[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt go tu wcześniej nie widział.W eleganckim, czarnym garniturze wyglądałna polityka i tak też się zachowywał, a głos miał niczym prezenter radiowy.Ktośsiedzący blisko Gi Gi spytał chłopaka szeptem, kto zacz.„Wiem, kto to jest.Zna-liśmy go ze stryjkiem Franniem” — odparł młodzieniec trochę dziwnym głosem.Nikt się nie palił, żeby pytać Magdę, czy to nie ktoś z jej rodziny, ale najwyraź-niej uznała za właściwe to, co dżentelmen powiedział, a szczególnie poruszyło jąnawiązujące do Koranu zdanie, że Jak rozważy się wszystko do końca, to przesta-nie się o tym śnić”.Wtedy też jeden jedyny raz podczas całej ceremonii zapłakała, ale znów nikt nie poważył się spytać, dlaczego.Gdy było już po wszystkim i ludzie odchodzili, chłopak zbliżył się do dżentel-mena i mało przyjaznym szeptem spytał, czy mogliby chwilę porozmawiać.Męż-czyzna rzucił mu przenikliwe spojrzenie, uśmiechnął się i odparł, że oczywiście,jak tylko będzie wolny.Wolny, czyli gdy uściśnie dłonie wszystkich w najbliż-szej okolicy.Naprawdę zachowywał się, jakby kandydował na jakiś urząd.Nie-mniej chłopak poczekał i tylko uprzedził Pauline, że spotkają się później w domu.Dziewczyna spojrzała na niego z uczuciem bliskim miłości i stwierdziła, że w po-rządku, tylko niech się pospieszy.Widząc, jak cierpliwie czeka z założonymi rękami, ludzie myśleli, że Gi Gichce podziękować dżentelmenowi.Jednak gdy zostali w końcu sami, chłopak rozejrzał się dla pewności, że niktich nie usłyszy, i puścił język w ruch.— Popierdoliło cię, kurwa? Po co przylazłeś?— Powinieneś mi raczej podziękować, że pozwoliłem ci wrócić.Nie musia-łem, wiesz?— Nie, nie wiem.Niczego nie wiem.Czemu nic mi nie mówisz? Co? Tylechyba mógłbyś zrobić?Mężczyzna spojrzał na wytworny srebrno-czarny zegarek zapięty na lewymnadgarstku.Gdy chłopak go zobaczył, oczy mu się rozszerzyły.— To ten zegarek.Ukradłeś mu zegarek!— Pożyczyłem.Piękny, prawda? Kawałek dobrej roboty.Oddam ci go, gdyjuż tu skończymy.Potem będziesz mógł powiedzieć, że go znalazłeś, zarobiszpunkty u Magdy.Tak, tak będzie najlepiej.— Wydawał się bardzo dumny zeswojego pomysłu.Chłopak wręcz przeciwnie.Zacisnął usta w cienką linię, aż mu wargi pobie-lały.Wyglądało, że jeszcze chwila, a skoczy na dżentelmena z pięściami, chociażgość był od niego znacznie większy.201Teraz, gdy ceremonia dobiegła końca, pojawili się błyskawicznie czekają-cy dotąd w stosownej odległości pracownicy cmentarni.Dwóch zaczęło składaćz trzaskiem zielone krzesła, inny zajął się roślinnymi dekoracjami.Ktoś urucho-mił mały spychacz, ale z nie znanych powodów silnik kaszlnął kilka razy i umilkł.Przyszli jeszcze jacyś ludzie do zbierania krzeseł.Dżentelmen i chłopak przeszka-dzali im w pracy, przesunęli się zatem kilka stóp obok.— Dlaczego wróciłeś? Co ja tu robię? Myślałem, że zginąłem.— Bo zginąłeś.Przywróciłem cię do życia.— I pewnie mam ci być za to wdzięczny? Naprawdę mam podziękować?— Byłoby miło.Chłopak jednak przyskoczył do dżentelmena i pokazał mu oburącz wiadomygest.Jeden z pracowników cmentarnych zauważył te wyprostowane palce i aż gozatchnęło.Pokazał zjawisko kumplom i zaczął się śmiać.Z takimi wyrazami dopolityka! Dobre sobie.Astopel spojrzał na robotnika i z aprobatą pokiwał głową.Też uważał, że to śmieszne.— Czemu to zrobiłeś? A skoro już żyję, to czemu nie odesłałeś mnie do moichczasów?— Od teraz to jest twój czas, Gi Gi.I lepiej do niego przywyknij.Astopel sięgnął do kieszeni marynarki i długo czegoś tam szukał, patrząc przytym na wspaniale błękitne niebo.Słońce odbijało się w kryształowej tarczy jegozegarka.Raz odblask trafił w oczy chłopca, który musiał się aż odwrócić.— Masz.Przyjrzyj im się uważnie.Astopel wyciągnął z kieszeni osiem osobliwie kolorowych kamyków.Był tamjeden niebieski, jeden czerwony, dwa żółte, jedno kocie oko.Zwykłe kulki,jakie dzieci noszą po kieszeniach.— Oto życie Franniego McCabe’a.Astopel zebrał kamyki w stulonych dłoniach i potrząsnął nimi energicznie.Zagrzechotały głośno, irytująco.Przestał, rozchylił dłonie i znów pokazał kamy-ki.Gi Gi oczekiwał bezwiednie, że ujrzy coś całkiem innego, że to wszystko jakaśsztuczka.Ale nie, tylko kulki na łososiowej dłoni.Popatrzył mężczyźnie w twarz,ale tamten tylko się uśmiechał.Całkiem zwyczajnie się uśmiechał.Nagle rzuciłkamyki w powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •