[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacme spojrzal na niego z blyskiem aprobaty w oczach.Wyglada pan wprawdzie niewiele lepiej niz zwykly dworski fircyk, ale widac, ze znasie pan na rzeczy – powiedzial laskawie.Jacme! – oburzyl sie ksiadz, a Jordan zacisnal szczeki, powstrzymujac wybuchsmiechu.Na prosbe ojca Malaquiasa sluzaca rozpalila w kominku, bo wrzesniowe wieczorybywaly juz chlodne.Usiedli niedaleko ognia w staroswieckich fotelach, zbyt miekkich i glebokich, by byly wygodne, a jednak dajacych mile wrazenie przytulnosci.Jesli mam wam pomoc – powiedzial Domenic Jordan – przede wszystkim muszewiedziec, w jaki sposob demon przedostawal sie do domu i czym udawalo sie goprzeploszyc.Fris Maillieu, ktory dolaczyl do nich przed chwila, spojrzal bezradnie na ojcaMalaquiasa.Czerwony odblask ognia padal teraz na jego okragla twarz okolonabrazowymi, miekkimi jak u dziecka wlosami.Na lewym policzku drgal leciutkomiesien, powieki co chwila zaciskaly sie w serii nerwowych mrugniec.Ojciec Malaquias, poproszony wzrokiem o pomoc, milczal.No coz… – z wahaniem powiedzial Fris Maillieu – o tym najlepiej opowiedzialabypanu moja zona, ale nie mozemy przeciez jej niepokoic, prawda? – Cierpliwy,proszacy wzrok spoczal teraz na Jordanie.– Ona teraz spi, biedactwo, a Nicomedaprzy niej czuwa.W checi chronienia zony przez tego mezczyzne, ktory sam wydawal sie slaby ibezradny jak dziecko, bylo cos przejmujacego.Mimo to Jordan ustapil nie dlatego,ze slowa Frisa Maillieu wzruszyly go.Po prostu nie potrzebowal rozmawiac z Serenajuz teraz.Skinal glowa, a Fris usmiechnal sie z wdziecznoscia.Ja o wszystkim opowiem! – Jacme niecierpliwie pochylil sie w strone Jordana.Mlodzieniec mial sklonnosc do koloryzowania.Nic dziwnego, bo w wiekszosciwydarzen, o ktorych opowiadal, bral udzial jako dziecko albo wrecz slyszal o nich z drugiej reki.Mowil jednak do rzeczy, podajac najwazniejsze szczegoly i pol godziny pozniej Domenic Jordan mial juz w miare jasny obraz sytuacji.Demon, przez Patrice'a Tourtou nazwany Cieniem, bo wciaz podazal za Serena, niebyl istota z bajek i legend.Nie przenikal przez sciany, nie unosil sie w powietrzu, a pierwsze promienie wschodzacego slonca nie zmienialy go w kupke popiolu.Bylnatomiast niezwykle silny, zreczny i odporny na bol, a takze uzbrojony w dlugie,ostre jak brzytwy pazury i wilcze zeby.Atakowal glownie noca, choc nie zawsze:jeden z atakow zdarzyl sie w poludnie, gdy Serena wypoczywala w ogrodzie, a innypod wieczor na zatloczonej ulicy.Rodzina Tourtou bronila sie przed Cieniem, uzywajac poswieconych medalikow,amuletow i zaklec – tych aprobowanych przez Kosciol, wzywajacych pomocyktoregos ze swietych, i tych zakazanych, czarnoksieskich.Wiekszosc z nichskutkowala, ale tylko raz.Demon, zetknawszy sie z tego rodzaju magia, nabieral nania odpornosci i nastepnym razem trzeba bylo szukac czegos nowego.Czasemskuteczne okazywaly sie bardziej przyziemne srodki: dwie kule, ktore pewien sluzacy wpakowal w piers Cienia, ogien, ostrze szpady.Ale nawet wtedy demon mial na tylesily, by uciec.Dwa razy Serena Maillieu uniknela smierci, barykadujac sie w pokoju iglosno wzywajac pomocy.Demon – ktory najwyrazniej mial instynktsamozachowawczy – odbiegal od drzwi, gdy widzial zblizajaca sie z pochodniami imuszkietami sluzbe.Raz – ale to bylo zupelnie na poczatku, tuz po owym fatalnymseansie – Cienia sploszylo zwyczajne bicie koscielnych dzwonow, ktore odezwaly siew ostatniej chwili, gdy pochylal sie juz nad swoja ofiara.Serena spedzila wtedy wlozku poltora tygodnia.Wiekszosc atakow konczyla sie tylko na strachu.Wiekszosc,ale nie wszystkie.Z rak Cienia zginal mlody sluzacy, ktory, uzbrojony w kuchenny noz, probowalbronic swojej pani, a takze dwoch przypadkowych przechodniow.Ci z kolei, zgodniez wpojonymi zasadami, widzac szarpiaca sie z jakas postacia kobiete, rzucili sie na ratunek.I oczywiscie zginal Roman Garavel, pierwszy maz Sereny.Mysle – wtracil sie ojciec Malaquias – ze teraz lepiej zrozumie pan moja kuzynke.Serena zyje dreczona potwornymi wyrzutami sumienia, przez caly czas obwiniajacsie za smierc tych ludzi.To bardzo wrazliwa kobieta, panie Jordan.Nie zasluzyla na to, co ja spotkalo.– Zwrocil sie do chlopaka.– Opowiedz panu Jordanowi, jak zginal twoj ojciec.Jacme byc moze nie byl dobrze wychowanym mlodziencem, ale z pewnoscia mialduzy talent narracyjny.Opowiesc o smierci ojca snul sciszonym, dramatycznymglosem.Mowil o sniegu, ktory tamtej zimy, gdy chlopiec mial osiem lat, sypal prawie codziennie, i o zaspach tworzacych sie na ulicach malenkiej miesciny, w ktorej wtedy mieszkali.W tej miescinie – co Jacme podkreslil z satysfakcja, a Jordan znow musial powstrzymac sie od smiechu – ich rodzina pelnila role "prawie szlachty".Mieli wtedy elegancka karoce, do ktorej zaprzegali szostke koni.I ta wlasnie karoca utknelaktoregos wieczoru w snieznej zaspie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]