[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabito ją ostrym narzędziem, prawdopodobnie długim,cienkim nożem do przecinania papieru.Na wierzchu zostałatylko rękojeść - uzupełnił informację Ausiewicz, pochylając sięraz jeszcze nad ofiarą mordu.- Nie mogę tego słuchać, nie mogę! - Irmina, zatykając sobie uszy, ze spazmatycznym płaczem wybiegła z pokoju.- Muszę jej dać lekarstwo na uspokojenie - powiedział,podążając za nią Ryński.- Gdzie jest profesor?! Trzeba natychmiast zawiadomićprofesora! - chwycił się za głowę Małobracki.- Właśnie, profesor o niczym nie wie.To będzie dla niegostraszne - przytaknął mu Ausiewicz.- Nie rozumiem tylko,dlaczego nie usłyszał krzyku Irminy.- Przecież w jego pokoju jest izolacja wyciszająca.Andrzej,idz do niego, ja muszę natychmiast napić się czegoś, co mniepostawi na nogi.W moim wieku takie historie nie powinny sięzdarzać - Małobracki postękując wycofał się do jadalni.Irmina siedziała na brzeżku krzesła i zażywała właśnie jakiśproszek, popijając go wodą ze szklanki, którą trzymała w ręku.Ryński stał nad nią, zapewne szepcąc jej do ucha jakieś uwagi,odnoszące się do zachowania umiaru i taktu w tej trudnejchwili, na które reagowała półprzytomnym spojrzeniem.Małobracki, nie bacząc na zasady dobrego tonu, zlał resztkikoniaku z kilku butelek do jednego kieliszka i wychylił gojednym haustem.- Jaka szkoda, wielka szkoda tego pięknego ciała - powiedziałz namaszczeniem, jakby redagował epitafium dla zmarłej -nieprędko natura wyprodukuje ludzkie kształty o takiejharmonii i doskonałości.Obudzenie profesora Grąszyca celem zakomunikowania mutak makabrycznej wiadomości nie należało do łatwych chwil wżyciu doktora Ausiewicza.Grąszyc spał z ręką położoną pod głowę, w rozpiętej napiersiach piżamie.Jego długie nogi zwisały z leżanki, a z ustwydobywało się lekkie pochrapywanie.W pierwszymmomencie nie wiedział, co się z nim dzieje, jakby straciłpoczucie czasu i rzeczywistości.Ausiewicz domyślił się, żemusiał zażyć potężną dawkę środków nasennych.- Przepraszam, Andrzeju, prawdopodobnie zaspałem.Musibyć już pózno.Czy wszyscy już wstali? - powiedział, siadając nakanapie i odruchowo drapiąc się w szyję.- Zaraz przygotuję śniadanie. - Profesorze, stało się coś strasznego - Ausiewicz postanowiłnie obwijać sprawy w bawełnę i od razu wykonać swojądramatyczną misję.- Musi się pan uzbroić w odwagę.Magdanie żyje.Została w nocy zamordowana.Grąszyc nie odpowiedział, tylko przełknął kilkanaście razyślinę i zaczął nieporadnie zapinać guziki przy piżamie, jakby taczynność była najważniejszą funkcją w jego życiu.Potemniespodziewanie wstrząsnęło nim głośne łkanie i łzy spłynęłypo policzkach.Ausiewicz odwrócił się, aby na to nie patrzeć.- Profesorze, jesteśmy przecież mężczyznami - mruknął,pomagając mu wstać.W momencie przestępowania progu sypialni Magdy Grąszycwydawał się już spokojny, ale widok jej zburzył tę sztucznąrównowagę i Ausiewicz musiał siłą powstrzymać go od runięciana ciało żony.Potem wyprowadził go do jadalni, gdzie opiekęnad nim przejął Małobracki.Oczywiście zastosowałnajskuteczniejszą, jego zdaniem, na wszystkie najcięższezmartwienia terapię w postaci szklanki czystej wódki, którąGrąszyc machinalnie wypił trzęsącymi się odpowstrzymywanego płaczu ustami.- Muszę iść zawiadomić milicję - oświadczył tymczasemAusiewicz, który z racji wieku i stanowiska najniższego whierarchii zawodowej przejął rolę służebną i sterującąjednocześnie w tym towarzystwie.- Gdzie jest najbliższytelefon?Okazało się, że w stosunkowo niedaleko położonym budynkuwczasowym pracowników resortu komunikacji.Było oczywiste,że nikt nie może opuścić tego domu przed przesłuchaniem zestrony milicji.Co do tego wszyscy byli zgodni, niezależnie odwewnętrznych, ukrywanych zresztą reakcji.Tylko na twarzyRyńskiego malowała się wściekłość.Pierwszy raz pozwoliłsobie tak otwarcie na uzewnętrznianie uczuć, które zazwyczajumiejętnie trzymał w ryzach pod maską chłodu i rezerwy.- Czy nikt nie wie, co się dzieje z mecenas Hortowską? -zapytał nagle Małobracki.To proste, zwykłe pytaniewprowadziło wszystkich w konsternację.Anna nie była osobąrzucającą się w oczy, nie błyszczała urodą, nie popisywała elokwencją, znajdowała się poza orbitą osobistychzainteresowań wszystkich zebranych tu osób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •