[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cholera, cholera, cholera.To na pewno był Jameson Andrews.Coprawda nie podejrzewał, że się do tego posunie.A może nawet znajdziezbirów, którzy to za niego zrobią. Ale właśnie do tego był zdolny.Nie mógł dręczyć Briana fizycznie,więc uderzył w jedną z rzeczy, które kochał najbardziej.Candace siedziała obok niego spięta i wyprostowana, palcami bawiłasię paskiem torebki, którą trzymała na kolanach.Zastanawiał się, czymyśli o tym samym, co on.- Czy mógł to zrobić twój brat? - spytał ostro.Odwróciła się do niego.Widział ją w lusterku.- Nie wiem, Brian.- Jak to: nie wiesz? Znasz go lepiej ode mnie.Jest zdolny do czegośtakiego czy nie?Uniosła ręce, a kiedy na nią spojrzał, zauważył, że pociera skronie.- James jest narwany.Tak, mogę sobie wyobrazić, że robi coś takiego.Ale to nie znaczy, że to zrobił.- Tak? Cóż.Ten, kto to zrobił, niczego nie ukradł.Nie chodziło mu opieniądze ani sprzęt.Zdemolował lokal.Z wściekłości.Wydała z siebie cichy odgłos.Płakała.- Tak mi przykro.- Jezu, ja pier.To nie twoja wina.Ale mam nadzieję, że nie będzieszza nim za bardzo tęsknić, bo mam zamiar zabić tego gnojka, jak tylko godorwę.Jak tylko wjechał na ulicę, na której znajdował się jego ukochanysalon, zobaczył wozy policyjne.Zrobiło mu się niedobrze.Czuł się tak,jakby zbliżał się do samochodowego wraku i doskonale wiedział, że zachwilę zobaczy coś, czego nie chce widzieć, ale nie mógł odwrócićwzroku.Candace uniosła dłonie do ust.- O, Boże - wymruczał, parkując przy krawężniku i wyskakując zsamochodu.W miejscu, gdzie wcześniej znajdowały się okna, była teraztylko wielka dziura otoczona żółtą taśmą ostrzegawczą.Na parkingu stałyStarła i Janelle i rozmawiały z policjantami.Obie płakały.Wokółbudynku, który wyglądał tak, jakby przetoczyło się przez niego tornado,kręcili się inni policjanci.Pociemniało mu przed oczami.Stanęła muprzed nimi gorąca, piekielna czerń.To nie może być prawda, to nie możesię dziać naprawdę. Poczuł na ramionach delikatne dłonie, ale cofnął się przed nimi.Starłazobaczyła go i już do niego biegła, dudniąc kowbojkami o asfalt.Chwyciłją za ręce, zanim na niego wpadła.- Wiedzą coś?Pokręciła głową, a z jej oczu popłynęło więcej łez.- Chodzą po sąsiednich lokalach, pytają, ale na razie nie mają żadnegotropu.Chcą z tobą porozmawiać.Oczywiście nikt nic nie widział.Ich miasteczko należało do tych, wktórym o jedenastej gasi się światło i kładzie się spać, a po zamknięciufirm nikt nie miał powodu, żeby jezdzić tą ulicą, chyba że miał niecnezamiary.Musiał zadzwonić do Evana.Policjanci działali sprawnie, spisali informacje, jakich im udzielił, aon z największą radością opowiedział im o wszystkich nowych wrogach,jakich sobie przysporzył.Ale ponieważ nie byli w stanie podać mu głowyAndrewsa na srebrnej tacy w tej chwili, byli dla niego raczej nieużyteczni.A nie byli w stanie.Nie tylko nikt nic nie widział, ale w ciągu dnia przezlokal przewinęło się tylu ludzi, że ślady palców nie mogły być żadnymdowodem.Czuł się tak cholernie bezradny, a umysł miał tak skołowany,że równie dobrze mógłby być upośledzony.Kiedy policja skończyła go przesłuchiwać, mógł tylko stać iwpatrywać się w to, co zostało z jego sanktuarium, w którym podłogabyła pokryta szkłem, jego dzieła sztuki i plakaty były pozdzierane ześcian, krzesła porozrzucane, tapicerowane stoły porozdzierane i rozprute.Widok był taki jak jego samopoczucie.Candace stała z dziewczynami, dała mu spokój.A co niby miała robić? Właśnie się od niej opędził, jakby to onazrobiła.Jakby ona była temu wszystkiemu winna, chociaż sam jejpowiedział, że tak nie jest.- Brian.Odwrócił się, słysząc znajomy głos, na który zwykle się nie cieszył,ale którego w tej chwili potrzebował.Powstrzymał się, żeby nie rzucić siębratu w ramiona, kiedy Evan podchodził do niego, z ponurą minąoceniając zniszczenia.- Zobaczyłem to rano na kamerze.Współczuję, brachu.- Kurwa, co mam robić, Evan? - Brian przeczesał włosy.- Na razie nic.- Westchnął.- Czekać.Niestety, nie mogę cipowiedzieć nic innego.- Cholera jasna.Evan położył mu dłoń na ramieniu i obejrzał się na Candace.- Muszę z tobą porozmawiać o czymś jeszcze.Chodz.Poszedł zabudynek z Evanem, myślami tak pogrążonyw rozpaczy, że z początku nie zastanawiał się nawet nad tym, o czymmógłby chcieć z nim rozmawiać brat.Kiedy Evan odwrócił się do niego,unosząc brwi, z zaciśniętymi zębami, poczuł lekki niepokój.Może jednakzle zrobił, że go tu ściągał.- Miałem rano telefon od kumpla z policji.Jameson Andrews złożył naciebie doniesienie.Musisz się stawić, żeby złożyć zeznania.Koszmarne zaćmienie zamieniło się w złowieszczą czarną dziurę wmyślach, która pochłonęła wszystko.- Parszywy gnój je.Evan pewnym głosem przerwał Brianowi, który ze zdenerwowaniachodził w kółko i robił wszystko, żeby nie walnąć pięścią w mur,wyobrażając sobie, że to twarz Jamesona.- Brian, jeżeli się nie zgłosisz, wydadzą nakaz aresztowania.- Nie mogę odejść, człowieku, muszę. - Słuchaj, rozumiem, że się martwisz o lokal, że trzeba godoprowadzić do porządku, ale w tej chwili za wiele tu nie zwojujesz, a niechcę patrzeć, jak będą cię ciągnąć w kajdankach.Candace też nie musitego widzieć.Musisz iść i to załatwić.Zgoda? Brian? Spójrz na mnie.- Ten bydlak najprawdopodobniej zrobił to, a teraz.-Brian przestałspacerować, wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić.W końcu podniósłgłowę i spojrzał Evanowi w oczy.- Zgoda.Co na mnie mają?- Zależy.Wykroczenie pierwszego stopnia, my się takimi niezajmujemy, prowadzi je prokurator.Zarzuty mogą zostać oddalone wcałości, ale mogą cię czekać prace społeczne albo kara w zawieszeniu.Areszt ci raczej nie grozi, ale jest możliwy.- Pięknie, kurwa.- Powiedziałem, że to mało prawdopodobne, zwłaszcza że będzieszwspółpracował.Właśnie dlatego każę ci w tej chwili ruszać tyłek nakomisariat.- Potrzebuję adwokata?- A będziesz się odwoływał?- Chyba nie.Zwiadkami były jeszcze trzy inne osoby.- Możesz do niego zadzwonić, jak chcesz, ale wynik pewnie będzieten sam.Jak chcesz, mogę iść z tobą.Za wiele ci nie pomogę, mogę naciebie poczekać przed wejściem.Z jakiegoś powodu potrzebował go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •