[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcę go mieć za sobą.Ten i wszystkie następne.Dopóki mój syn nie przestanie patrzeć namnie jak na wroga.- Oczywiście wczoraj nie byłaś chora.Ciotka Elka łgała jaknajęta.Uchlałaś się niczym świnia - zaatakował Szymek.- Oczywiście, schlałam się jak świnia.Ciocia Ela nakłamała, leczwtrosce o mnie.Zadowolony? Sądziłeś, synu, że zaprzeczę?- Nie mów do mnie synu! - wrzasnął.-A jak?- Nijak! Nienawidzę cię.- Powtarzasz się.- Jezu, jak trudno zachować obojętność, kiedy twójsyna nazywa cię świnią.Stajesz się nudny.Powiedz lepiej w końcu, oco ci chodzi?- O ten album.Oczywiście został przez ciebie odpowiedniospreparowany.Podstępnie i obrzydliwie.- Skoro tak twierdzisz, chłopcze.- Nie mów do mnie chłopcze! - wrzasnął znowu.- Okej, szanowny panie.- Bardzo śmieszne.Idiotka.Trudno.Idiotkę również przełknę.Nie sprowokujesz mnie,synu.- Będę ci wielce zobowiązana, jeśli mi uprzejmie wyjaśnisz, na jakiejpodstawie uważasz, że album jest spreparowany podstępnie orazobrzydliwie.- Jeszcze masz czelność się pytać? - Oskarżasz mnie o matactwo.Każdemu oskarżonemu przysługujeprawodo obrony.Choćby do wysłuchania aktu oskarżenia.Tywyłącznie skupiasz się na inwektywach.Doprawdy, nie mam pojęcia, dlaczego tu wciąż siedzę, wysłuchującporykiwań jedenastoletniego gówniarza.- Dobra.Powiem.Spreparowałaś album, chcąc dowieść,że taty nigdynie obchodziłem! %7łe mnie nie kochał! %7łe to niby ty, taka cholerniedobra matka, dbałaś o mnie! Idiotka! Ja wszystko pamiętam! To tatazawsze miał dla mnie czas, podczas gdy ty albo łaziłaś do redakcji,albo pisałaś, albo chichrałaś się jak ostatnia idiotka z drugą idiotką,ciotką Elką! Z tatą chodziłem do zoo,do kina, na lody, na pizzę ihamburgery.Pamiętam to, rozumiesz! Nawet do szkoły tata mnieodprowadzał.Tata był.- i memu synowi nagle zadrżała bródka.Jegokochana bródka.Trudno.Najwyrazniej zdjęcia w albumie dotknęły godo żywego.Zburzyły tak mozolnie, z taką miłością budowany obrazidealnego taty.Taty, który go nie chciał, przepędzał, nie pieścił, niebrał na kolana.Który mówił o nim "ten bachor".Bachor ma swójpokój.Wykładam co miesiąc kasę na jego utrzymanie i zaspakajaniezachcianek, niech siedzi w swoim pokoju.Gdy błagałam, żeby chociaż odrobinę starał się pokochać Szymka,odpowiadał: Pokochać? Postawiłaś na swoim, więc go sobie kochaj.Uprzedzałem, że nie cierpię dzieci".- Nie chcę być z tobą.Chcę być z tatą.Napiszę, żeby pomnieprzyjechał.%7łądam jego adresu.- Przykro mi.Nie mam adresu. - Kłamiesz! Kłamiesz! - Szymek nie wytrzymał i rozpłakał się.Szlochając, powtarzał, że żąda adresu, bo musi, musi koniecznie doswego taty.Jezu, synu, kocham cię tak bardzo, że dałabym ci ten adres,zawiozłabym nawet osobiście.Synku, nie mogę patrzeć, jak cierpisz.- Przykro mi powtórzyłam.Dam ci adres do Ambasady Polskiej wLondynie.Napisz tam.Mnie odpowiedzieli,że po długichposzukiwaniach nie znalezli nikogo o takim nazwisku.- Kłamiesz, kłamiesz.- płakał coraz ciszej, coraz beznadziejniej.Wiedział, biedak, że nie kłamię.Przeszukiwał moje notesy, mojeszuflady.Znalazłam w szufladzie biurka list z ambasady przedarty napół.Nie ja go przedarłam w akcie rozpaczy.Po tym liście agresjaSzymka wzrosła.To chyba wówczas po raz pierwszy powiedział:"Nienawidzę cię, mamo".A może wcześniej?Boże, tyle razy okazywał mi swoją nienawiść, że nawet dobrze niepamiętam od kiedy? Trudno.Każdy z nas pozostanie przy swoimzdaniu.Poczekaj, zdążysz schować się w swoim pokoju przede mną,perfidną oszustką, obrzydliwą idiotką.Chciałam ci tylko powiedzieć,że dostałam pracę.- Gówno mnie to obchodzi - wyszlochał.- Gówno.- Przykro mi, gówno czy nie gówno, moja nowa praca również dotyczyciebie.Mam do niej daleko.Nie liczę na nocne tramwaje, lubią sięspózniać.Będę wychodzić z domu o piątej rano.Zniadanie wstawię cido mikrofalówki.Umiesz ją obsługiwać.Podgrzejesz i zjesz.Drugieśniadanie zostawię ci na stole.Czyste gatki, skarpetki, koszule,spodnie w łazience.Klucze od mieszkania zawieszę na tasiemce.Zamkniesz dom, zawiesisz tasiemkę z kluczami na szyi, schowasz pod ubranie.Aha, obiad też ci przygotuję do odgrzania.Kończę pracę oczternastej.Pokonanie drogi z pracy do domu zajmie mi godzinę.Jakbyś miał z czymś kłopoty, zadzwoń na komórkę.Mój syn spojrzał z wrogim zaciekawieniem.Jeszcze nie słyszałem,żeby w redakcji ktoś zaczynał pracę o szóstej rano oświadczył.Chybaże jakaś tam sprzątaczka.Zabolało mnie pogardliwe stwierdzenie o "jakiejś tam sprzątaczce".- Właśnie nią będę.-Co? Zwariowałaś? Ty? Sprzątaczką?- Dokładniej wozną w szkole wyjaśniłam.Syn spurpurowiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •