[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na pana miejscu nie robiłabym sobie wielkich nadziei.Pacjent przez cały czas przyjmuje leki.Jest.nieco zobojętniałyna otoczenie.To typowa reakcja.- Nie wystarczy, że przebywa w zamknięciu? - zdziwił sięCsar.- No wie pan? Stwierdzono u niego chorobę psychiczną.W naszych czasach to się leczy.Myślałam, że funkcjonariuszepolicji mają nieco większą wiedzę na ten temat.- Dama w locz-kach spojrzała na niego z dezaprobatą.- Gdyby wystarczyło gotylko odizolować, siedziałby teraz w więzieniu.388 - Rozumiem.- Czuł, że się wygłupił.- Czy.jest niebez-pieczny?- Słucham? - Spojrzała na niego z góry.- Chodzi mi o to, czy mógłby być niebezpieczny dla oto-czenia.- Gdyby nie przyjmował leków, stanowiłby przedewszystkim zagrożenie dla siebie samego.Ludzie, którzy popeł-nili zbrodnię w afekcie, prędzej czy pózniej zaczynają tego ża-łować.Zazwyczaj nie są zwyrodnialcami o psychopatycznejosobowości.- Pokiwała głową.- Odizolowani od świata ze-wnętrznego, od życia codziennego, samotni, nieszczęśliwi,zaczynają tęsknić.Pojawiają się wyrzuty sumienia.W większo-ści wypadków po jakimś czasie dochodzi do próby samobój-czej.- A czy pan Terniev mógłby być grozny.na przykład dlapersonelu?Pani dyrektor wzruszyła ramionami, jakby to było oczywi-ste.Wcisnęła guzik interkomu.- Sandro, zawołaj doktor Charteuil-Lacroix.- Spojrzałana Csara.- A wracając do pańskiego pytania.Otóż człowiekniepoczytalny zawsze może być zdolny do agresji, ponieważ niejest w stanie obiektywnie ocenić sytuacji.- A pan Terniev? Czy zdarzyło się kiedyś, że był agre-sywny? To znaczy już po jego przyjęciu na oddział.?Zanim zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli pukanie do drzwi ido gabinetu weszła młoda brunetka.Csar nie byłby sobą, gdy-by nie przyjrzał jej się lepiej, zatrzymując wzrok na swoichulubionych partiach kobiecego ciała.Nogi i biust na piątkę zplusem, a co do bioder, to mogłaby trochę potrenować.389 - Proszę zaprowadzić pana inspektora do izolatki numer427.Nasz gość chciałby się zobaczyć z panem Ternievem.Szli jasnym korytarzem prowadzącym do drugiej części budyn-ku.Minęli część recepcyjną, salę przyjęć i kilka innych pokoi.Korytarz ostro skręcił w lewo i zaraz potem dotarli do zakrato-wanego przejścia, którego pilnował strażnik w mundurze.Dok-tor Charteuil-Lacroix okazała identyfikator oraz przepustkęwystawioną Csarowi przez dyrektorkę szpitala.Strażnik przyj-rzał się uważnie dokumentom, po czym nacisnął przycisk zwal-niający blokadę metalowej bramki.Za jego plecami znajdowałosię niewielkie pomieszczenie z dwoma biurkami i monitorami,na których wyświetlał się przekaz kamer zainstalowanych wróżnych częściach budynku.Przy jednym z biurek siedział jesz-cze inny strażnik, który obrzucił ich bacznym spojrzeniem, gdymijali jego pokój.Kawałek dalej zatrzymali się przed windą.Lekarka przyłożyła do czytnika identyfikator, potem wystukałakod, a następnie nacisnęła guzik.Po chwili winda zjechała nadół.Weszli do środka.Wjechali na czwarte piętro.Znowu we-szli w długi korytarz.Po obu jego stronach mijali zamknięteponumerowane drzwi.- Niezle strzeżona ta wasza twierdza.- Uśmiechnął siędo miniaturowej kamery podwieszonej pod sufitem korytarza.Lekarka rzuciła mu spojrzenie przez ramię.- Jesteśmy - powiedziała, zatrzymując się przeddrzwiami opatrzonymi numerem 427.Przyłożyła identyfikatordo czytnika i ponownie wystukała kod.Nacisnęła klamkę.Csar z ciekawością zajrzał do pokoju.390 Salka była niewielka.Na wprost znajdowało się zakratowa-ne okno bez parapetu.Po lewej stronie, pod ścianą, stało łóżko.W fotelu pod oknem siedział starszy mężczyzna.W pierwszejchwili Csarowi przyszło do głowy, że nie jest podobny do Ter-nieva ze zdjęcia, które widział w policyjnej kartotece.Lekarkadała mu znak, żeby wszedł do środka.- Zostawię was teraz samych - powiedziała.- Kiedy bę-dzie pan chciał wyjść, proszę tylko nacisnąć tutaj.O, widzipan? - Podała mu breloczek z czerwonym guziczkiem i wyszła.Drzwi zatrzasnęły się za nią.Mężczyzna w fotelu siedział nieruchomo.Csar zlustrował good stóp do głów, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że ma przedsobą woskową figurę z gabinetu Madame Tussaud.Podszedłbliżej i wyjrzał przez okno.Zobaczył park okalający szpital.Niezbyt imponujący o tej porze roku.Odwrócił się i oparłszysię plecami o framugę, przyglądał się Ternievowi.- Nazywam się Bresson.Jestem inspektorem policji.-Mężczyzna nie poruszył się, jakby nie słyszał.- Przyjechałem,żeby z panem porozmawiać.- W dalszym ciągu zero reakcji.Csar postanowił się tym nie zrażać i mówił dalej: - Znalezli-śmy nóż, którym zabito pańską żonę.- Nic.%7ładnego ruchu.-Ktoś ukrył go w mieszkaniu pańskiej córki, Nadii.- Mężczyznadrgnął.A więc jednak.Słyszy i rozumie, co się do niego mówi.Leki jeszcze nie zrobiły z niego rośliny.- Panie Terniev, jak tosię mogło stać, że narzędzie zbrodni znalazło się w mieszkaniupańskiej córki? Czy Nadia była świadkiem zbrodni? Czy wi-działa, jak zabił pan żonę, a potem, prawdopodobnie w szoku,391 zabrała nóż i schowała u siebie w mieszkaniu?Terniev nie odpowiadał.Csar stwierdził, że biedaczyskopostarzał się o co najmniej dziesięć lat od chwili, gdy zrobionomu zdjęcie.Miał teraz mniej włosów, a te, które mu jeszczepozostały, były białe jak śnieg.Na twarzy przybyło zmarszczek.- A może to wcale nie pan zabił żonę w przypływie szału,jak to orzekł sędzia, tylko pańska córka? Zabrała ze sobą nóż,ponieważ były na nim odciski jej palców.- Csarowi wydawa-ło się, że mężczyzna znów się poruszył.Nadal jednak milczał.Ukucnął przed nim, by lepiej mu się przyjrzeć.Jego oczy byłyjak ze szkła, puste i niewidzące.Twarz nieruchoma.Sztywnawoskowa maska.- Proszę pana, jeżeli na nożu są odciski pań-skiej córki, to ona pójdzie siedzieć.Czy pan to rozumie? Rozu-mie pan czy nie? - Po policzku Ternieva spłynęła łza.Csarwstał.- No cóż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •