[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co to takiego? spytał Stalowy, przyglądając się, jak ostrożnie przelewamczęść płynu do przygotowanego wcześniej słoiczka i starannie go zamykam. Wygląda jak woda. Bo to jest woda.W przeważającej części.Pozostały składnik to jad białegowęża.Właściwie powinienem robić to w rękawiczkach.Wystarczy malutka rankana skórze i jestem martwy. Myślałem, że mamy wyleczyć Zpiewaka, a nie go otruć! Zpiewak nie jest chory, tylko znarkotyzowany tym hajgońskim paskudztwem.Biały Wąż, gdy go się wypije, jest najsilniejszym znanym środkiem znieczulają-cym.Dziwne, że ty, Stworzyciel, nie wiesz takich rzeczy.Biały Wąż zniesie dzia-łanie Krwi Bohaterów.Nocny Zpiewak zaśnie, nie będzie się rzucał i krzyczał,gdy go zabierzemy. Trzeba mu to jeszcze wlać do gardła przekazał Stalowy, a jego myślipodszyte były zwątpieniem. Po to jesteś mi potrzebny.248Owinąłem starannie naczynie chustką i schowałem je pieczołowicie w szarfie.Miałem nadzieję, że nic nie sprawi, iż je rozbiję.Skończyłyby się dla mnie wtedywszystkie kłopoty.Wraz z życiem.Zatarliśmy wszystkie ślady naszego pobytu.Wziąłem jeszcze jedną ze szkla-nych rurek Grzywy.Miała podziałkę do odmierzania płynów. Skąd tyle wiesz o Białym Wężu? zapytał Stalowy z uznaniem. %7łmijowe Pagórki to jedno z niewielu miejsc, gdzie żyją.Pierwszy, jakie-go złapałem, był jednocześnie ostatnim.Gdy przyniosłem go do domu, dostałemw skórę, a potem musiałem nauczyć się wszystkiego o neurotoksynach.Przydałosię.Odstawiłem latarenkę na dawne miejsce.Wężownik skinął poważnie głową.Chwyciliśmy się za ręce, jak podczas zabawy w kółko i już po chwili staliśmy nazaniedbanym dziedzińczyku za więzieniem, zgodnie z koordynatami, ustalonymiwcześniej przez Wędrowca.Przed nami wznosiła się tylna ściana, podziurawio-na czarnymi otworami okien.Stalowy sprawdzał, co porabiają więzniowie i ichstrażnicy. Trzech ludzi w jednej izbie.To pewnie dozorcy.Dwóch śpi, jeden popija.Je-den, dwa, trzy, pięć.osiem różnych snów.To pewnie więzniowie. W tymmomencie przekaz od niego rozsypał się i został podjęty dopiero po chwili. Trafiłem na Nocnego Zpiewaka.On jest bliski obłędu! Chce umrzeć.Myśli, jakodgryzć sobie język! To się pospieszmy.Ustaliliśmy, które okno należy do celi Nocnego Zpiewaka.Przeniknięcie przezmur było błahostką.Zwiatło księżyca kładło się kanciastą plamą na wewnętrz-nej ścianie celi.Gdzie indziej panował mrok.Stalowy pozostawał ze mną w sta-łym kontakcie.Jednomyślnie, bez straty czasu, podnieśliśmy posłanie Zpiewakai przenieśliśmy je tam, gdzie jaśniej.Wieczorna dawka Krwi Bohaterów jesz-cze działała.Chłopiec wyprężył się, gdy tylko oblała go księżycowa poświata.Nawet to łagodne światło nocnego wędrowca sprawiało cierpienie przewrażliwio-nym zrenicom. Stalowy, spróbuj do niego jakoś dotrzeć.Wytłumacz, że to my i że musi po-łknąć to, co mu damy.Stalowy po chwili potrząsnął bezradnie głową. Nie wiem, czy zrozumiał.Błaga tylko, żeby go więcej nie dręczyć. Trudno, musimy.Miałem już przygotowane naczynie z Białym Wężem.Uważnie nabrałem doszklanej słomki sporą dawkę płynu. Otwórzcie mu usta.I przytrzymajcie.Nie mogę go skaleczyć. Na razie tylko jęczy.Będzie wrzeszczał, a wtedy sprowadzi nam na karkstrażników.249 Tym gorzej dla nich odparłem złowrogo, unosząc szkło ze śmiertelnątrucizną.Nocny Zpiewak milczał.Dwie pary rąk usiłujące rozewrzeć mu szczęki przy-prawiły go o taką mękę, że jego gardło zacisnęło się w spazmie i nie był w stanienie tylko krzyczeć, ale nawet oddychać.Stalowy zamykał Zpiewakowi usta, liczącupływające sekundy.Ja masowałem mu gardło, licząc, że połknie jednak zbaw-czą mieszankę.Nocny Zpiewak krztusił się i wił, usiłując uwolnić.Zrozumia-łem w pełni, czemu służyły więzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]