[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Envoie!Stwór powoli, powłócząc nogami, ruszył w stronę drzwi.Po chwilizniknął za progiem.Drzwi zatrzasnęły się z głuchym hukiem.Tłum jakby się odprężył, odetchnął, zaczął się wiercić i szurać.Ka-płan ładował szczątki zrebaka do skrzyni przypominającej trumnę.Upiorne  nabożeństwo miało się ku końcowi.Pendergast natychmiast zaczął się przesuwać w stronę wyjścia.D'Agosta podążał za nim, usiłując się zachowywać jak gdyby nigdynic.Po chwili Pendergast dotarł do drzwi i położył rękę na klamce. Chwileczkę!  Jeden ze stojących w pobliżu odwrócił się odohydnej sceny i zauważył ich. Nikt nie może wyjść aż do zakończeniaceremonii.przecież wiecie!Pendergast wskazał D'Agostę, nie podnosząc głowy. Mój przyjaciel zachorował. Nie przyjmujemy żadnych wymówek. Mężczyzna podszedłbliżej i schylił się, żeby zajrzeć pod kaptur Pendergasta. Kim jesteś,przyjacielu?Pendergast pochylił głowę, ale mężczyzna zdążył zobaczyć jegotwarz. Obcy!  wrzasnął i zerwał agentowi kaptur.Zapadła nagła cisza. Obcy!367 Charrire pospiesznie otworzył frontowe drzwi kościoła. Obcy!  krzyknął w ciemność. Baka! Baka! Aap go! Szybko!Nagle we framudze drzwi D'Agosta ujrzał stwora.Zombie przezchwilę stał na progu, kołysząc się lekko.Potem ruszył z dziwnym zde-cydowaniem w stronę intruzów. Envoie!  zaskrzeczał kapłan, wskazując na nich.D'Agosta zareagował pierwszy: mocnym ciosem powalił donosicie-la.Pendergast przeskoczył nad bezwładnym ciałem, szeroko otworzyłboczne drzwi.D'Agosta wybiegł na korytarz, agent popędził za nim,zatrzasnął drzwi i zamknął na klucz. 64.Przystanęli w mrocznym korytarzu, na którego drugim końcu znaj-dowały się drzwi.Gwałtowne łomotanie w drewno przynagliło ich dodziałania.Pobiegli korytarzem, ale drugie drzwi okazały się zamkniętena klucz.D'Agosta cofnął się, żeby w nie kopnąć. Zaczekaj.Pendergast szybko pomanipulował wytrychem i zamek ustąpił.Znowu przeszli na drugą stronę i Pendergast zamknął za nimi drzwi.Znalezli się na podeście, skąd drewniane schody prowadziły wciemność, skąd dobiegał hałas.Pendergast zapalił latarkę kieszonkowąi poświecił w dół. Ten.ten człowiek. wydyszał D'Agosta. Co oni robili, docholery? Oddawali mu cześć? To chyba nie jest idealna pora na spekulacje  zauważył Pender-gast. Powiem ci jedno: ten sam stwór napadł na mnie przy Ville.Słyszał walenie w drzwi na końcu korytarza, trzask pękającegodrewna. Ty pierwszy  powiedział Pendergast, wskazując schody.D'Agosta zmarszczył nos. Jaki mamy wybór? Niestety, żadnego.Zeszli po wiekowych schodach, które głośno skrzypiały.Dotarli donastępnego podestu, skąd kolejne schody, tym razem kamienne,369 prowadziły spiralą w mrok.Na samym dole D'Agosta zobaczył kory-tarz o wilgotnych ceglanych ścianach pokrytych nalotem mineralnym iobwieszonych pajęczynami.Pachniało tu ziemią i pleśnią.Z góry do-chodziły stłumione krzyki i bębnienie w drewno.D'Agosta wyjął własną latarkę. Musimy znalezć taki mur jak na wideo  oświadczył Pendergast,przesuwając promieniem latarki po wilgotnych ścianach.Szybko ruszyłprzed siebie, powiewając szatą. Te dranie na górze lada chwila nas dopadną  ostrzegł D'Agosta. Nie oni mnie martwią  mruknął Pendergast  tylko ten stwór.Minęli kilka łukowych przejść i kamienne schody prowadzące w gó-rę.Dalej tunel się rozgałęział.Po krótkim namyśle Pendergast wybrałlewą odnogę.Chwilę pózniej doszli do dużego, okrągłego pomieszcze-nia.W ścianach znajdowały się nisze wykute w regularnych odstępach.Każda nisza zawierała ludzkie kości powiązane jak drewno na opał iczaszki dyndające na piszczelach.Na wielu tkwiły jeszcze kępki wło-sów przylepione do czaszek strzępkami wyschniętej skóry. Urocze  mruknął D'Agosta.Pendergast nagle przystanął.Wtedy D'Agosta usłyszał to, co zatrzymało agenta: nierówne szura-nie dochodzące z ciemności za plecami.Poza kręgiem światła latarkirozległo się donośne, charkotliwe węszenie, jakby ktoś badał powietrze.Szurające kroki, coraz szybsze, przemieszczały się niewidzialnym pa-sażem, jakby okrążającym komorę.W wilgotnym powietrzu rozszedłsię mocny zapach nadpsutej koniny. Czujesz to?  zapytał D'Agosta. Aż za dobrze.Pendergast skupił promień latarki na pobliskim łukowym przejściu,skąd płynęła woń niesiona powiewem świeżego powietrza.D'Agosta wyciągnął glocka, mimo woli ogarnięty strachem. Ten stwór jest tutaj.Ty wez lewą stronę, ja prawą.370 Pendergast wyciągnął spod szaty swoją czterdziestkę piątkę i pod-kradli się do drzwi z obu stron. Teraz!  krzyknął D'Agosta.Wpadli do środka.D'Agosta trzymał latarkę wycelowaną razem zpistoletem, ale nie zobaczył nic prócz gołych, wilgotnych ścian z cegły.Pendergast wskazał na podłogę, gdzie krwawe ślady stóp prowadziły wciemność.D'Agosta przykląkł i dotknął jednego: krew była świeża,jeszcze nie skrzepła.Detektyw wstał. Cholernie dziwne  mruknął. I zabiera czas, którego nie mamy.Ruszajmy.Szybko.Wycofali się z pokoju i przebiegli przez otwartą nekropolię do wej-ścia naprzeciwko.Wkrótce dotarli do następnej komory przypominają-cej jaskinię, prymitywnie wyciosanej w surowej skale.Weszli i po-świecili dookoła. Zciany nadal różnią się od tych na wideo  zauważył Pendergastcicho. To łupek, nie granit, i obrobiony w inny sposób. Tu na dole jest istny labirynt.Pendergast ruchem głowy wskazał niskie łukowe wejście. Spróbujmy w tamtym korytarzu.Pochyleni weszli do niskiegotunelu. Jezu, ale smród  jęknął D'Agosta.W powietrzu wisiała gęsta, słodkawa woń końskiej krwi, z posma-kiem żelaza i co najstraszniejsze, wyraznie świeża.Od czasu do czasu zjakiegoś niewidzialnego otworu wentylacyjnego dmuchał zimny po-wiew.W oddali rozlegały się echem krzyki i nawoływania ścigających,którzy również dotarli pod ziemię i rozproszyli się, żeby szukać ob-cych.Poszli dalej tunelem.Pendergast maszerował tak szybko, że D'-Agosta musiał podbiegać, żeby dotrzymać mu kroku, rozchlapująckałuże wody i szlamu.Ociekające wilgocią ściany pokrywał nalot371 saletry i warstwa pajęczyn; D'Agosta widział białe pająki umykające dodziur w cegłach.Na skraju ciemności błyskały czerwone ślepia szczu-rów, zapalały się i gasły w świetle latarek.Dotarli do rozgałęzienia, gdzie przecinały się trzy tunele, tworzącheksagonalną komorę.Pendergast zwolnił, przyłożył palec do ust igestem pokazał, żeby D'Agosta trzymał się jednej strony tunelu, pod-czas gdy sam przywarł do drugiej ściany.Zbliżając się do wylotu tunelu, D'Agosta poczuł raczej, niż zobaczyłnad sobą nagły ruch.Padł i przetoczył się na bok w tej samej chwili,kiedy coś  zombie  zeskoczyło z łopotem łachmanów, resztek dawnejświetności, które wydymały się wokół sękatych kończyn niczym wy-strzępione żagle na silnym wietrze.D'Agosta oddał strzał, ale stwórmiał się na baczności i wykonał unik tak nieoczekiwany, że kula prze-szła bokiem.Przemknął w polu widzenia, przeciął promień latarki ikiedy D'Agosta rzucił się na ziemię, żeby uniknąć ataku, na jego siat-kówce wypalił się okropny widok: jedyne dyndające oko; wiry i zawi-jasy vv namalowane lub nalepione na skórze; mokre wargi drżące wwyrazie desperackiej wesołości.A jednak ruchy nie miały w sobie aniodrobiny wesołości czy swobody  stwór ścigał ich z upartym, przera-żającym zapamiętaniem. 65.D'Agosta znowu strzelił, ale niepotrzebnie: stwór śmignął z powro-tem w ciemność i znikł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •