[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze dbała o siebie, zatem nawet po kil kugo dzinach za biurkiem nie po trzebo wała dużo czasu, żeby do pro wadzić swo ją apary cję do stanuprzy zwo ito ści.Praca w so bo ty trwała kró cej i o trzeciej już mo gła wy jść, ale Anna nie mo gła sięjeszcze zrelakso wać, przed nią nadal by ła najtrud niejsza mi sja dnia.Od kładała ten mo ment przezcały miesiąc, ale przy zwo itość nakazy wała, żeby w koń cu stawić mu czo ła.Wy szła z bu dy n ku sztabu, lecz zamiast skręcić w prawo w stro nę No wego Zwiatu i iść doswo jego mieszkania na Szczy gła, skręci ła w lewo w stro nę Mazo wieckiej.Idąc chod ni kiem poKró lew skiej, mi jała tłu my takich jak ona warszawiaków, któ rzy zado wo leni z zakoń czenia ty go -dnia pracy z energią so bot niego po po łu dnia ru szali w miasto w po szu ki waniu rozry wek.Skręci ław Mazo wiecką i od razu przeszła na parzy stą stro nę uli cy.Nie by ła to łatwa sztu ka, gdy ż po za-chod niej stro nie uli cy znajdo wało się mnó stwo znany ch magazy nów i restau racji, zatem pano -wał ruch i przecho dząc przez jezd nię, trzeba by ło wy mijać zarów no au to mo bile oraz do rożki, jakteż tłu my śpieszący ch się przechod niów.Na Mazo wieckiej znalazła się w wąwo zie z obu stron za-bu do wany m wy so kimi secesy jny mi kamieni cami, któ re z samego wy glądu zewnętrznego tchnę-ły so lid no ścią i zamożno ścią zamieszku jący ch je mieszczan.Po szarzałe kamien ne elewacje ro bi -ły po nu re wrażenie średnio wieczny ch mu rów obron ny ch i ty l ko wi try ny sklepów zmieniały du -cha ulicy na han dlo wy.Na wy so ko ści pierw szego piętra z każdej kamieni cy wy stawały balko ny,czasem zabu do wane i oszklo ne, ale częściej wielkie, kamien ne i masy w ne.Bal ko ny stawały sięprzy datne pod czas deszczu, w sło neczny dzień od bierały światło i zasłaniały błękit nieba.Chy liń -ska idąc uli cą miała wrażenie, że idzie w tu nelu.Takie impresje wzbu dzały w niej trzy kon dy gna-cy jne domy o wy so kich piętrach zamy kające z obu stron wąską ulicę.Spró bo wała spojrzećw górę, ale zo baczenie nieba wy magało zadarcia gło wy, a wtedy traci ło się z oczu ulicę i łatwoby ło po trącić któ regoś z przechod niów, zatem zrezy gno wała.Szła zdecy do wany m kro kiem, jakim idzie się na nieprzy jemne, lecz ko nieczne spo tkanie.Starała się nie my śleć o ty m, co chce po wiedzieć i jak ucu kro wać swo je zdecy do wane dictum,żeby nie zranić zby t głębo ko mężczy zny.Z gazet do brze znała wy pad ki, kiedy mło dzi lu dzie za-wiedzeni w swo ich ro man ty czny ch oczekiwaniach strzelali so bie w gło wę, czasem z pi sto letuojca, co zawsze zwielo krot niało ro dzin ną tragedię.Zerwanie chciała przepro wadzić w spo sób jed -no znaczny, niepo zo stawiający żad ny ch nadziei na zmianę sy tu acji w przy szło ści, ale jed no cze-śnie bardzo chciała uniknąć skrzy w dzenia do brego przecież czło wieka.Wręcz bała się wy rzu tówsu mienia, gdy by po zby t stanow czy m rozstaniu targnął się na własne ży cie.Mu siała po wiedziećwszy stko, co leżało jej na du szy, w spo sób natu ral ny, czy li nie układać przemo wy, ale po pro stupójść za od czu ciem serca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]