[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie-przytomny z oburzenia Salier zeskoczył z katedry wymachującbatem furmańskim i zaczął walić na prawo i na lewo tę hałastręz niezwykłą siłą.Bicz trzaskał jak grzmot, siekł nieprzyjaciela,który odstępował kopiąc, becząc, rycząc i wydając różne innedzwięki.Kozioł, trafiony w długi nos, nagle skoczył jak panterai wyleciał niczym pocisk przez okno, wśród fontanny odłamkówszkła.Ten huk zbudził wychowawcę, który zerwał się na równe nogi z sercem wybijającym werbel&Jedno z dużych okien sypialni rozprysło się w drobny mak.Od potężnego podmuchu zasłona wydęła się jak balon.Nadworze huragan nagle przerwał wszystkie tamy.Jego pierwszypodmuch spadł na Chteau-Milon z hukiem piorunu, pędzącprzed sobą istny grad pocisków siekących po dachach i mu-rach.Wychowawca zapalił natychmiast górną lampę, wciągnąłszlafrok i wpadł do sypialni, do której wicher wdzierał się zprzerażającą siłą, szarpiąc firanki.Chłopcy powyskakiwali z łó-żek, nad przepierzeniami ukazały się ich przerażone twarze.Salier podszedł do strzaskanego okna, żeby zorientować się, coto było.Nocny podmuch wiatru odrzucił go na ściankę najbliż-szego boksu, zajmowanego przez Kiki Dubourga.Aóżko chłop-ca całe było zasypane odłamkami szkła. Nie jesteś ranny?  zapytał nauczyciel. Wez no swojąpościel i uciekaj stąd szybko.Chłopcu nic się nie stało, ale konał ze strachu.Salier kazałwstać także Jozasowi i grubemu Lambertowi, gdyż trzeba byłoopuścić zagrożony odcinek, i wysłał ich na drugi koniec sypial-ni, gdzie stało parę wolnych łóżek.Akurat na wysokości pierw-szego piętra wiatr ułamał wielki konar plątana, który wyrwałswoim ciężarem zewnętrzną okiennicę.Koniec tego taranu, na-jeżony gałązkami, wbił się do środka sypialni na dobry metr iwściekle tłukł o ramy okienne.Przez otwór wdzierał się hura-gan, rzucając aż na przeciwległą ścianę całe naręcza suchych li-ści, zdzbła słomy i trawy wraz z tumanem duszącego pyłu.Salier wezwał dwóch najstarszych uczniów, Martina i Desbo-is, których uważał także za najrozsądniejszych. Pilnujcie drzwi w czasie mojej nieobecności  nakazał imstanowczym tonem. Nikt nie ma prawa stąd wyjść! Idę przy-wołać pomoc z dołu.A tymczasem na dziedzińcu znów zapłonęły po rogach latar-nie i rozległy się wylęknione głosy, nawołujące się z jednegobudynku do drugiego, oraz szybkie kroki w krytej alei, a cały ten harmider tonął w wyciu huraganu i głuchych detonacjach,od których dzwoniły dachówki.Na wieży Meroweusza, smaga-na podmuchami wichury, Kunegunda zawodziła jękliwie, jakdzwon w czasie mgły na zbłąkanym statku.W hallu Salier natknął się na Borisa i Latoura.Obaj na półubrani, przełazili właśnie przez próg na czworakach, wpychanina siebie pędem powietrza, które wdzierało się ze dworu.Mu-sieli przytrzymać się wszyscy trzej, żeby zamknąć drzwi: ciężkieskrzydło opierało się ich wysiłkom z niemal ludzką zaciętością. Niech pan nie wysuwa nosa na zewnątrz!  krzyknął Borisdo Saliera. O mały figiel, a byłoby nas utłukło! Wiatr pędziprzed sobą rozmaite przedmioty; tuż obok mojej głowy przele-ciał kawał ogrodzenia, ważący najmniej pół tony! Okno w mojej sypialni zostało strzaskane!  oznajmił muSalier. Jeżeli go nie zabezpieczymy, wichura wszystko zmie-cie w ciągu paru minut. Chodzmy zobaczyć!W drzwiach uderzył w nich podmuch huraganu, wdzierające-go się swobodnie przez ziejący otwór.W sąsiednim oknie spa-dająca dachówka czy ułamana gałąz wytłukła szybę, która roz-prysła się z brzękiem, a do zawodzenia wichru dołączyło sięjeszcze przejmujące wycie syreny.Pościel z najbliższych bok-sów fruwała po całej sali.Kilkunastu chłopców, w nocnych ko-szulach lub piżamach, uciekło w sam koniec sypialni i strachli-wie chowało się za plecami Martina i Desbois.Salier kazał imnatychmiast położyć się w wolnych łóżkach.Paru uczniów nie-winnie spało wśród piekielnego zgiełku, z kołdrami naciągnię-tymi na uszy.Trzeba było ich zbudzić, gdyż katastrofa mogła wkażdej chwili przybrać na sile.Z dołu rozległo się trzaśniecie drzwi głośne jak strzał armatni.To biegł na pomoc pan Brossay, w towarzystwie Juilleta i braciTrvidic. Straciliśmy pięć minut na przebrnięcie pięćdziesięciu me-trów pomiędzy moim domem a waszym pawilonem  powie-dział zdyszany dyrektor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •