[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jak z ceną? Targują się?- Obojętne, Waldemar może być ustępliwy i kupować drogo.Załatwiają, mówię,transakcję, wymieniają to między sobą, chowają do kieszeni i w tym momencie wkraczasz ty.Jest napad, odbierają wszystko i jednemu, i drugiemu, Waldemar o niczym nie wie, więc wpadaw rozpacz.On tak wygląda, że mu każdy uwierzy.Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby taka jołopa była zdolna do jakiegośpodstępu, obejrzysz go sobie przy okazji i sam się przekonasz.Waldemar z płaczem leci do mnie,a ja mu każę znalezć następnego waluciarza i koniecznie jednak kupić te dwa tysiące.Zresztą,może być trzy.Waldemar znajduje następnego.- A ten Waldemar nie zastanowi się w końcu, skąd ty masz tyle pieniędzy?- Waldemar ma to do siebie, że jest niezdolny do zastanawiania się.Poza tym ja nie kupuję dla siebie, tylko dla jakiegoś badylarza milionera.Waldemar na mękach przysięgnie, że załatwia interes dla zupełnie obcego człowieka, a jatylko pośredniczę.Nie, no co ja mówię! Waldemar na mękach wyprze się w ogóle znajomościze mną!- Waluciarz zacznie mieć podejrzenia.- Za drugim razem.Trzeciego razu nie będzie, bo mu każę szukać gdzie indziej.Jest Gdańsk, Szczecin, Kraków, Zakopane.Jak obskoczy inne miasta, będzie mógł znówwrócić do Warszawy.On często jezdzi w delegacje.Oczywiście za każdym razem zawiadamiamnie, gdzie i kiedy umówił się z waluciarzem.A pokaż mi takiego dolarowca, który poleci zpyskiem na milicję.- Badylarze też mają miękkie - powiedział Gaweł w zadumie.- Jak im się zaproponuje dobrą cenę, mogą sprzedać.- No widzisz.Gaweł zapatrzył się w okno i milczał długą chwilę.Potem nagle ocknął się z zamyślenia.- Dobra, akceptuję - rzekł stanowczo.- Ale draka, hi, hi! Ja ci nawet mogę powiedzieć, gdzie ten twój Waldemar ma szukać.Mam takich parę osób.Narazili mi się, hi, hiii! Z obstawą damy sobie radę.Hi, hiii! Tylko przedtem musisz migo pokazać.Uzyskany przez Baśkę tajemniczą drogą nowy farsz do poduszek w dużychodcinkach wywołał z jednej strony wielką ulgę, a z drugiej niepokój.Donat i Paweł niepewniemilczeli.Marcin równocześnie ożywił się i sposępniał.- Nie podoba mi się to - mruknął złowieszczo.- Za duży tłok się robi.Lada chwila zaczną o nas pisać w prasie.- Nie bój się, nikt nie wie, o co chodzi - pocieszyła go Baśka.- Ci, co napadają, w ogóle nie wiedzą, kto ja jestem, a o tobie nawet nie słyszeli.I pojęcianie mają, co się z tym robi dalej.Dostają honorarium, a reszta ich nie obchodzi.- Zdjęli nam z głowy czarną robotę - zauważył Paweł.- Tylko rachunki się komplikują, bo dwadzieścia procent odsyłamy od sumy brutto, więcto ich honorarium też trzeba dodać.Nie wiem, czy nie zatrudnimy w końcu jakiegoś głównegoksięgowego.- Przedsiębiorstwo nam się rozszerza i koszty własne rosną.- Toteż właśnie - wtrącił Donat.- Uważam, że im więcej uszarpiemy sami, tym lepiej.Ja tego dziobatego przyuważę, alemuszę wyjechać na dwa tygodnie do NRD.- Akurat teraz zachciało ci się wycieczek zagranicznych?- Służbowo.Chciałbym go przyuważyć przedtem.W razie czego załatwcie go sami, bezemnie.- Może być - zgodziła sięBaśka, która ukryła przed wspólnikami udział Gawła w zyskach i również wolała jaknajwięcej zdobyć samodzielnie.- Gdybyś go dopadł w ostatniej chwili, zostaw jakąś wiadomość.Koniecznie.Dzwoń albonapisz kartkę.A przy okazji mógłbyś wysłać poduszkę z Berlina.- Wykluczone! - zaprotestował Marcin.- Diabli wiedzą, jak oni tam kontrolują, to za duże ryzyko.- Nie możemy ciągle wysyłać z Warszawy, bo w końcu zapamiętają nas na poczcie!- Są jeszcze inne miasta, a pociągi jeżdżą i samoloty latają.Cholernie dawno nie byłem wKrakowie, chętnie udam się w wojaż.- Jadę samochodem, więc mogę wysłać po drodze z Poznania - zaofiarował się Donat,którego dręczyły wyrzuty sumienia.I napadać nie umiał, i dziobatego jeszcze nie wyśledził.Gryzła go myśl, że przez własną nieudolność popadają niejako w zależność od nie znanychbandziorów, narażając się na najokropniejsze konsekwencje.Dlatego też wszystkie siły poświęciłdziobatemu i ostatniego wieczoru przed wyjazdem stwierdził jego niezbity związek z bogatymprywaciarzem z Zalesia.Wiedział wszystko o poczynaniach wspólników, zawiadomili go i oskręconej nodze Pawła, i o tym, że udają się na brydża.W pośpiechu nie przyszło mu do głowynic innego, jak tylko zostawić im bezcenną informację za wycieraczką samochodu, którym zpewnością będą jechali.Baśka ze swojej strony uporczywie obstawiała willę naGoszczyńskiego.Trzymiesięczne starania dały wreszcie olśniewający rezultat.Przesiadując wpobliżu całymi dniami stała się świadkiem opuszczania domu przez pana Karola i gosposię wrazz całą pościelą, w niepojętym popłochu.Zadzwoniła z najbliższego automatu i w ciągukwadransa miała na miejscu trzech wspólników.- Wynieśli z domu wszystką pościel i odjechali - powiadomiła ich.- Furtka nie domknięta, nikogo nie ma, jedyna okazja.Nie rozumiem, co im się stało, bowylecieli jak do pożaru.Możliwe, że ten dom jest zaminowany.- I co? - zainteresował się Marcin.- Ratowali przed zagładą wyłącznie pościel i nic innego?- Pojechali do pralni pierza - wysunął przypuszczenie Paweł.Baśka rozzłościła się odrazu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]