[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślała, że zasłużyła na drinka.Jeśli śniła, to nic nie pamiętała.Rankiem znów sprawdziła podwórze i kiedy przekonała się,że jest puste, wypuściła Katie, by się załatwiła, a potem wpuściłapsa z powrotem do domu i wyszła frontowymi drzwiami po gazetę.Nie zamykając za sobą drzwi zeszła na chodnik.Zobaczyła gona trawniku, rozciągniętego po przekątnej, od skrzynki pocztowejaż do chodnika metr dalej.Uniósł głowę i ruszył w jej stronę.Weszła do środka i zatrzasnęła drzwi.Wąż zatrzymał się.Czekał.Obserwowała go przez drzwi na ganek.Nie ruszał się.Leżał tylko w jasnym, porannym słońcu.Zamknęła wewnętrzne drzwi na klucz.Jezu.Była uwięziona we własnym domu!Do kogo ma zadzwonić? Na policję? Do Towarzystwa Opiekinad Zwierzętami?Wykręciła 911.Oficer przedstawił się.Brzmiał młodo i przyjacielsko.- Mam węża na podwórku.Dużego węża.On.ciągle mnieatakuje.Szczerze mówiąc, nie mogę wyjść z własnego domu!To była prawda.Jedyne inne wyjście prowadziło przez drzwikuchenne wprost do garażu, a garaż był obok drzwi frontowych.Nie wyjdzie w ten sposób.Nie ma mowy.Nie, dziękuję.- Przepraszam panią, ale to nie jest sprawa policji.Musi panizadzwonićdo ARL*.Przyślą kogoś i pozbędą się go.Ale muszę panipowiedzieć, że to dziś trzeci telefon w sprawie węża, a już mamcztery aligatory.Wczoraj było jeszcze gorzej.Te deszczeprzyciągnęłyje wszystkie.Więc ARL może pani kazać chwilę zaczekać.- Boże!Zaśmiał się.- Mój szwagier jest ogrodnikiem.Wie pani co on mówi o Florydzie?Wszystko tu gryzie.Nawet drzewa gryzą.Dał jej numer, a ona zadzwoniła.Kobieta z ARL zapisała nazwisko,adres i numer telefonu Ann i kazała jej opisać zwierzę,jego wygląd i zachowanie.- Wygląda na to, że ma pani pończosznika prążkowanego z Florydy- powiedziała.- Chociaż nigdy nie słyszałam o takim dużym.- Co mam?- Prążkowanego pończosznika z Florydy.Mówi pani, że madwa, dwa i pół metra? Jest duży.Musi ważyć z trzynaście i półkilograma.- Czy jest jadowity?- Nie.Chociaż potrafią cholernie paskudnie ugryzć.Są agresywne.Potrafią podczas jednego ataku ugryzć cztery razy.Ale*ARL - Animal Rescue League.powtarzam, nie słyszałam o nieustannie atakującym okazie, jakto pani określiła.Zazwyczaj tylko bronią swojego własnegoterytorium.Jest pani pewna, że go jakoś nie sprowokowała?- Na pewno nie.Może mój pies, na początku.Ale zabrałam gobardzo szybko, kiedy tylko zobaczyłam tego węża.Od tej poryzaatakowałmnie dwa razy.Bez żadnej prowokacji.- Więc proszę nie prowokować go teraz.Jeśli się wzburzy, będzieatakował wszystko.Przyjedziemy tak szybko, jak się da.Miłego dnia.Czekała.Oglądała talk show i zjadła lunch.Celowo trzymałasię z daleka od drzwi i ganku.Przyjechali około piętnastej.Dwóch krzepkich mężczyzn w luznych spodniach i koszulachz krótki rękawem wyszło z vana niosąc długie, drewnianetyczki.Jedna miała na końcu coś na kształt obroży, jak na kijupasterza,a druga klin w kształcie litery V.Stała w drzwiach razemz Katie i obserwowała ich.Mężczyzni kiwnęli do niej głowamii wzięli się do pracy.Dostatecznie rozwścieczony wąż leżał teraz bez ruchu na trawie,podczas gdy obroża przeszła przez jego łeb tuż pod szczękę,a klin w kształcie litery V przycisnął go w połowie długości ciała.Mężczyzna z obrożą podniósł jego łeb i złapał go pod szczękąjedną ręką, a potem drugą, upuszczając swoją tyczkę na trawę.Wążmiał szeroko otwarty pysk i wił się, sycząc - ale wyglądało na to,że niespecjalnie się opierał.Policzyli do trzech i podnieśli go.- Wielki, nie?- Największy, jakiego widziałem w tym gatunku.Przeszli z nim przez ulicę na pustą działkę, w gęste zarośla.Potem po prostu wypuścili go, przeszli przez ulicę z powrotem,zabrali tyczki z trawnika i wrócili do vana.Ona stała tam i nie mogła uwierzyć.- Przepraszam? Mogą panowie chwilę poczekać?Wyszła na zewnątrz.Aysy mężczyzna już wspinał się na siedzeniekierowcy.- Nie rozumiem.Czy wy go.nie przenosicie? Nie zabieracienigdzie?Mężczyzna uśmiechnął się.- Został zabrany.- To znaczy, że będzie się trzymał z daleka? Od tej ulicy!- Nie od ulicy, proszę pani.Widzi pani, to wąż terytorialny.Toznaczy, że osiedli się tam, gdzie będzie miał dużo pożywieniai tam zostanie.Teraz poszuka jaszczurek, myszy, królików, czy cotam znajdzie na tamtej działce.A polem wróci do strumienia.Kiedy skończy, pójdzie sobie dalej wzdłuż strumienia.Nigdy więcejgo pani nie zobaczy.Proszę mi wierzyć.- A jeśli pan się myli?- Proszę?Była zła, sfrustrowana i chyba było to widać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]