[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W collegeu w Waltham uganiali się za nią studenciprawa i medycyny, a nawet stażyści ze szpitala Mass General.Teraz wszyscy ci chłopcy,którzy patrzyli tęsknie na jej krótkie spódniczki i obcisłe bluzki, byli multimilionerami.Andrea nie miała nic przeciwko przyszłym prawnikom czy lekarzom, ale wtedy pojawił sięHarry.Ich rodzice się znali i w ten sposób zostali sobie przedstawieni.Harry był już w wojsku,właśnie skończył szkołęrangerów i miał zostać kapitanem.Bywał już na zagranicznych misjach, o których nie mógłrozmawiać, więc otaczała go aura tajemnicy.I był bystry.Nie miał wprawdzie wiedzyksiążkowej, jak ci studenci prawa i medycyny, ale był od nich znacznie mądrzejszy.Wdodatku wydawał się nie dostrzegać, że jest wyjątkowy.To właśnie jego bezpretensjonalnośćspodobała się Andrei.Wysoki i potężnie zbudowany, był jak opoka.Kiedy pod koniec drugiejrandki wziął ją w ramiona, już nie chciała ich opuszczać.I był taki zabawny.Jego złośliwe izarazem dowcipne uwagi pod adresem zadufanych w sobie ludzi z Massachusetts, wśródktórych oboje dorastali, nieodmiennie doprowadzały ją do śmiechu.Wtedy wiele rzeczywydawało im się zabawnych i nie mieli pojęcia, co to znaczy strata.???Harry zamówił koktajle, a potem butelkę wina.Wypił swoją whiskey wielkimi łykami ipatrzył w pustą szklankę, dopóki kelner nie nalał im wina.Zachowywał się, jakby zamierzałsię upić.Co się dzieje?, zastanawiała się Andrea.Jej niepokój przerodził się w strach.Nagle zbladła, bo uświadomiła sobie, że sprawa jest przecież oczywista: chciał ją poprosić orozwód.Tak bardzo oddalił się od niej przez ostatnie miesiące, ciągle gdzieś wyjeżdżał inawet nie próbował wyjaśniać dlaczego.Powinna była zorientować się wcześniej.Nie potrafiłbyć niewierny, więc teraz wlewa w siebie drinki w za drogiej restauracji, szukającwłaściwych słów.Andrea zastanawiała się, co zrobi, jeśli Harry ją zostawi.Wiedziała, żenadal podoba się mężczyznom.Mogła sobie znalezć innego męża.Nie chciała pozostać żonątego człowieka, jeśli już jej nie kochał.Była na to zbyt dumna.Harry siedział naprzeciwko niej, wpatrując się w kieliszek.Wreszcie podniósł wzrok i ująłAndreę za rękę, ale cofnęła ją.- Nie wiem, jak to powiedzieć - zaczął.- Pewnie to zabrzmi idiotycznie.Usiłuję zrozumieć,co oznacza lojalność.Muszę o tym z kimś porozmawiać.- Więc porozmawiajmy - odparła.- Lojalność jest prosta.Chodzi o to, żeby dochowaćwierności ludziom, na których ci zależy.Harry napił się wina.Andrea była w gorszym nastroju, niż sądził, ale nie mógł jej za to winić.Tak trudno było o tym rozmawiać.- A jeśli lojalność robi się skomplikowana? Jeżeli masz powiązania z ludzmi, z którymi niepowinieneś ich mieć?Ręce jej się trzęsły, więc schowała je pod stół, żeby nie widział.- Musisz dochować wierności sobie, Harry.Swoim wartościom.Jeśli nie potrafisz.cóż.-nie dokończyła.- Tak właśnie myślę.Ale próbuję zrozumieć, co to znaczy.Po jej policzku spłynęła łza.Otarła ją wierzchem dłoni.Naprawdę nie chciała płakać.- Na Boga, Harry.Co się stało? Po prostu mi powiedz.- Nie mogę - odparł.Znów wbił wzrok w kieliszek.Był tak zaabsorbowany swoimdylematem, że nie zwrócił uwagi na reakcję Andrei, dopóki nie podniósł głowy i nie zobaczyłjej drżących ust i oczu pełnych łez.Zaczął się śmiać.Nie chciał, ale nie mógł się powstrzymać.Jej oczy rozbłysły gniewnie.- O Jezu, Andrea! Tu nie chodzi o nas.- Znowu wziął ją za rękę.- Nie? - Otarła serwetką łzy z policzków.- Boże, nie.Chodzi o pracę.Chryste, przepraszam.Musiałem cię śmiertelnie wystraszyć.- Myślałam, że chcesz mnie prosić o rozwód.- Rozwód? Tylko ty mi zostałaś.Odetchnęła z ulgą i popatrzyła na swoje paznokcie.Były jaskrawoczerwone.- Nalej mi jeszcze wina, Harry.A potem porozmawiamy o twoich kłopotach w pracy.???Opowiedział jej tyle, ile mógł, nie mówiąc nic, czego nie powinien.Zdjął marynarkę irozluznił krawat.W miarę jak pił, coraz bardziej się rozluzniał, mówił z ożywieniem, jakprzed laty, gdy dopiero ze sobą chodzili.- Jestem lojalny - powiedział.- Kocham Agencję, odkąd zacząłem tam pracować.Kochałemją nawet wtedy, kiedy ona nie kochała mnie.- Wiem o tym, Harry.- Robiłem, o co prosili, nawet gdy wiedziałem, że to złe.Podczas tego roku w Bagdadziewidziałem naprawdę straszne rzeczy.Wysyłałem raporty.Nie słuchali, więc wysyłałemkolejne.Ale robiłem, co mi kazali, zawsze.- Urwał i odwrócił wzrok.- A potem coś we mniepękło.Wyciągnęła rękę i pogładziła jego zaciśniętą pięść.- Kiedy Alex zginął, nie mogłem już być dobrym żołnierzem.Nie chodziło tylko o naszegosyna, chodziło o nich wszystkich.Wiedzieliśmy, że to się nie uda.Wiedzieliśmy doskonale.Ale pozwoliliśmy, żeby to się stało.Ludzie z Agencji dali mi trochę luzu.Wtrynili mi Iran,zrobili mnie szefem wydziału.Myśleli, że w głębi duszy nadal jestem dobrym żołnierzem.Ale nie jestem.I nie zamierzam tego zrobić po raz drugi.- O czym ty mówisz, kochanie?Spojrzał jej w oczy.Już się nie zastanawiał.Podjął decyzję i nagle stało się dla niego jasne, żepowinien chronić Andreę.- Myślę, że wiesz - odparł.Kiwnęła głową.- Iran - powiedziała.Rozumiała go lepiej, niż sądził.- Są ludzie, którzy dążą do kolejnej wojny.Chcą, żebym im w tym pomógł.Ale ja niezamierzam powtarzać błędów.- Co zamierzasz zrobić? - spytała szeptem.- Odejdziesz?- Nie.To tylko pogorszy sprawę.- Więc co?- Nie wiem.Przez jej twarz przemknął cień.Składała razem kawałki układanki.- Nie możesz wystąpić przeciwko nim.Zniszczą cię.Kiwnął głową.To było coś, o czym nie należało rozmawiać nawet z nią, zwłaszcza z nią.Jeślicoś pójdzie zle, pewnego dnia mogą zacząć zadawać jej pytania.- Nie zrobię niczego złego ani głupiego - zapewnił.- Zaufaj mi.Przewróciła oczami.Wynajęli pokój w hotelu i kochali się, choć nie robili tego od wielu miesięcy.Następnegodnia po południu Harry poleciał do Londynu.Nie poinformował o tym kolegów z Agencji.PRZEDMIEZCIA LONDYNUAdrian Winkler czekał na Heathrow w niedzielę rano.Harry wysłał mu z prywatnego kontapocztowego krótką wiadomość: poincrementujmy" i czas przylotu do Londynu.Spałgłęboko podczas długiego lotu, pierwszy raz od dłuższego czasu.Adrian czekał na niego ztabliczką z napisem Pan Fellows".Harry roześmiał się, kiedy ją zobaczył, ale potemuświadomił sobie, że to wcale nie jest dowcip.Tak brzmiał jego kryptonim.Był agentemWinklera.Adrian załatwił samochód: starszy model rovera, nic wyszukanego.Brytyjczyk był ubranyniezobowiązująco, w dżinsy i stary sweter.W niedzielny poranek ruch na M-4 był niewielki.Gdy dotarli do skromnego hoteliku w zachodnim Londynie, niedaleko wiaduktu wHammersmith, Winkler zaczekał na parkingu, aż Harry się zamelduje i przebierze w dżinsy iczarną skórzaną kurtkę.Wyglądali jak bukmacherzy, którzy polują na klienta.Pojechali do Neasden przy północnej obwodnicy, najbardziej chyba anonimowegoprzedmieścia Londynu.W szarych blokach zbudowanych kilka pokoleń temu dla robotnikówteraz mieszkali emigranci, głównie Pakistańczycy i Hindusi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]