[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszedł na swoje poprzez determinację iupór, nie godząc się na spędzenie życia w charakterze niewolnika stałej pensji,byle pionka.Gdy poznał Val, budował właśnie własną firmę  już wtedyzatrudniał trzy osoby w biurze nad pralnią Sketchleya na Crouch End.Ale to urządzenie Theo otrzymał w prezencie na dwudzieste pierwszeurodziny.Miało być kluczem do bramy przyszłości.syn ze łzami w oczachpodziękował im za swoje wymarzone Lightworks i nawet zabrał ich do miastana curry; ich własny syn, który nigdy nigdzie nie zapraszał rodziców, uważającich za parę żenujących ramoli, uniósł kieliszek i wzniósł toast za ich zdrowie, inic a nic nie dbał o to, że wszyscy wokół gapili się na nich; powiedział, jakośtak dziwnie oficjalnie:  Zapamiętam waszą hojność do końca życia.Morris wysiadł z auta.Otworzył drzwi do holu.Cisza. Halo, to ja!Val pewnie zastanawia się, jak Theo przyjął wiadomość.Naleje mu Scotcha zauważył, że teraz kupowała małe butelki whisky  jedna z tych pozornychoszczędności praktykowanych przez biedaków. Jest ktoś w domu?  %7ładnych zapachów gotowania; dziwne. Wszedł do saloniku.Val siedziała tam, sama.Uniosła wzrok.Jakby sięskurczyła.Przez chwilę nie odzywała się, tylko bawiła się grzywką, zupełniejak w ten okropny wieczór przed kilkoma miesiącami. Co się stało? Gdzie dziewczynki?  zaniepokoił się. Na górze. Zamknęła oczy, odsunęła włosy z czoła. Hannah właśniecoś mi wyznała.Serce zatrzymało mu się na moment. Co takiego?Chwila ciszy.Wszystkie inne kłopoty rozpłynęły się: przyszłość syna, nowaszkoła Becky, niepewność, czy sobie poradzą.%7ładna z tych rzeczy nie miałajuż znaczenia.Coś okropnego przydarzyło się Hannah.I uświadomił sobie, że wiedział otym przez cały czas; i tylko czekał. Powiedz mi, Val, co to takiego?Uniosła głowę, spojrzała mu w oczy. Jest w ciąży.Zauważył szklankę w swej dłoni  Val podała mu whisky.Odstawiłalkohol na stół.Na górze panowała cisza, zupełnie jakby nawet pokojewstrzymały oddech. Ten człowiek tam, w komórce?  zapytał w końcu. Ten, który jąporwał? On to zrobił?Val przytaknęła ruchem głowy.Wbiła wzrok w dywan, Chcesz powiedzieć, że ją zgwałcił?Val założyła włosy za uszy.Nie odpowiedziała. Została zgwałcona?  zapytał ponownie. Och, moje biednemaleństwo.Uniosła głowę. Nie.Tak myślałam, ale to nie stało się tak.Może łatwiejby było znieść. urwała. Me.Co ja mówię! Co zaszło?Odwróciła się twarzą do kaloryfera. Odbyli ze sobą seks, tak to ujęła.Ateraz spodziewa się dziecka.Na dworze pohukuje sowa.Pogrążona w ciemnościach wiem, kiedyprzychodzi noc; to już szósta.Znajdujemy się głęboko w lesie; odizolowani,wśród drzew, choć słyszę szum miasta.Gdy spacerujemy, wyczuwam wokółprzestrzeń, ale także, dalej, drzewa, lasy ciągnące się wiele mil.Jesteśmybardzo, bardzo daleko.Ponieważ odebrano mi zdolność patrzenia, zamknęłamsię w sobie.Eliot mówi mi, że on też zamyka oczy; robi to coraz częściej.Kręcisię po szopie i rozpoznaje przedmioty, dotykając je czubkami palców.Dotrzymuje mi towarzystwa.Wraz ze mną zanurzył się w ciemność prawdziwy mrok.Rozmawiając po ciemku, opowiedzieliśmy sobie o sprawach, o których nigdy nie wspomnieliśmy nikomu.Cali jesteśmy uszami.Nigdy niepoznałam go w sposób, w jaki znają go inni  nigdy go nie rozpoznam  alemoja niemożność widzenia go czyni nas wolnymi; myślę, że znam tajniki sercatego mężczyzny.Kilka dnia temu wyrecytował mi wiersz, który napisał, gdy był dzieckiem.Czas płynie wolnoCzas płynie jakby gnałCzas będzie trwał i trwał i trwał.I tak tu właśnie jest.Dzisiejsza noc, jak mówi, to nasza ostatnia.Jutro odejdę.Pijemy rozlane dokubków Martini Bianco.Pod spódnicą mam na sobie majtki jego dziewczyny; zrozciągliwej koronki, ale i tak zbyt obcisłe.Szczupła suka! Wyprał moje majtkii rajstopy.Poznał zapachy mego ciała, czyż to nie dziwne? On, nieznajomy? Wpierwszych dniach nienawidziłam go za to, co czyni, za więzienie mnie tutaj,ale teraz moje uczucia zmieniły się gwałtownie, jak na huśtawce.Przeszliśmyrazem przez tak wiele, stał mi się bliski  jak i ja jemu, to działa w obiestrony.Oboje jesteśmy więzniami, a jednak w jakiś dziwny sposóbodzyskaliśmy wolność.Stopniowo, wraz z przyzwyczajaniem się do ślepoty,zrzuciłam z siebie dręczące mnie problemy; cóż mnie teraz obchodzi mójwygląd, tu nie osaczy mnie odbiciem z lustra.Wczoraj  chyba to było wczoraj  powiedziałam:  Nie cierpię moichpryszczy.Nienawidzę tych moich warg zupełnie jak z gumy; takie same mamój tatuś.A on na to:  Wcale nie są jak z gumy.Kiedyś mężczyzni będą szaleli naich punkcie. Czyż to nie miłe z jego strony? Czuję się, jakbym została odartaze wszystkiego, a on stwarza ze mnie kobietę.Powiedział też:  Uważasz, żemasz grube uda.Niedługo ktoś cię pokocha i wiesz, co powie? Ze tonajcudowniejsze uda na świecie.Widzisz to? Przecież nic nie widzę  odrzekłam ostro, by ukryć odczuwanąprzyjemność.Rozmawiamy o kobiecie, której majtki noszę. Nigdy nie byłem takoszołomiony, nie aż tak  mówi. Ona mnie olśniła.To miłość, rozumiesz, amiłość jest ślepa.Nie powiedział nic więcej, nagle przypomniawszy sobie, gdzie jest i zjakiego powodu.Często zapominamy o tym oboje.Bo w pewien sposób razemw tym tkwimy.Oboje jesteśmy wystraszeni.Jutro wszystko się skończy  araczej zacznie  i myślę, że on boi się tak samo jak ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •