[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś głowąklanu! Twoje uwięzienie będzie niepowetowaną stratą! To szaleńczy plan! Morgajła stanął obok Kostasa.W jego pociemniałych nagleoczach błyskała wściekłość. Wieś jest okrążona, a za każdym drzewem stoi krzyżackiżołdak! Jak go wyprowadzimy? Jest pewien sposób odezwał się milczący do tej pory Walocha. Każdy z dowódcówwybierze ze swojej kompanii po dziesięciu najlepszych ludzi.Niewielka grupa przemknieniezauważona.Jeśli uda się odwrócić uwagę knechtów choć na kilka minut, istnieje sporaszansa, że wydostaniemy się z okrążenia.Najsłabiej obsadzili teren w pobliżu tartaku zawahał się i dokończył już nieco mniej pewnie. Jeśli jedna kompania zaatakuje w tymmiejscu, ściągnie ich uwagę i umożliwi ucieczkę. Chcesz wysłać ludzi na pewną śmierć? Dowódca zwiadowców rozejrzał się wokół,szukając poparcia dla swojego oburzenia. Nie będą mieli żadnych szans! Ja pójdę odezwał się nagle Wułkas. Biorę to na siebie. Nawet jeśli przejdziemy przez kordon, dopadną nas najdalej po godzinie. Morgajłaodepchnął Wułkasa i stanął pośrodku salonu. Sami widzieliście, że granica jest strzeżona zpowietrza i lądu. Nie pójdziemy w stronę granicy. Walocha pokręcił głową, wciąż niezdecydowany, jakprzyjąć deklarację Wilka. Pójdziemy na północ, tam nie będą nas szukać. Skąd ta pewność? Nie ustępował dowódca zwiadowców. Jeśli wydarzy się cośnieprzewidzianego. Bredzisz, Morgajła! Rozległ się nagle kategoryczny głos.Prusowie jak na komendę obrócili głowy w stronę drzwi. Mateuszu! wykrzyknął radośnie Kostas. Witaj, przyjacielu! Nawet nie wiesz, jak sięcieszę, że cię widzę! Ja również rad jestem, że widzę cię w zdrowiu. Mateusz wszedł do salonu, przywitałsię z Kostasem i zerknął na Morgajłę. Widzę, że strach cię obleciał i żeby nie narażaćswojego tyłka, gotów jesteś poświęcić głowę klanu! Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się potobie niczego innego! Kto tu myśli o własnym tyłku. Tamten uśmiechnął się pogardliwie. To ty chceszwydostać się z Kiejsztan.Gdybyś znał dobrze okolicę, już by cię tu nie było.I nie mów, żepragniesz uratować Kostasa.Nasza sprawa nic cię nie obchodzi. W jednej kwestii masz rację odparł Mateusz. Jeśli zostaniemy na miejscu, mnie imoich ludzi czeka szubienica.To wystarczający powód, by się stąd wynieść.Nie rozumiemjednak, dlaczego starasz się za wszelką cenę zatrzymać Kostasa na miejscu.Dlaczego ci takna tym zależy?Morgajła zacisnął dłonie w pięści. Obrażasz mnie, Rzeplito! Podjąłem decyzję przerwał im Kostas zaskakująco stanowczo. Opuszczę Kiejsztany.Ty, Morgajła, skoro tak bardzo boisz się nadstawić karku, zostaniesz z resztą ludzi. Moje miejsce jest przy tobie. Dowódca zwiadowców podniósł dumnie głowę.Sprzeciwiałem się tej szalonej wyprawie z obawy o twoje życie.Skoro jednak zadecydowałeśinaczej, uszanuję twoją wolę.Mam tylko nadzieję, że ludzie, którzy tak bardzo pewni sąswego, poniosą odpowiedzialność. Nie czas na dyskusje! Zambrowicz popchnął Kostasa w stronę drzwi. Musicieruszać natychmiast! Liczy się każda minuta! Powiedz ludziom, że zrobię wszystko, by ci dranie ponieśli zasłużoną karę. Głosmłodzieńca przed chwilą twardy, załamał się nagle. Powiedz im, że nie uciekłem. Powiem im to.Możesz być spokojny starzec pokiwał głową. Kostas, czas na nas. Walocha ujął młodzieńca pod ramię. Do rychłego zobaczenia, przyjaciele. Stary %7łyd uśmiechnął się z przymusem. Niechwam los sprzyja.* * *Plac przed dworem wypełniony był po brzegi szeregami Bojów z sześciu kompaniitworzących Legion Pruski, największy oddział zbrojny, jaki działał na terenie Zakonu odczasu Wielkiego Powstania w 1916 roku.Prusowie stali w milczeniu, spoglądając na otwartedrzwi dworu i na drugą stronę jeziora, strzeżoną przez setki krzyżackich żołnierzy.Nienawiśćwisiała w powietrzu niczym gęsta mgła, a mała iskierka mogła spowodować potężny wybuch.Tuż przed upływem terminu ultimatum ktoś pojawił się na dzwonnicy, przyciągającuwagę wszystkich.Spoglądał chwilę w stronę jeziora a potem przerzucił przez mur płachtęmateriału.Białą płachtę.Na bliskim, przeciwległym brzegu rozległy się wiwaty, a Prusowie spoglądali oniemialina symbol ich klęski i upokorzenia.Na placu zapanował tumult.Niektórzy w geściedesperacji zwrócili karabiny w stronę Krzyżaków, ktoś krzyczał, aby wystąpił Kostas iwyjaśnił sytuację.Jednak zamiast młodzieńca pojawił się Zambrowicz.Stanął w bramie,spoglądając ponuro na rozgorączkowanych ludzi.Uniósł rękę. Wysłuchajcie mnie!Dyscyplina wzięła górę.Bojowie umilkli. Wiem, co czujecie, widząc białą flagę, ale uwierzcie mi, nie było innego wyjścia!Zostaliśmy otoczeni przez siły, którym nie jesteśmy w stanie sprostać! Walka z nimi byłabysamobójstwem, a dla naszych prześladowców stałaby się doskonałym pretekstem, abyzniszczyć wieś i raz na zawsze rozbić klan! Lepsza śmierć niż niewola! Gdzie jest Kostas?! Niech on nam powie, że mamy siępoddać! padły okrzyki z tłumu, a kilku Prusów w pierwszym szeregu uniosło broń. Chcemy walczyć! Lepsza śmierć niż hańba! Można było usłyszeć w gniewnympomruku, który przetaczał się przez plac. Chcecie iść jak bydło pod krzyżackie lufy? krzyknął ze złością starzec. Jeślipodejmiemy walkę, co najmniej połowa z was zginie, a wieś zostanie spalona! Legion i takzostanie rozbity, ci zaś, których ominie śmierć, trafią do twierdzy! Kostas nas wyprowadzi! Kostas zrozumiał, że walka jest bezcelowa.Opuścił już osadę i przedziera się wraz zkilkudziesięcioma ludzmi z okrążenia.Nie myślcie, że stchórzył! Jego decyzja jest dowodemprawdziwej odwagi! Kiedy będziemy uwięzieni, on krążyć będzie pod murami krzyżackichmiast, a nasi wrogowie pojmą szybko, że Prusowie walczą nadal! Czasami trzeba sięwycofać, aby potem uderzyć mocniej!Jego ostatnie słowa utonęły w nagłym warkocie samolotów.Maszyny przeleciały niskonad Kiejsztanami, można było wyraznie dostrzec czarne krzyże na skrzydłach.Prusowie zrozpaczą zrozumieli, że przeciwnicy przygotowali pułapkę perfekcyjnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]