[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wskazał na kamerę,po czym szybko przesunął palcem pod szyją.Cięć posłusz-nie wyłączył sprzęt.Siny zaparkował na ulubionym miejscudla inwalidy i zapalił zapalniczkę.- To znak - syknął - na wypadek, gdyby pasaŜer znówzaczął się buldoczyć.Pod ścianą mignęła zakapturzona sylwetka.Po chwili nasiedzenie obok kierowcy wślizgnął się gość.- Witam, panie Wiewiórski.- Cicho trzasnął centralnyzamek.- Ma pan telefon Młodego?- Mam.A pan ma moją kasę?- Jasne.PokaŜ.Wiewiórski wyjął z kieszeni owinięty w przezroczystą to-rebkę mały telefon i trzymał go z dala od Sinego.- A teraz niech pan pokaŜe pieniądze - zaŜądał.- Zaraz, pomaleńku.Gdzie jest kaseta z nagraniem?Mając telefon, mogę skasować wiadomość, ale pan ją nagrałi skopiował, panie Wiewiórski, nieprawdaŜ?- Tak, i to jest takie moje maleńkie zabezpieczenie.Wchwili, gdy wręczy mi pan pieniądze, powiem panu,gdzie jest kaseta.- No, panie Wiewiórski, pomyślał pan o wszystkim.Alezapomniał pan o jednym - Siny udał, Ŝe chowa za pazuchęzapalniczkę.- Policjant, a nie wie, Ŝe dla prokuratora takakasetka jest gówno warta - w ręku Sinego błysnął mały nóŜ215o zakrzywionym i częściowo aŜurowym ostrzu.Przystawiłgo do szyi Wiewiórskiego.- Bon wuaja.- nie dokończył.Jego twarz stęŜała.Ręka, w której trzymał nóŜ, opadłajak łachman.Siny wypręŜył się dziwnie, szarpnął i upadłtwarzą na kierownicę.Po jego karku popłynęła krew z ma-łego, ledwie trzycentymetrowego nacięcia.Wiewiórskiotworzył usta do krzyku i chwycił za klamkę.Drzwi byłyzablokowane, a głos uwiązł mu w gardle.Poczuł na szyicoś ostrego.I lepkiego.- Nie chciał mnie słuchać, a właśnie miałem mu powie-dzieć, Ŝe ja najbardziej lubię cios w kark, w rdzeń kręgowy- rzeki po angielsku obcy głos.- Szybko i humanitarnie.I po cichu! - Nagle ostrze znalazło się tuŜ przy skroni Wie-wiórskiego.- Skroń teŜ jest w porządku.Kim jesteś i co turobisz.Mów.Masz pięć sekund.- Jestem przyjacielem - wychrypiał donosiciel.- Praco-wałem dla Sinego.A to jest telefon jego znajomego.Ja go.znalazłem i chciałem mu oddać, a ten.- Oddać mu chciałeś.Mówiliście coś o Młodym.To jegotelefon?- Tak.Nie.Ja nie wiem.- Nie kłam! - Czubek noŜa był taki ostry.Wiewiórski zro-zumiał, Ŝe za chwilę umrze.Słowa popłynęły same.- Młodego! Tam jest nagranie, jak Siny mu kaŜe porwaćdziewczynę, z prasy!- Interesujące.A ty skąd go masz?- Jestem, to znaczy byłem.policjantem.- Ciekawe.Policjant-renegat - ostrze boleśnie zakłuło.„O, mamusiu”, pomyślał Wiewiórski.- Nie jestem frajerem, Ŝeby dać się zabić za 1200 złotychbrutto! - starał się mówić szybko, poprawnie i z przekona-niem.- Tak - tajemniczy rozmówca, nie odejmując ani na mo-ment noŜa od skroni ofiary, przełazi między siedzeniamido przodu.Odblokował zamek i otworzył drzwi po stronie216kierowcy.Nie patrząc, wypchnął ciało Sinego na zewnątrzi zajął jego miejsce.- Podobasz mi się.Lubię ludzi pragma-tycznych.Słuchaj.Pracowałeś dla Sinego.A Siny pracowałdla mnie.Teraz Sinego juŜ nie ma, a jest wakat.Jak sięnazywasz?- Jacek.Jacek Maciejak.Po angielsku Jack.- Świetnie, a ja jestem pan Schmidt - odjął wreszcieostrze od skroni białego jak kreda Jacka.- Czuję, Ŝe topoczątek wspaniałej przyjaźni.Ruszył z piskiem opon.Zaskoczony parkingowy ledwiezdąŜył podnieść szlaban.- A gdybym nie znał angielskiego? - odwaŜył się zapy-tać Jacek.- To byś teraz rozmawiał z Sinym, a nie ze mną - odparłwesoło Schmidt.„Mama miała rację.Grunt to języki”, pomyślał Jacek,ukradkiem ocierając czoło.Środa, 6 marcaFrom: efkaffpost.piTo: alif@home.plSubject: Przepraszam!Adamie.Jestem świnią i dobrze o tym wiem.Wcale sięnie dziwię, Ŝe mnie nienawidzisz.Sama siebienienawidzę.Malwa mówiła, Ŝe o mnie pytałeś.U mnie wszystko w porządku.Rozumiem i szanuję, Ŝe nie chcesz do mniedzwonić, ani Ŝebym ja dzwoniła do Ciebie.Posta-nowiłam jednak napisać, przynajmniej Ŝebyświedział, Ŝe bardzo mi przykro i Ŝe przepraszam.Wiem, Ŝe jestem podłą egoistką i Ŝe ciągle wy-korzystuję przyjaciół, a zwłaszcza Ciebie.217Postanowiłam to zmienić i od tej chwili samej ra-dzić sobie ze swoimi sprawami.Dostałam powaŜne zadanie w pracy.UdowodnięTobie, sobie i jeszcze paru osobom, Ŝe potrafiędziałać skutecznie i samodzielnie.Mam nadzieję, Ŝe moŜe wtedy mi wybaczysz.CałujęEwaPo raz kolejny przeczytała poprawiany w nieskończo-ność list, po namyśle wymazała „Całuję”, dopisała „strasz-ną” do „świnią” i wcisnęła send.Wyłączyła komputer ipodeszła do lustra.Stwierdziła z zadowoleniem, Ŝe całośćprezentuje się bardzo wiarygodnie, zwłaszcza w przyćmio-nym świetle.Tylko.te włosy.Zaraz, Malwa miała gdzieśwosk.MoŜe w łazience? Mijając miejsce, w którym zginąłMłody, wzdrygnęła się i odwróciła wzrok.Po gruntownym przeszukaniu łazienkowej szafki odna-lazła płaskie pudełeczko z resztką czegoś tłustego w środ-ku.Zaczęła wcierać to we włosy, gdy nagle spostrzegła cośokropnego.„Paznokcie! Ale bym się wkopała.” Dała spokójwłosom i pośpieszyła naprawić niedopatrzenie.„Rany, tak-sówka na pewno juŜ czeka!” Rzuciła się do przedpokoju,potykając się o zaciekawionego bieganiną BłaŜeja.Naraz za-wahała się.Jak mogła o tym nie pomyśleć! PrzecieŜ niemoŜe jechać w swoim płaszczu! W końcu zdecydowała sięnie wkładać niczego i poprzestać na szaliku i borsalino Mal-winy.Ostatecznie, taksówka na pewno jest ogrzewana.- śycz mi szczęścia, BłaŜej! - krzyknęła w stronę kuchnii wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.Po chwili uświadomiła sobie, Ŝe zapomniała komórki.Zawróciła, aby przekonać się, Ŝe nie wzięła równieŜ kluczy.Oraz.Ŝe nowy zamek działa znakomicie.„Trudno.Malwinana pewno wróci przede mną”.Ewa postanowiła skoncent-rować się na sprawach istotnych.Ruszyła w dół.218- Za szybko pani jechała, kochanieńka!Czerstwa kobieta w podomce w kwiatki postawiła przedgościem szklankę herbaty.Tkwiła w niej aluminiowa ły-Ŝeczka.- Tu uwaŜać trzeba! Powiem pani, Ŝe jak ten objazdzrobili, to przez pierwszy rok nie było tygodnia, Ŝeby namna płocie ktoś nie lądował! A raz, mówię pani: śpimy z mę-Ŝem, a tu nagle: łubu-du! I cięŜarówka nam wjeŜdŜa dosypialki! Całą ścianę wywaliło! Mogło być nieszczęście!- gospodyni przeŜegnała się na samo wspomnienie.Nina udawała, Ŝe słucha, a w myślach klęła brak auto-strad, zasięgu i oznaczeń, czyli Polskę.Oraz swój własnypośpiech, za sprawą którego tuŜ po godzinie 20 wylądowaław rowie między miejscowościami Głucha i Kopanino.BoŜe, jakŜeŜ ona nienawidziła nieprzewidzianych kom-plikacji.A dzisiaj wszystko jakby się sprzysięgło.Najpierw- godzina czekania na przejściu, bo połączone siły straŜyz obu stron granicy urządziły sobie zabawę w łapanie prze-mytników.Wątpliwe, czy akcja przyniosła coś ponad TIR-aruskich LM-ów, nie przeszkodzi to jednak mediom obwieś-cić sukcesu polsko-niemieckiej współpracy przy zwalczaniuzorganizowanej przestępczości.Nina ponuro zaśmiała sięw duchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •