[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prokurator okręgowy potrząsnął głową i podniósł potężneciało z fotela.- I tak musimy udowodnić szczegóły śmierci każdej z tychdziewczyn.A kto wie, co spróbuje wywinąć Larrabee z ramami czasowymi morderstw.Mamy z tym problem.Riley obserwował szefa.Mullaney nie należał do osób,117które mają w zwyczaju się zamartwiać.A przynajmniej nietego rodzaju drobiazgami.Zatrudniał ludzi takich jak Riley,żeby martwili się za niego.Kiedy szef go wezwał, Riley zakładał, że to będzie zwykłakrótka wizyta w celu przekazania najświeższych informacji -taka, jakie składał niemal codziennie od chwili znalezieniaciał.Teraz nie był już tego taki pewien.- Chodzi ci o coś konkretnego? - spytał.Najwyraźniej tak właśnie było.Mullaney podciągnąłspodnie i ciężko westchnął, podchodząc do okna.- Paul - zaczął.- Dałem Harlandowi słowo, że jego córka nie zostanie obrzucona błotem.Paul zaczął powoli, ulegle kiwać głową, ale przekształciłosię to w przeczące potrząśnięcie.- Życie osobiste ofiar będzie w centrum zainteresowania,szefie.Burgos miał konkretny powód, żeby właśnie je wy-brać.Według niego każda popełniła jakiś grzech, a przynaj-mniej tego będzie się trzymał.Nie wiem, jak dobrze znałCassie z tych zajęć, na które chodził jako wolny słuchacz, alena pewno coś o niej powie.Że była kurwą, lesbijką.- No tak.- Mullaney machnął ręką.- Wiesz, musiałemzapytać Harlanda.Musiałem zapytać tego człowieka, którywłaśnie stracił córkę, czy była ona lesbijką.Nie sądzę, żebyzniósł coś takiego publicznie.Riley kiwał głową niczym dobry żołnierz, próbując czytaćmiędzy wierszami.- Wiesz dobrze, że Bentleyowie nie są po prostu pierwsząlepszą rodziną.Wspomnisz coś o jednym z nich i natychmiasttrafia to do każdej gazety w całym kraju.Jeśli wydostanie sięna zewnątrz, że Cassie mogła być lesbijką.albo te inne rzeczy, które o niej słyszeliśmy.że opuszczała zajęcia, niechciała jeść, izolowała się od przyjaciół.Kiedy mówiszo kimś znanym, Paul, to takie rzeczy są zawsze wyolbrzymiane.Media zrobią z niej jakąś stukniętą wariatkę z samobójczymi skłonnościami.118Riley milczał.- Do diabła, Paul.Przeczytaj sobie artykuł z zeszłego tygodnia o separacji Harlanda i Natalii.Riley już to czytał.Podobno Bentleyowie mają się rozwo-dzić.Najwyraźniej trzymała ich razem jedynie Cassie.Mullaney odwrócił się w stronę Paula i oparł o parapet.- Kolejna rzecz, która mnie w tym martwi, Paul, to postawienie wszystkiego na jedną kartę.Riley obserwował szefa i nie odpowiadał.Jemu też to przyszło do głowy.W przypadku wielokrotnego morderstwa niektórzy radzązostawić sobie w rezerwie jedną ofiarę.W tym mało praw-dopodobnym przypadku, gdyby coś poszło nie tak i oskar-żonego uwolniono by od zarzutów, zawsze można go byłooskarżyć ponownie o zabójstwo tej jednej, pozostawionej „wrezerwie" ofiary.Jak nie z jednej strony, to z drugiej.- Co próbujesz mi powiedzieć, szefie? - spytał Riley.Mullaney rozłożył ręce.- To i tak będzie cyrk.Wykluczmy z tego Bentleyów.- I dalej będzie cyrk.Prokurator okręgowy uprzejmie się uśmiechnął, ale jegooczy stały się zimne.Po odpowiedniej pauzie powiedział de-likatnie:- Rodzina jednej z ofiar, uświadamiając sobie, że ich córka zostanie obrzucona błotem i że Burgosa oskarżymy o pięćpozostałych morderstw, poprosiła, by wysunąć przeciw niemu zarzut o zamordowanie Cassie w późniejszym terminie.A my oczywiście nie zgodzilibyśmy się na to, gdybyśmysami nie byli przekonani, że to rozsądna strategia.W tymkonkretnym przypadku to naprawdę dobra strategia.Paul stłumił kwaśny uśmiech.Słowa Mullaneya zabrzmia-ły jak żywcem wyjęte z oświadczenia dla prasy, jednak gozmroziły.Prokurator okręgowy mówił właśnie Rileyowi, by w za-rzutach nie uwzględniać zabójstwa Cassie.119- Sam powiedziałeś, Paul, że jej przypadek jest najtrud-niejszy.- Zgadza się.- No to odpowiedz mi - spytał Mullaney - czy wyklucze-nie zarzutów dotyczących Cassie jest dla ciebie jakąś prze-szkodą, żeby doprowadzić do skazania tego bydlaka? Czy tocię jakoś ogranicza?- Nie - przyznał Riley.- I czy tak naprawdę nie daje nam to drugiej szansy, żebygo dorwać, jeśli jakimś cudem mu się upiecze z tą niepoczy-talnością w przypadku pozostałych pięciu dziewczyn?- To też prawda.- W takim razie dobrze.- Mullaney kiwnął głową, jakbysprawa została już załatwiona.- Czy mogę wierzyć, że tatwoja mina zniknie, kiedy wyjdziesz z mojego gabinetu?To zaskoczyło Rileya.Zawsze szczycił się tym, że gra fair.Nie widział też jakie-goś wielkiego problemu w całym tym manewrze.To miałosens.Nie przypadł mu do gustu tylko fakt, że jakiś bogatygość, trzymający w kieszeni polityków, podejmuje decyzje zaprokuraturę.- Nie podoba mi się to - powiedział.- Nie pytałem, czy ci się podoba.- Mullaney zwrócił sięw jego stronę.- Pytałem, czy będziesz w tej sprawie grał ze-społowo.Paul odniósł wrażenie, jakby całe pomieszczenie nagle sięskurczyło.Stanowisko polityczne piastował od niedawna, alenie był głupi.Trener mówił mu, że w każdej chwili możnazmienić rozgrywającego.A gra dopiero się zaczyna - żebyciągnąć to porównanie - i nie wiadomo, na kogo wypadnie.- Wyznaczyłem cię na mojego zastępcę, mimo że wieluludzi zasługiwało na to stanowisko - szef mówił ostrożnie.-Zrobiłem to dlatego, że jesteś najlepszym prawnikiem procesowym w mieście.A ja chcę, żeby najlepszy prawnik procesowy w mieście był prokuratorem w sprawie tego bydlaka.120Riley milczał.Wiedział, że Mullaney mydli mu oczy.Za-trudniono go tu właśnie dlatego, że był z zewnątrz — prokura-tor federalny spoza lokalnych układów politycznych.Zaled-wie parę miesięcy wcześniej doszło do skandalu.Wyszło najaw, że kilku prokuratorów okręgowych brało łapówki w po-rozumieniu z paroma skorumpowanymi adwokatami i glinia-rzami.Mullaney sprowadził wtedy kogoś zupełnie z zewnątrz,żeby pokazać, jak zależy mu na przeprowadzeniu poważnychzmian.To była polityczna przykrywka i udawanie, że jest ina-czej, obrażałoby szefa.- Chcę od razu usłyszeć twoją odpowiedź - polecił Mullaney.Riley odchrząknął.Podniósł wzrok, do tej pory wbity wpodłogą, na stojącego przy oknie prokuratora okręgowego.- Dorośnij, Paul - powiedział poważnie Mullaney.- Samprzyznałeś, że to dobra strategia procesowa.Gdyby ofiaranie chciała wnosić zarzutów, odpuścilibyśmy sobie tę sprawę,prawda? To właściwie to samo, tyle tylko, że ofiara nie możeo to poprosić.Może natomiast zrobić to jej rodzina.Nie chcemy, żeby ją dalej maltretowali.Nie pozwól, aby stanęła ci nadrodze twoja wyobraźnia albo duma.Riley podniósł się z fotela, włożył ręce do kieszeni i za-gryzł wargę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •