[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjrzał na zieloną panoramę daleko pod nim i nie widząc jej,zaczął błądzić spojrzeniem bez celu po zębatym horyzoncie Londy-nu, a myśli jego skupiały się na osobliwych wydarzeniach ubiegłejnocy.A im więcej o tym rozmyślał, tym dziwniejsze się wydawały.Bo dlaczego Drax, milioner, bohater publiczny, człowiek o nie-powtarzalnej pozycji w kraju, dlaczego tak wybitny człowiek miałbyoszukiwać w kartach? Co mógłby przez to osiągnąć? Co udowodnićsamemu sobie? Czy myśli, że tak dalece stanowi prawo sam dlasiebie, tak wyrasta nad pospolity motłoch i jego błahe reguły postę-powania, że może pluć w twarz opinii publicznej?Myślenie Bonda zatrzymało się.Pluć im w twarz.Tak mniejwięcej opisać można jego zachowanie w klubie Blades.Połączeniewyższości z pogardą.Jak gdyby miał do czynienia z ludzkim łajnemtak bardzo niegodnym choćby jego pogardy, że nie trzeba stwarzaćnawet pozorów przyzwoitego zachowywania się w jego towarzy-stwie.Przypuszczalnie Drax lubi hazard.Może to łagodzi w nim napię-cia, te napięcia, które przejawiają się w szorstkim głosie, w obgryza-niu paznokci, w ciągłym poceniu się.Ale nie wolno mu przegrywać.Bo przegrana z tymi ludzmi niższego gatunku byłaby godna pogar-dy.Dlatego musi, bez względu na ryzyko, oszukiwać aż do zwycię-stwa.Jeśli chodzi o możliwość wykrycia, myślał zapewne, że nachama zawsze z tego wyjdzie, jakkolwiek przyparty.Jeśli w ogóle otym myślał.A ludzie z obsesją, pomyślał Bond, są ślepi na zagroże-nia.Nawet je perwersyjnie wyzywają.Kleptoman starałby się doko-nywać coraz trudniejszych kradzieży.Seksualni zboczeńcy popisująsię swoim natręctwem, jakby chcieli być aresztowani.Podpalaczejakże często nawet nie starają się, aby nie skojarzono ich z podkła-daniem ognia.Ale jakaż to obsesja pożera tego człowieka? Co spowodowało tenpopęd i przymus, pchające go ze stromego wzgórza wprost w mo-rze?Wszystkie znaki wskazywały na paranoję.Mania wielkości, a zanią mania prześladowcza.Ta pogarda w jego twarzy.Ten despo-tyczny głos.Ten wyraz skrytego triumfu, jakim odpowiada na prze-graną tuż po dotkliwym upadku.Ten triumf maniaka, wiedzącego, żebez względu na fakty on ma rację.Ktokolwiek by mu spróbowałprzeszkodzić, on go pokona.Dla niego nie istnieje przegrana, bozapewnia mu to jego skryta potęga.Potrafi robić złoto.Umie lataćjak ptak.Jest wszechmocny niczym Bóg: ten człowiek w złotej klat-ce.Tak, pomyślał Bond, patrząc niewidzącym wzrokiem ponaddrzewami Regent's Park.To jest odpowiedz.Sir Hugo Drax to kom-pletny paranoik.Oto siła, która go wiodła naprzód, pokrętnymi dro-gami, do zdobycia milionów.Oto główna sprężyna; napędzany niąpodarował Anglii tę olbrzymią rakietę, która zniszczy naszych wro-gów.Dzięki wszechmogącemu Draxowi.Ale kto może powiedzieć, jak blisko temu człowiekowi do punk-tu załamania? Kto przeniknął całą tę hucpę, to rude owłosienie natwarzy, kto odczytał te znaki jako coś więcej niż ślad jego skrom-nych początków albo chęci ukrycia wojennego kalectwa?Najwidoczniej nikt.Czy zatem on, Bond, nie myli się w analizie?Na czym ją opiera? Czy to zerknięcie przez zakryte okno w głąbduszy ludzkiej stanowi wystarczający dowód? Może inni to już za-uważyli.Może się przydarzyły momenty najwyższego napięcia wSingapurze, Hongkongu, Nigerii, Tangerze, kiedy jakiś kupiec sie-dzący po drugiej stronie stołu zauważył u Draxa pot i obgryzionepaznokcie, i czerwonawy błysk oczu w twarzy, z której nagle odpły-nęła cała krew.Gdyby się miało czas, pomyślał Bond, należałoby odszukać tychludzi, jeśli istnieją, i naprawdę zasięgnąć wiedzy o Draxie, a możenawet unieszkodliwić go, zanim będzie za pózno.Za pózno? Bond uśmiechnął się sam do siebie.Co tu dramatyzo-wać? Czy ten człowiek mu zrobił coś złego? Podarował mu piętna-ście tysięcy funtów.Bond wzruszył ramionami.Tak czy owak niejego sprawa.Ale ta ostatnia uwaga: że radzi mu wydać te pieniądzejak najszybciej.Co chciał przez to powiedzieć? Chyba te słowa,zastanowił się Bond, pozostały mu gdzieś na dnie świadomości,sprawiając, że tak bacznie rozważa problem Draxa.Bond odwrócił się gwałtownie od okna.Do diabła z tym, pomy-ślał.Też ulegam obsesji.A więc piętnaście tysięcy funtów.Wspania-ła gratka.No i dobrze, wyda je czym prędzej.Usiadł przy biurku isięgnął po ołówek.Zastanowił się chwilę i starannie napisał na blokudo notatek zatytułowanym ściśle tajne :kabriolet Rolls-Bentley, około 5000 funtówtrzy brylantowe spinki po 250 funtów,łącznie 750 funtówPrzerwał.Wciąż i tak pozostaje około dziesięciu tysięcy.Trochęubrań, odmalować mieszkanie, kije do golfa firmy Henry Cotton,kilkadziesiąt butelek szampana Taittinger.Z tym można poczekać.Po południu zaraz pójdzie kupić spinki i pogadać u Bentleya.Resztęwymieni na udziały w złocie.Zrobi na nich majątek.Przejdzie wstan spoczynku.Gniewny protest czerwonego telefonu rozbił ciszę.- Możesz tu przyjść? M cię wzywa.- Naglący głos szefa kadr.- Idę - rzekł Bond, raptem czujny.- A wiesz coś?- Pojęcia nie mam - odparł szef kadr.- Jeszcze o niczym nie dałznać.Był przez cały ranek w Scotland Yardzie i w MinisterstwieZaopatrzenia.Rozłączył się.X Teraz kolej na ciebieW kilka minut pózniej Bond przekroczył znajome drzwi i nadwejściem zapaliło się zielone światło.M spojrzał nań ostro.- Wyglądasz okropnie, zero zero siedem - powiedział.- Siadaj.Jest robota, pomyślał Bond i puls mu przyśpieszył.Dzisiaj żadnetam po imieniu.Usiadł.M wczytywał się w jakieś ołówkowe notatkina bloczku.Podniósł oczy.Już nie interesował się Bondem.- Kłopoty w zakładzie Draxa - powiedział.- Zeszłej nocy zda-rzyło się tam podwójne zabójstwo.Policja szukała Draxa.Widać niepomyśleli o klubie Blades.Dopadli go, kiedy wrócił do Ritza okołowpół do drugiej tego ranka.Dwaj z Moonrakera zostali zastrzeleni wpubie koło zakładów.Drax oświadczył policji, że zupełnie go to nieobchodzi, i wyłączył się.Typowe dla niego.Teraz tam jest.Sądzę,że już traktuje sprawę trochę poważniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]