[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedzący za biurkiem mężczyzna w średnim wieku, z szopą siwych włosów na głowie oraz z patriarchalnym uśmiechem wspaniałomyślnego dziadka przyklejonym do twarzy, dał mu egzemplarze Biuletynu Izby z ostatnich trzech miesięcy.Było tego niewiele więcej niż arkusz z każdego dnia, odnotowujący sprawy toczące się w samej Izbie i w jej komitetach.Sądząc z tego, co Bleys czytał, wokół ustawy o Core Tap było bardzo dużo zamieszania.Do komisji i z komisji, na obrady, z powrotem do komisji, a z niej ponownie do Izby.Generalnie, cały czas coś się działo.Relacje byty oszczędne w stopniu, który zbliżał się do stenograficznego zapisu i nie powiedziały mu nic o samej ustawie, natomiast wiele o jej przemieszczaniu się – chociaż nawet gdyby doszło do ostatecznego głosowania, to podano by tylko liczbę jej zwolenników i przeciwników.Członków Izby, którzy podczas posiedzeń głosowali tak lub nie, nie wymieniano z nazwiska.Nawet samą ustawę określał tylko numer – 417B.Bleys przeczytał do końca Biuletyny i miał właśnie oddać je bibliotekarzowi, kiedy – z dużo grubszą porcją materiałów – zobaczył go ponownie u swego boku.–Może chciałbyś przejrzeć wydruki gazetowe z tego samego okresu? – zapytał bibliotekarz.– Bardzo wielu czytelników stawia relacje gazetowe na drugim miejscu po Biuletynie.Położył je na stole.–Dziękuję – rzekł Ahrens.Nie pomyślał o wycinkach gazetowych, chociaż był to nieuchronnie kolejny krok do zdobycia informacji na temat politycznych postępów przy uchwalaniu ustawy o Core Tap.Zaczął przeglądać stos wydruków.Byłby to spory wysiłek, gdyby nie jego umiejętność szybkiego czytania i zapamiętywania wiadomości.Przed upływem pół godziny odniósł wydruki gazetowe bibliotekarzowi, który spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem.–Znalazłeś to, czego szukałeś? – zapytał.–Tak.Dzięki – rzekł Bleys.Opuścił czytelnię, wrócił na górę, a potem wyszedł na zewnątrz, skąd wezwał automatyczną taksówkę.Gazety były dużo bardziej pouczające, uznał Bleys, kiedy pojazd wiózł go w kierunku apartamentowca.Oczywiście ich celem było raczej przyciągnięcie uwagi czytelników, a nie zwykłe opisanie faktów – jak to czynił Biuletyn językiem suchym niczym piasek.Wedle wycinków, Darrel McKae – młody charyzmatyk, który przyciągał z innych kościołów o ustalonej tradycji liczne rzesze neofitów – stworzył wielki zbór.Nazywał się Kościół Powstań!, a jego siedzibą było małe miasteczko Newberry.Zdjęcia młodego przywódcy religijnego ukazywały go takim, jakim był – wojujący w każdym calu.Fanatyk czy Prawdziwie Wierzący, brzmiało jedyne pytanie, na które gazeta nie usiłowała odpowiedzieć.McKae miał szerokie ramiona, wygląd kogoś energicznego i był najwyraźniej tylko kilka cali niższy od Bleysa.Patrząc na jego zdjęcie, Ahrens gotów był założyć się, że tamten jest Fanatykiem.McKae, jako wiejski przywódca, pojawił się znikąd.Był zwykłym członkiem jednego ze zborów w Newberry, który prezentował wiernopoddańczą postawę wobec jednej z Pięciu Sióstr.McKae zbuntował ponad połowę kongregacji i sformował własny kościół.Najwyraźniej od tego momentu jego wpływy rosły stopniowo, a liczba kościołów postrzegających w nim swego najwyższego przywódcę, zwielokrotniała.Z początku były to tylko wiejskie zbory, ale potem kongregacje zaczęły pojawiać się i w miastach.Samo Newberry leżało w odległości jakichś tysiąca dwustu kilometrów od Ekumenii i najwyraźniej Darrel McKae uczynił z niego swoją siedzibę krótko po tym, gdy Bleys wyruszył w podróż.Mniej więcej w tym czasie liczba członków jego połączonych kościołów osiągnęła taką liczbę, że mogli starać się o prawo wyboru przedstawiciela do Izby.Petycję zaakceptowano, wybory przeprowadzono i – zaskakujące – nie zastępca Darrela McKae’a, ale on sam, został wybrany do Izby jako reprezentant członków kościoła.Taka decyzja dowodziła albo nadzwyczajnej ufności w zdolności umysłowe młodego przywódcy religijnego, albo istnienia jakiegoś szczególnego celu.–Unieważnij polecenie, jakie ci dałem – powiedział Bleys do mikrofonu taksówki.– Zamiast tego zawieź mnie do najbliższego portu lotniczego.Do najbliższego lotniska i kosmodromu było tylko piętnaście minut jazdy.Stamtąd pilot wynajętego, pięcioosobowego statku przeznaczonego do lotów atmosferycznych, przewiózł go na podobne lotnisko w Newberry, które było zbyt małe, by towarzyszył mu port kosmiczny.Bleys poinstruował pilota, żeby ten przyleciał po niego następnego dnia koło dziesiątej rano, po czym pojechał autotaksówką do miasteczka.Newberry było rzeczywiście małe; mniejsze, niż Bleys sądził.Gdyby chciał chodzić pieszo jego ulicami, to przy swoim olbrzymim wzroście i w ubraniu z Ekumenii wyróżniałby się wśród mieszkańców jak cyrkowy dziwoląg.Czy mu się to podobało, czy nie, jego gabaryty nakładały na niego te same ograniczenia, jakim musiał poddawać się Dahno.Zatrzymał jednak autotaksówkę przed sklepem, gdzie mógł kupić plan miasta, po czym właściwie wykorzystując drobną sztuczkę hipnotyczną, podszedł sprzedawcę i wypytał go o powierzchowność oraz przeszłość Darrela McKae’a, zanim ten objawił się na scenie politycznej jako charyzmatyczny lider ruchu religijnego.Okazało się, że McKae był tutejszym młodzieńcem, który nie zwracał na siebie szczególnej uwagi, póki nie został przywódcą dysydenckich elementów w macierzystym zborze i nie założył własnego kościoła.Potem jego nowa kongregacja urosła w siłę, a on sam błyskawicznie wyrobił sobie nazwisko.Czy McKae nadal był w Newberry, tego sprzedawca nie potrafił Bleysowi powiedzieć.Zdawało się, że jakiś rok wcześniej zaczął wizytować nowe zbory swojego kościoła i było mało prawdopodobne, by ktokolwiek poza jego najbliższymi doradcami wiedział, gdzie i kiedy można go znaleźć.Oprócz tego Bleys nie dowiedział się wiele więcej.Znalazłszy się powrotem w taksówce, zadzwonił na lotnisko w Ekumenii, by odwołać jutrzejszy lot, a potem na miejscowe lotnisko, by zabukować sobie natychmiastowy wylot z Newberry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •