twarzy i unie-sionych ramion.- Ci cholerni obrońcy pokoju zawsze są skłonni doprzemocy - zauważył mój kierowca i wcisnął pedał gazu.Koła przez chwilę kręciły się w miejscu, po czym samochódgwałtownie wystrzelił w kierunku cichego lasu.* * *Spotkałem Amelię na korytarzu.Spojrzała na moją nie-wielką walizkę z pogardą, do jakiej zdolna jest tylko kobieta.- To naprawdę wszystkie twoje rzeczy?- Lubię podróżować z lekkim bagażem.- Lekkim? To chyba waży mniej niż odrobina puchu.-Amelia westchnęła.- Chodz ze mną.Miałem typową walizkę na kółkach, z wyciąganą rączką.Zaturkotała na kamiennej posadzce, gdy ciągnąłem ją przezkorytarz w głąb domu.- Dzwoniłam do ciebie kilka razy wczoraj wieczorem -powiedziała Amelia, nie oglądając się za siebie.- Nie odbie-rałeś.Zbliża się chwila prawdy, pomyślałem.- Zapomniałem naładować komórkę.- Tak? A co z telefonem w pokoju? Też próbowałam.- Wyszedłem.163 - I wróciłeś po północy?Skrzywiłem się za jej plecami.- Co chciałaś mi powiedzieć?- To.Zatrzymała się przed jakimiś drzwiami, otworzyła je ipuściła mnie pierwszego.Ciężkie zasłony były zaciągnięte,ale nie stykały się w środku, dlatego zdołałem dostrzec zaryspodwójnego łóżka.W pokoju pachniało stęchłymi ubrania-mi i lawendowym mydłem.Amelia szybko podeszła do oknai rozsunęła zasłony.- Od tej pory będziesz tu spał.To był zwykły pokój, z rozsuwanymi drzwiami wy-chodzącymi prosto na trawnik.Poza łóżkiem, umeblowanieskładało się z biurka z lampą kreślarską, fotela pokrytegojakąś beżową, grubo tkaną narzutą i wbudowanej szafy zlustrzanymi drzwiami.Pokój był połączony z łazienką.Przezuchylone drzwi dostrzegłem białą glazurę.To był porządny,funkcjonalny, okropny pokój.- Więc to tutaj ulokowaliście babcię, tak? - spróbo-wałem zażartować.- Nie, tutaj ulokowaliśmy Mike'a McArę.Odsunęła drzwi szafy; w środku wisiały marynarki i ko-szule.- Przepraszam, nie mieliśmy czasu tu posprzątać.Jegomatka mieszka w domu starców, więc nie ma miejsca, żebyto gdzieś trzymać.Jak sam powiedziałeś, nie masz dużorzeczy.Poza tym, skoro termin publikacji został przyśpie-szony, będziesz tu mieszkał tylko kilka dni.Nie jestem szczególnie przesądny, ale uważam, że pewne164 miejsca mają swoją atmosferę, a gdy tylko wszedłem dotego pokoju, od razu mi się nie spodobał.Na myśl o kontak-cie z ubraniami McAry poczułem coś zbliżonego do paniki.- Zawsze przestrzegam zasady, żeby nie mieszkać wdomu klienta - powiedziałem.Starałem się mówić swobod-nym, niedbałym tonem.- Wielokrotnie się przekonałem, żepo długim dniu pracy konieczne jest zachowanie dystansu.- Ale za to będziesz miał stały dostęp do maszynopisu.Chyba ci na tym zależało? - Amelia uśmiechnęła się domnie.Tym razem była naprawdę rozbawiona.Ustawiłamnie dokładnie tak, jak chciała, w przenośni i dosłownie.-Poza tym, nie możesz wciąż przedzierać się przez tłumdziennikarzy.Wcześniej czy pózniej dowiedzą się, kim je-steś, a wtedy zaczną cię prześladować pytaniami.To byłobydla ciebie okropne.Tutaj będziesz mógł spokojnie praco-wać.- Czy nie ma innego pokoju, do którego mógłbym sięwprowadzić?- W rezydencji jest tylko sześć sypialni.Adam i Ruthśpią w oddzielnych pokojach, ja również.Dziewczynymieszkają razem.Dyżurni policjanci używają jednej sypialnipodczas nocnych zmian.Kompleks gościnny zajęli agenciWydziału Specjalnego.Nie bądz taki wrażliwy, zmieniliśmypościel.- Zerknęła na swój elegancki złoty zegarek.- Słu-chaj, lada chwila przyjedzie tu Sidney Kroll.Za niecałe półgodziny mamy otrzymać oświadczenie MiędzynarodowegoTrybunału Karnego.Rozgość się tutaj, a potem przyłącz się165 do nas, jesteśmy w gabinecie na górze.Cokolwiek postano-wimy, będzie miało znaczenie również dla ciebie.Praktycz-nie jesteś jednym z nas.- Tak?- Oczywiście.Przecież to ty napisałeś wczorajszeoświadczenie.Jesteś już wspólnikiem.Gdy wyszła, nie zabrałem się do rozpakowywania waliz-ki.Nie mogłem się na to zdobyć.Usiadłem ostrożnie nałóżku i gapiłem się przez okno na omiatany wiatrem traw-nik, niskie krzaki i bezkresne niebo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •