[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden wygladal jak klatka na kolach; dostrzegl tam jakies twarze i oczy obserwujace go ze zgroza.Drugi byl rzezbiona lektyka niesiona przez osmiu wiesniakow.Z bokow oslanialy ja haftowane zaslony; zauwazyl jednak, ze w jednym miejscu sa rozsuniete, aby pasazer lektyki mogl mu sie przyjrzec.Gwardzisci zdawali sobie z tego sprawe.I chyba byli troche speszeni.–Jesli moge wytlu…–Cisza, ty gebo… – gwardzista sie zawahal.–Wykorzystales juz zolwia, zlota rybke i cos, co chyba mialo byc serem – podpowiedzial Rincewind.–Gebo kurzego zoladka!Dluga, waska dlon wysunela sie zza zaslony i skinela jeden raz.Rincewinda pchnieto naprzod.Dlon miala najdluzsze paznokcie, jakie w zyciu widzial u czegos, co nie mruczy.–Ukorz sie.–Slucham?–Ukorz sie!Wydobyto miecze.–Nie wiem, o co wam chodzi! – jeknal Rincewind.–Ukorz sie, prosze – szepnal mu do ucha jakis glos.Nie byl szczegolnie przyjazny, ale w porownaniu z innymi wydawal sie wrecz czuly.Brzmial tak, jakby nalezal do bardzo mlodego czlowieka.I mowil calkiem czystym ankhmorporskim.–Jak?–Nie wiesz tego? Ukleknij, dotknij czolem ziemi.To znaczy, jesli chcesz jeszcze kiedys nosic kapelusz.Rincewind zawahal sie.Byl wolnym obywatelem Ankh-Morpork, a na liscie rzeczy, ktorych wolny obywatel nie robi, wpisano takze klanianie sie jakiemukolwiek, bez obrazy, ale cudzoziemcowi.Z drugiej strony na samym szczycie listy rzeczy, jakich nie robi wolny obywatel, umieszczono pozwalanie na odrabanie swojej glowy.–Teraz lepiej.Calkiem dobrze.Skad wiedziales, ze nalezy sie trzasc?–Sam to wymyslilem.Dlon kiwnela palcem.Gwardzista trzasnal Rincewinda w twarz zabloconym egzemplarzem "Co robilem…".Zmieszany Rincewind chwycil plik kartek, a gwardzista pospieszyl ku palcowi swego pana.–Glosie… – zaczal Rincewind niepewnie.–Tak?–Co sie stanie, jesli powolam sie na swoj immunitet jako cudzoziemiec?–Jest taki specjalny zabieg, ktory przeprowadzaja z druciana siatka i tarka do sera.–Aha.–A w Hunghung sa oprawcy, ktorzy potrafia utrzymac czlowieka przy zyciu przez cale lata.–Mam wrazenie, ze nie mowisz o zdrowych porannych przebiezkach i diecie bogatej w blonnik?–Nie.Dlatego badz cicho.Przy odrobinie szczescia zostaniesz wyslany jako niewolnik do palacu.–Szczescie to moje drugie imie – zapewnil niewyraznie Rincewind.– Co prawda moje pierwsze imie to: Nie.–Pamietaj, zeby belkotac i sie plaszczyc.–Postaram sie jak najlepiej.Biala dlon wysunela sie znowu, trzymajac skrawek papieru.Straznik odebral go, odwrocil sie do Rincewinda i odchrzaknal.–Wysluchaj madrej i sprawiedliwej decyzji zarzadcy dystryktu Kee, bablu gazu bagiennego! Nie on jest bablem, znaczy, tylko ty!Odchrzaknal znowu i przysunal papier do oczu jak czlowiek, ktory uczyl sie czytac, bardzo starannie rozpoznajac literke po literce.Bialy kucyk biegnie przez… przez…Gwardzista odwrocil sie i odbyl szeptem krotka rozmowe z zaslona.Potem wrocil do czytania.…kwiecie… cie chryzantem,Zimny wiatr porusza galeziamiDrzew moreli.Poslijcie go doPalacu; niech tam pracujeDopoki wszystkie konczynyNie odpadnaMu.Kilku gwardzistow zaczelo bic brawo.–Unies glowe i klaszcz – poradzil Glos.–Obawiam sie, ze konczyny mi odpadna.–To bardzo wielka tarka.–Brawo! Bis! Rewelacja! Zwlaszcza to o kwiecieciu chryzantem.Cudowne!–Dobrze.Teraz sluchaj.Jestes z Bes Pelargic.Masz odpowiedni akcent, choc niech mnie demony porwa, jesli wiem skad.To port morski i ludzie sa tam troche dziwaczni.Napadli cie bandyci, ale uciekles, porywajac im konia.Dlatego nie masz zadnych dokumentow.Papiery sa tu potrzebne do wszystkiego, w tym do bycia kimkolwiek.I udawaj, ze mnie nie znasz.–Przeciez cie nie znam.–Tym lepiej.Niech zyje walka o zmiane stanu rzeczy na bardziej sprawiedliwy, z zachowaniem jednak naleznego szacunku dla tradycji naszych przodkow i oczywiscie z wylaczeniem ataku na swieta osobe cesarza!–Dobrze.Tak.Co?Gwardzista kopnal Rincewinda w okolice nerek.To sugerowalo – w miedzynarodowym jezyku buta – ze powinien wstac.Z trudem podniosl sie na kolano i wtedy zobaczyl Bagaz.To nie byl jego Bagaz.I bylo ich trzy.***Bagaz wbiegl truchtem na szczyt pagorka i zatrzymal sie tak szybko, ze zostawil w ziemi mnostwo malych bruzd.Oprocz nieposiadania organow zdolnych do myslenia i odczuwania Bagaz nie mial takze zadnych narzadow wzroku.Jego sposob percepcji zdarzen byl calkowita tajemnica.W tej chwili dokonal percepcji innych Bagazy.Cala ich trojka stala cierpliwie rzedem za lektyka.Byly duze.Byly czarne.Nozki Bagazu zniknely wewnatrz korpusu.Po chwili ostroznie uchylil wieko – tylko odrobine.***Z trzech faktow, znanych powszechnie na temat konia, trzeci to ten, ze na krotkim dystansie kon nie potrafi biec tak szybko jak czlowiek.Rincewind przekonal sie juz, ku swej korzysci, ze kon ma wiecej nog do rozplatania.Czlowiek zyskiwal tez dodatkowa przewage, jesli a) ludzie na koniach nie spodziewali sie, ze zacznie uciekac, i b) przypadkiem, ale bardzo dogodnie, zajal juz lekkoatletyczna pozycje startowa.Wyrwal sie niczym bumerangowe curry z delikatnego zoladka.Slyszal krzyki, ale – co pocieszajace i co najwazniejsze – wszystkie rozlegaly sie za nim.Wkrotce sprobuja go dogonic, ale na razie nie warto sie tym martwic.Pozniej zastanowi sie takze, dokad wlasciwie ucieka.Jednak doswiadczony tchorz nie dba o "dokad", dopoki "przed czym" stanowi problem tak fascynujacy.Biegacz z mniejsza praktyka zaryzykowalby moze szybki rzut oka za siebie, ale Rincewind instynktownie wiedzial wszystko o oporze powietrza i tendencji przypadkowych kamieni do ukladania sie pod nieuwazna stopa.Zreszta po co ogladac sie za siebie? I tak biegl juz najszybciej, jak potrafil.Nic, co zobaczy, nie skloni go do zwiekszenia predkosci.Przed soba widzial spora, bezksztaltna wioske, zbudowana najwyrazniej z blota i nawozu.Wiesniacy na polach odrywali sie od pracy, by popatrzec na pedzacego uciekiniera.Moze sobie to tylko wyobrazal, ale moglby przysiac, ze slyszy okrzyki:–Oby najdluzsze trwanie Czerwonej Armii! Zalosny zgon bez niepotrzebnych cierpien silom opresji!Zanurkowal miedzy chaty, gdy zolnierze ruszyli na chlopow.Cohen mial racje.Rzeczywiscie szykowala sie tu rewolucja.Ale Imperium Agatejskie istnialo niezmienne od tysiecy lat, a grzecznosc i szacunek dla protokolu wplotly sie w sama jego osnowe.Sadzac po tym, co uslyszal, rewolucjonisci musieli dopiero opanowac sztuke nieuprzejmych sloganow.Rincewind wolal ucieczke od ukrywania sie.Kryjowka jest wygodna, ale kiedy juz czlowieka znajda, to po nim.Jednak wioska byla jedyna oslona w promieniu wielu mil, a niektorzy zolnierze mieli konie.Czlowiek moze i jest szybszy od konia na krotkim dystansie, lecz wsrod tych plaskich, otwartych pol nie mialby z koniem zadnych szans.Wskoczyl do najblizszego budynku i pchnal pierwsze drzwi, na jakie trafil.Na drzwiach wisiala kartka ze slowami: "Cisza! Egzamin!".Czterdziesci wyczekujacych, troche niespokojnych twarzy unioslo sie znad stolikow.Nie byly to twarze dzieci, ale ludzi calkiem doroslych.Pod sciana stal pulpit, a na nim stos kartek przewiazanych wstazka i zapieczetowanych lakiem.Rincewind wyczul znajoma atmosfere.Oddychal juz taka, choc dzialo sie to na drugim koncu swiata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •