[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była szczupłą osobą o bladej cerze, istnym przeciwieństwem swegozmarłego mę\a.Wyczuwało się wokół niej delikatną aurę rozpaczliwe-go buntu w obliczu tragedii, która spadła na nią tak niespodziewanie.- Był porządnym człowiekiem - mówiła właśnie. Tylko nie umiałzapanować nad apetytem.Próbował, przyznaję, ale po prostu nie umiał,choć bardzo się wstydził tego, jak wyglądał, i tego, jakie ograniczenianarzuciła mu tusza.Jennifer kiwała głową, wyczuwając, \e kobieta pragnie się wygadać.Miała wra\enie, \e to Rita bardziej ni\ mą\ wstydziła się jego otyłości ito ona zachęcała go do poddania się operacji, która skończyła się dlańśmiercią.Wcześniej wdowa wspomniała, \e szpital rzeczywiście próbowałprzymusić ją do podjęcia decyzji w sprawie zwłok.Jak powiedziała,najpierw były to łagodne sugestie, ale z ka\dą kolejną próbą stawały sięcoraz bardziej natarczywe.Przyznała te\, \e gdyby nie rozmowa z Jen-nifer, z pewnością ugięłaby się i zezwoliła na kremację ciała.- Ale tak naprawdę to największy wpływ na mnie miało to, \e nieumieli sensownie wytłumaczyć śmierci Davida - wyjaśniła.- Począt-kowo miał to być zwykły zawał serca, potem udar z zawałem serca iwreszcie zawał serca, który wywołał udar mózgu.Jakby nie mogli sięzdecydować.Gdy zaproponowałam przeprowadzenie sekcji, stali sięwyraznie bardziej bojowi; w ka\dym razie opiekunka mojego mę\abyła wściekła.Chirurg jakby się nie przejął.- Wspomnieli, czy twój mą\ był siny, gdy dostał zawału serca? -spytała Jennifer.- Lekarz o tym wspominał - odparła Rita.- Mówił, \e sinica ustąpi-ła tak szybko po rozpoczęciu sztucznego oddychania, \e był jak najlep-szej myśli i spodziewał się, \e wszystko skończy się szczęśliwie.- Ritaumilkła na chwilę, a potem spytała: - A co z twoimi przyjaciółmi?254 Wspominałaś, \e pomogą w sprawie twojej babci, ale czy naprawdę jestszansa, \e zajmą się te\ moim mę\em?- Są w drodze, więc nie miałam okazji zapytać, ale jestem pewna,\e da się to załatwić.- Naprawdę byłabym wdzięczna.Im dłu\ej myślę o tym, co mówi-łaś, \e jesteśmy winni prawdę naszym najbli\szym, tym bardziej się ztym zgadzam.Po tym wszystkim, co od ciebie usłyszałam, sama stałamsię podejrzliwa.- Spytam ich dziś wieczorem, kiedy tu dotrą, a jutro dam ci znać -odpowiedziała Jennifer.Rita westchnęła i delikatnie przycisnęła chustkę do oczu, w którychznowu zebrały się łzy.- Chyba ju\ się nagadałam.Jestem wykończona po tej nocy.Będzielepiej, jeśli wrócę na górę.Na szczęście mam parę starych tabletekXanaxu.Je\eli kiedykolwiek ich potrzebowałam, to właśnie teraz.Kobiety wstały jednocześnie i uścisnęły się spontanicznie.Jenniferbyła zaskoczona tym, jak delikatnej budowy jest Rita; miała wra\enie,\e jeśli mocniej zaciśnie ramiona, połamie jej kości.Po\egnały się w holu.Zanim się rozstały, Jennifer jeszcze raz obie-cała, \e zadzwoni rano, a Rita podziękowała jej za cierpliwe wysłucha-nie.Wychodząc z hotelu, Jennifer obiecała sobie w duchu, \e tym razemwezmie normalną taksówkę, by w spokoju wrócić do Amal Palace. Rozdział 2518 pazdziernika 2007czwartek, 9.45Nowe Delhi, IndieWzględnie krótka trasa między hotelami Imperial a Amal Palacewystarczyła, by Jennifer nabrała przekonania, i\ podró\ zwykłą tak-sówką nie jest znacząco spokojniejsza od dzikiej jazdy motorikszą;zasadniczą ró\nicą była jedynie obecność ścian bocznych, dającychnieco iluzoryczne wra\enie bezpieczeństwa.Taksówkarz był w ka\dymrazie równie agresywny jak kierowca rikszy, ale jego pojazd był zdecy-dowanie mniej zwrotny.Po drodze, spojrzawszy na zegarek, Jennifer pomyślała, \e zwiedza-nie miasta z rana, a ćwiczenie i wylegiwanie się przy basenie po połu-dniu to najwłaściwszy plan dnia.Zniadanie z Ritą tylko utwierdziło jąw przekonaniu, \e dzieje się coś bardzo dziwnego, a przecie\ nie chcia-ła myśleć o tym obsesyjnie; potrzebowała odskoczni.Wyjrzała przezokno samochodu.Oswoiła się ju\ z ruchem ulicznym w Delhi na tyle,by umieć stwierdzić, \e poranne godziny szczytu dobiegają końca.Za-miast na przemian zatrzymywać się i pędzić, pojazdy zatrzymywały sięi pełzły, co zdaniem Jennifer było o wiele przyjemniejszym sposobemprzemieszczania się po mieście.Dotarłszy do hotelu, nawet nie wróciła do swojego pokoju.U\yłaogólnodostępnego telefonu, by skontaktować się z Lucindą Benfatti.- Mam nadzieję, \e nie dzwonię za wcześnie - powiedziała przepra-szającym tonem.- Ale\ skąd - zaoponowała Lucinda.256 - Właśnie zjadłam śniadanie z kobietą, której mą\ zmarł ostatniejnocy w innym szpitalu, nie w Queen Victoria.- Mniej więcej wiemy, co przeszła.- I to lepiej, ni\ myślisz.Sprawa jest bardzo podobna do naszych.Itym razem dziennikarze CNN wiedzieli o wypadku szybciej ni\ naj-bli\sza rodzina.- To ju\ trzeci raz - stwierdziła Lucinda.Była zszokowana.- Dwazgony w dwa dni to mo\e być zbieg okoliczności.Ale trzy w trzy dniabsolutnie nie.- Tak samo pomyślałam.- Coraz bardziej się cieszę, \e twoi przyjaciele wkrótce tu będą.- Ja te\, ale okropna jest ta bezczynność w oczekiwaniu na ichprzylot.Spróbuję dziś ju\ nie myśleć o spawie, a mo\e nawet pobawięsię w turystkę.Chciałabyś wybrać się ze mną? Naprawdę obojętne mi,co będę zwiedzać.Po prostu chcę się oderwać od tego wszystkiego.- To pewnie dobry pomysł, ale nie dla mnie.Nie mogłabym.- Jesteś pewna? - spytała Jennifer, nie bardzo wiedząc, czy dla do-bra Lucindy nie powinna mocniej naciskać.- Jestem pewna.- O, widzisz, mówię, \e trzeba oderwać się od tego wszystkiego, asama mam do ciebie parę pytań.Po pierwsze, czy pytałaś przyjaciela zNowego Jorku, o której godzinie dowiedział się z CNN o śmierci Her-berta?- Tak - odrzekła Lucinda.- Gdzieś to sobie zapisałam.Zaczekaj!Jennifer usłyszała, jak Lucinda przesuwa jakieś przedmioty po biur-ku i mamrocze coś pod nosem.Odezwała się ponownie po dobrej mi-nucie.- Ju\ mam.Zapisałam na odwrocie koperty.Było to tu\ przed je-denastą rano.Zapamiętał, bo włączył telewizor, \eby obejrzeć program,który miał się zacząć o jedenastej.- W porządku - mruknęła Jennifer, notując godzinę.- I jeszcze jed-na sprawa, jeśli nie masz nic przeciwko.- Absolutnie nie.257 - Zadzwoń do naszej drogiej przyjaciółki Varini i spytaj ją, którągodzinę wpisano w akcie zgonu, a gdybyś przypadkiem była w szpitalu,powiedz, \e chcesz zobaczyć ten dokument na własne oczy, bo masz dotego prawo.Powiem ci, dlaczego chcę znać tę godzinę.Z moją babciąbyło tak, \e usłyszałam ojej śmierci mniej więcej o siódmej czterdzieścipięć czasu Los Angeles, czyli około ósmej piętnaście czasu NowegoDelhi.Gdy poprosiłam o pokazanie mi aktu zgonu, stwierdziłam, \ejako godzinę zgonu wpisano dwudziestą drugą trzydzieści pięć, co jest,delikatnie mówiąc, bardzo ciekawe.Wychodzi na to, \e najpierw ogło-szono rzecz w telewizji, a potem nastąpił zgon.- Rzeczywiście ciekawe! Wynika z tego, \e ktoś wiedział, \e onaumrze, zanim jeszcze się to stało.- Otó\ to - przytaknęła Jennifer [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •