[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Prawdziwa pustelnia, w lasach, na krańcu świata dziwował się Edek.Kilkadziesiąt chat tuliło się do mizernych sadków, zbiegających prawie do samej rze-czki.Z pagórka zjeżdżała na sankach dzieciarnia.Niosąca jakiś worek starsza kobieta przy-stanęła ustępując saniom drogi, wymamrotała pozdrowienie. To tutaj przecież musi mieszkać Macura? A tak, tylko nie wiem, w którym domu.Tam, przy końcu, widzicie, jest leśniczó-wka.Ale takiej bym nie chciał, przy wiosce jakoś inaczej, nie to samo, co w Sumach, pra-wda? A zaraz mamy szkołę, ten wyższy domek.One mieszkają na salce, te małe okienka.Czekajcie, przywitam je.Aż koń, tuląc uszy, zerwał się do gwałtownego biegu, tak ostro Mietek zatrzaskał zbata.Dzieciaki powybiegały na podwórza.Brzęczenie dzwoneczków zwabiło do okna salkitakże i twarz dziewczęcą.Mietek przywitał ją wymachiwaniem dłoni.Jakby we własnymobejściu, zeskoczył teraz, mocował się z bramą, wyrzucał z sań towarzyszy.Na podwórzuprzykrył parującego konia derką, założył mu na szyję worek z owsem, wtedy dopiero poma-szerował ku oczekującej już na nich dziewczynie w narzuconym na ramiona paletku. Witaj, Zocha! Mam dobre serce, więc pomyślałem o was, że musicie się nudzić,zabrałem kumpli i jesteśmy. Mało nas nie potopił przy tej okazji burczał Klemens, który wciąż jeszcze niemógł ochłonąć z lęku, w jaki wprowadził go trzask pękającego lodu u wylotu rzeczułki. Co tam gadasz. zbył go Mietek machnięciem dłoni. Patrz lepiej, przed kimstoisz.A gdzie Truda? pytał rozglądając się wokoło. Jest, jest.No, chodzcie na górę.My się przecież znamy? podając rękę, przyjrzałasię Edkowi. A jakże, z Pisza.Mówiła pani, że się spotkamy, bo Sumy niedaleko, więc jesteśmyw tej zagubionej wiosce. Patrz, żebyś serca nie zgubił zamruczał zadowolony z siebie Mietek.Klem wysforował się przed kolegów, by idąc schodami w ślad za nauczycielką, mócprzyjrzeć się przy okazji jej nogom.Musiał je widocznie wysoko ocenić, bo aż szturchnąłEdka z uznaniem.Truda biła Zochę urodą, choć i tamtej nie można było odmówić wdzięku.Klemens nawidok przyjaznym uśmiechem witającej ich dziewczyny aż stęknął z zachwytu, a potem ga-piąc się mocno nieprzystojnie, kręcił tylko przez długi czas głową.Wreszcie Mietek trzepnąłgo solidnie po karku: Pamiętaj, wszak masz złamane serce.Urażony w swoim uczuciu poeta wyprostował się godnie, zatrząsł czupryną. Proszę cię, bądz łaskaw nie rozdrapywać moich bolesnych zranień.Dziewczyny patrzyły na nich nie rozumiejącymi nic oczyma.Truda wzruszyła ramio-nami, po czym, zapalając maszynkę spirytusową, zwróciła się do Edka: Tyle się u nas mówi ostatnio o panu.To było bardzo szlachetne, przecież o włos, abyłby przypłacił pan swoją odwagę życiem.Mietek i Klemens wybuchnęli śmiechem.Długo nie mogli się uspokoić.Edek spoglądałna nich koso, speszył się, miał głupią minę, co ich pobudzało do jeszcze większej radości.Młode gospodynie spojrzały po sobie, wreszcie i one zaczęły śmiać się z zachowaniaswych gości.Pierwszy opamiętał się Mietek. Bo widzisz, Truda, bo to jest tak, Zocha, że my dokuczaliśmy dzisiaj Edkowi, iżzostał bohaterem wszystkich dziewcząt w okolicy, tych ładnych skłonił się w ich stronę że czeka go jeszcze cała seria podziwów i podziękowań z ich strony.A jego to złości.Tym-czasem, masz babo placek, i wy od razu z tym wyjeżdżacie.Cha cha cha! Dajcie już spokój. Edek był wściekły.Gdyby nie to, że obraziłby tym Bogu duchawinne dziewczyny, najchętniej nacisnąłby czapkę na uszy i zawrócił tam, skąd przyjechał. Bardzo pana przepraszam, jeśli uraziłam. Truda dotknęła łagodnie jego ramienia. Ależ za co, to te diabły, cóż pani bąkał. Ojej, herbata wykipi poskoczyła ku dygocącemu czajnikowi.Przy gorącej herbacie Edek udobruchał się.Przyjemnie było u tych dziewcząt, spokoj-nie jakoś i kolorowo.Niewielki pokoik urządziły skromnie, ale barwnie, ze smakiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]