[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłaszczaza najstarszą częścią rezydencji z epoki Tudorów.Możebrakowało jej elegancji, którą miały skrzydła z pózniejszegookresu, ale Ellie kochała te ściany z czerwonej cegły,imponującą bramę wjazdową i urokliwe, brukowanedziedzińce wewnętrzne.Nawet nie musiała przymykać oczu,by cofnąć się do czasów Henryka VIII.Władca, w białej koszuli przylepionej do ciała, wygrywał zewszystkimi w ówczesną odmianę tenisa.Anna Boleynspacerowała po pałacu, ręką wodząc po boazerii, a przez ramięoglądała się na kolejnego adoratora,282 na którego zarzuciła sieć.Najwyrazniej jednak widziałanieszczęsną Katarzynę Howard.Legenda głosi, że Henrykdowiedział się o jej zdradzie z liściku, który podano mu wkaplicy.Ilekroć Ellie zwiedzała tę część pałacu, wyobrażałasobie Katarzynę wywlekaną ze świątyni przez gwardzistów.Krzyczy rozpaczliwie, zapewnia Henryka o swojejniewinności.Tak, choć pałac przytłaczał dostojeństwem i splendorem,tutaj również ostatecznie wszystko sprowadzało się do seksu izdrady.Niespokojnie krążyła przed wejściem do labiryntu, trzy-mając się cienia żywopłotu, by słońce nie spaliło jej karku.Wpewnym momencie spostrzegła parę, która, jak jej sięwydawało, weszła do labiryntu tuż przed Edith.- Przepraszam, że przeszkadzam! - zawołała.- Niezauważyli tam może państwo starszej kobiety? Niewykluczoneże zabłądziła.- Jaskrawoczerwone crocksy? - upewnił się mężczyzna.Skinęła głową.Buty stanowiły najnowszy nabytek ciotki,która nosiła je do wszystkiego.- Widzieliśmy ją na ławce w samym środku labiryntu-odparła kobieta.- Opowiadała jakimś francuskim studentom oIndiach.Wyglądała na całkiem zadowoloną z życia.Ellie podziękowała i wbiegła do labiryntu, modląc się, byzdążyła, zanim francuscy studenci zapadną się pod ziemię zewstydu.Nie zaszła daleko, gdy z alejki wynurzyła się Edith -otoczona wianuszkiem młodych mężczyzn gawędziła zożywieniem.- A oto i córka mojego bratanka.Opowiadałam wam o niej,właśnie ta od śpiewających majtek.283 Francuzi popatrzyli na nią, jakby oczekiwali, że jej bieliznaspontanicznie zacznie śpiewać.Może Edith coś przekręciła wswoim tłumaczeniu na francuski.- Bonjour.- Ellie pomachała im.- Porównywaliśmy rolę, jaką Anglicy odegrali w Indiach, aFrancuzi w Indochinach.Okazuje się, że bardzo podobną.Fascynujące, doprawdy wyjątkowe - opowiadała Edith.Studenci potakiwali z zapałem.- Ale teraz już muszę was pożegnać, drodzy przyj aciele.Było mi niezwykle miło.Jeszcze raz dziękuję, że pomogliściemi znalezć wyjście z labiryntu.Aż się zastanawiam, jakimcudem znalazłam drogę powrotną z Indii.Rozległy się śmiechy.Studenci wyściskali i wycałowaliEdith na pożegnanie.Ellie też się załapała na całusy w obapoliczki.Potem obie odprowadziły wzrokiem barwną grupkę:oliwkowa cera, papuzie T-shirty i dżinsy.Ellie objęła ciotkę.- Wiesz? Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.- Dziękuję, złotko.- Poklepała Ellie po dłoni.- Chyba niemniej niż ty siebie.- Ja? Zaskakuję siebie? - Wtedy do niej dotarło.- A, chodzici o Jacka - bąknęła.- Tak, o Jacka.- Edith szurała butem po ścieżce.- Jeśli mniepamięć nie myli, ktoś mówił mi, że co prawda Jack jestprzystojny, ale do niczego nie dojdzie.Jeśli wierzyć hałasomdobiegającym w ubiegłym tygodniu z góry, do czegoś jednakdoszło i to po wielekroć.- Cóż.- Bardzo się różni od Sama, prawda? Cieszysz się, żeprzełamałaś lęk i skoczyłaś na głęboką wodę?284 Szły dalej.Ellie nie chciała rozmawiać o Jacku, a już napewno nie o tym, jak bardzo różnił się od Sama.Po tym jaksromotnie pobił Edith w scrabble, widziała go tylko raz.Któregoś wieczoru zjawił się u niej, właściwie się nie odzywał- choć kiedy spleceni w uścisku, tarzali się po podłodze, byłcałkiem głośny i wymowny - potem wyszedł i tyle go widziała.Wiedziała, że jutro wylatuje do Nowego Jorku.Wypełniała dni terapią zakupową i wyprawami z Edith, alewciąż się zastanawiała, co się z nim dzieje i czy już mu sięprzejadła.Niepokoiło ją, że się panoszy w jej myślach.Jeśli miała byćszczera, spodziewała się, że w miarę jak będzie go poznawać,jej sympatia do niego zacznie maleć.Jako dodatkową atrakcję zaproponowała Edith wycieczkędo kuchni pałacowej, gdzie wiernie odtworzonoprzygotowania do uczty z czasów Tudorów.Obie były zszo-kowane mnóstwem jedzenia, jakie należało przygotować, izgodziły się, że praca w kuchni musiała być koszmarna.Zastanawiały się też, jak mógł smakować paw.A potemzmęczenie wzięło górę i marzyły tylko, by usiąść i zjeść cośwspółczesnego, niezdrowego.- Sam to moim zdaniem wciąż jeszcze duży chłopiec - ni ztego, ni z owego w połowie kanapki odezwała się Edith, jakbykończyła zdanie wypowiedziane przed sekundą.- Duży chłopiec?- Tak.Broń Boże, nie krytykuję.Niby dorosły, ale wciąż wnim dużo z dziecka.Podczas gdy Jack.Cóż, on przeżył swoje.To prawdziwy mężczyzna.Nie przyłapiesz go na tym, jakpróbuje podpalić własne bzdziny.285 - Nie przypominam sobie, żeby Sam robił coś takiego.Zbytenergicznie zamieszała kawę i patrzyła, jak rozchlapuje się nablat.- Nie obrażaj się, złotko.Mówiłam hipotetycznie, topierwsze, co przyszło mi do głowy.Chodzi o coś innego.Jackjest mężczyzną dojrzałym.Teraz, kiedy go poznałam,dostrzegam w nim głębię.Tak, wiem, co mówię: prawdziwągłębię.Odgryzając spory kęs kanapki, Ellie zyskała pretekst domilczenia.Próbowała też uniknąć wzroku Edith - wyjątkowoprzenikliwego jak na osobę w tym wieku - ale ciotka wzięła jąza rękę.- Zrozum, dziecino, wcześniej byłaś tylko z Samem.Niezdążyłaś nabrać doświadczenia.Dlatego powinnaś bardzouważać na Jacka.Nie oczekuj zbyt wiele.Postaraj się totraktować wyłącznie jak dobrą zabawę.Ellie odpowiedziała wątłym uśmiechem.Bolało ją, gdy zcudzych ust słyszała to, co sama doskonale wiedziała.Uświadomiła sobie, że do tej pory żywiła cichą nadzieję.Anuż.? A może j ednak.? Może j ednak znaczy dla niego coświęcej niż reszta haremu.Nawet Edith wiedziała, że to mrzonka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •