[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jaki dziennikarz? zainteresował się Downar.Porucznik sięgnął po segregator. Zaraz sprawdzę jego nazwisko.O jest.Wacław Heger,dziennikarz z Warszawy. Jesteście zupełnie pewni, że to Wacław Heger?Kornecki zdziwił się. Jak to, czy jestem pewny? No oczywiście.Przecież mamytu jego zeznanie. I powiadacie, że ten dziennikarz był w tym momencie uGerylskiego? Tak.Pamiętam go nawet.Taki wysoki, szczupły facet. A co z marynarzem? No cóż.Posiedział trochę.Pewnie go wywalili z floty.Stary szmugler. Tłumaczył się, skąd miał te dolary? Bardzo mętnie.Coś tak gadał, że jego kumpel kazał muodwiezć walutę do Krakowa, że spotkał mecenasa Gerylskiego,że chciał mu oddać dolary.Takie tam bajki.Pewnie kogośobrabował w jakimś porcie i przeszmuglował te dwudziestki.Nic z niego nie można było wydębić.Udawał głupiego.Downar zapisał sobie dokładny adres mecenasa i nazakończenie rozmowy poprosił porucznika, żeby jak najściślejzostało zachowane jego incognito w Krakowie, że chcewystępować wyłącznie w charakterze filmowca.Z komendyudał się do hotelu Francuskiego , obudził Korbielę i pojechaliobaj filmowym wozem do Gerylskiego.Mecenas zdziwił się na widok nieznajomego. Dzisiaj nieprzyjmuję klientów powiedział. Pan będzie łaskawpofatygować się w piątek. Nie przyszedłem w sprawie porady prawnej wyjaśniłDownar. Jestem filmowcem, przyjechałem do Krakowa nazdjęcia i przy okazji chciałbym pana ostrzec, panie mecenasie.Gerylski był wyraznie zaniepokojony. Ostrzec? Mnie? Nie rozumiem.Proszę, może pan wejdzie,panie, panie. Nazywam się Trębiński przedstawił się Downar. Czybędziemy mogli porozmawiać bez świadków?Weszli do pokoju, który służył jako gabinet adwokacki.Wszystkie niemal ściany zakryte były półkami, zapełnionymiksiążkami, teczkami i segregatorami.Na środku, na dużymdywanie stało ciężkie, masywne biurko z ciemnego mahoniu.Gerylski uprzejmym gestem wskazał fotel, którego skórzaneobicie pamiętało zapewne odległe czasy. Proszę, niech pan łaskawie siada.Przyznaję, żezaintrygował mnie pan swoim tajemniczym oświadczeniem. Doskonale rozumiem pańskie zdziwienie.Zaraz wszystkowyjaśnię.Otóż, jak już wspomniałem, jestem z zawodufilmowcem.Jeżdżę po całym kraju i zbieram materiały dofilmów dokumentalnych.Niedawno byłem na Wybrzeżu, gdziechwytałem kamerą obrazki z życia ludzi morza.Przy tej okazjinawiązałem szereg znajomości wśród marynarzy.Jeden z nichoznajmił mi, że w najbliższym czasie ma zamiar zamordowaćpana, panie mecenasie.Gerylski zaśmiał się niezbyt szczerze. Zamordować? Mnie? Co za nonsens.Ten człowiek musiałbyć pijany, a poza tym ja nie mam znajomych wśródmarynarzy.Downar wzruszył ramionami. Nie wiem, skąd ten marynarz pana zna, ale się odgrażał, żepana pchnie nożem.Strasznie zawzięty.Mówił, że się musi zemścić.Uważałem więc za swójobowiązek ostrzec pana.Gerylski ze zdenerwowania zaczął sobie wyłamywać palce. No.bardzo panu dziękuję.Ogromnie pan uprzejmy.Niemam pojęcia, co to za człowiek i za co się chce na mnie mścić.Jak on wygląda? Rosły mężczyzna około sześćdziesiątki.Nosi brodę.Nazywa się Malec. Malec, Malec. zamruczał Gerylski, ocierając chustkązroszone potem czoło. Nie przypominam sobie, żebymkiedykolwiek znał człowieka o tym nazwisku.Zupełniezagadkowa historia.Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego jakiśmarynarz chciałby się na mnie zemścić? Mówił, że przez pana wyrzucili go z floty.Wspomniał takżenazwisko jakiegoś Aaciaka.Przyznam się panu szczerze, żedokładnie nie dopytywałem się o to wszystko.Co mnie to możeobchodzić.Dopiero jak się zaczął odgrażać i powiedział, że chcepana zarżnąć, to pomyślałem, że może bezpieczniej będziepana ostrzec. Dobrze pan zrobił.Jestem panu niesłychanie zobowiązany. Co pan ma zamiar przedsięwziąć, panie mecenasie? Nie mam pojęcia.Trudno mi właściwie zbyt poważnietraktować tę sprawę.Chociaż.Bo ja wiem. Ja bym panu jednak nie radził lekceważyć tego marynarza.Robił wrażenie człowieka gotowego na wszystko.Byłaby toniepowetowana strata, gdyby tej klasy prawnik co pan.Mieliśmy teraz niedawno w Warszawie takie tajemniczemorderstwo.Zamordowano dziennikarza, niejakiego Elerta.Downar powiedział to wszystko niedbale, jakby nieprzywiązywał większej wagi do swoich słów.Bacznieobserwował twarz adwokata.Kiedy padło nazwisko Elerta,zauważył nerwowe drgnienie mięśni w okolicy ust. Czytałem coś w prasie o tej zbrodni. Na pewno pana interesują te zagadnienia. No, oczywiście, chociaż specjalnie nie pasjonuję sięsprawami kryminalnymi.To nie moja dziedzina.Downar doszedł do wniosku, że nie należy przedłużać tejrozmowy.Chętnie byłby przesłuchał Gerylskiego, ale,przynajmniej na razie, musiał z tego zrezygnować.Wstał więc ipożegnał wybitnego prawnika, który niezbyt interesował sięsprawami kryminalnymi.Następnym punktem krakowskiego programu była wizyta ueks-małżonki Borzyckiego.Pani Julia przyjęła przystojnego filmowca z oznakami nieukrywanej kokieterii.Kazała podać kawę i z zabytkowegokredensu wyjęła butelkę likieru. Ogromnie się cieszę, że mnie pan odwiedził, ogromnie! Ja również jestem bardzo rad z poznania tak uroczej istotyjak pani powiedział uprzejmie Downar, który momentalniezorientował się, z jakim typem kobiety ma do czynienia.Jestem przyjacielem pani byłego małżonka.Stach prosił mnie,żebym, będąc w Krakowie, odwiedził panią.Pani Julia westchnęła melancholijnie. Kochany Stasiulek.Wie pan, że czasem nawet żałuję, iż odniego odeszłam.To bardzo przyzwoity i porządny człowiek, ajaki inteligentny! Zwietny prawnik.No, ale cóż.czasem sięludziom ułoży, a czasem się nie ułoży.Nieprawdaż? Ależ oczywiście przytaknął skwapliwie Downar,obawiając się, ażeby opowieść o nieudanym małżeństwiepaństwa Borzyckich nie rozwinęła się nadmiernie.Oczywiście, różnie bywa. Tak, różnie bywa powtórzyła w zadumie pani Julia iobdarzyła swego gościa czarującym uśmiechem. Pan robiwrażenie człowieka niezwykle subtelnego.Jestem pewna, żepan potrafi zrozumieć duszę kobiety.Chyba się nie mylę.Praw-da, że pan potrafi.? Jak czasem odpowiedział wymijająco Downar.Staszek prosił mnie, żebym panią pozdrowił i żebymdowiedział się o losy syna dodał pospiesznie, pragnącskierować rozmowę na inne tory. Bogdanek pracuje, proszę pana.Bardzo spoważniał. Pracuje? zdziwił się Downar. To doskonale.Otrzymałpracę tutaj w Krakowie?Pani Julia ze smutkiem potrząsnęła głową. Niestety, otrzymanie pracy w Krakowie było niecoskomplikowane.Bogdanek musiał wyjechać na Zląsk.Pracujew hucie. W hucie? Tak.Widzi pan, ja go kiedyś namówiłam, żeby kształcił sięna laboranta.To interesująca i spokojna praca.Wprawdzietych studiów nie ukończył, ale pewne pojęcie ma.Przyjacielnaszej rodziny, mecenas Gerylski, wyrobił mu posadępomocnika laboratoryjnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]