[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było tak spokojnie, słyszał tylko płaczliwe krzyki mew i podzwanianiestalowych linek obijających się o maszty stłoczonych przy pomostach jachtów.Tu jest pięknie, pomyślał; Jezu, jak tu pięknie.Wcale mu się nie chciało stamtąd ruszać, lecz zerknąwszy na zegarek zorientował się,że siedzi w parku już półtorej godziny.Powinien wracać; Richard pewnie zachodzi w głowę,gdzie on się podział.Zerwał się, wrzucił opakowania po śniadaniu do kosza obok ławki imijając stróżówkę pomachał serdecznie do gburowatego staruszka, nim ruszył w górę PearlStreet.Główna ulica Leesport była teraz pełna samochodów i rowerów, ludzie wchodzili dosklepów.Brnąc pomiędzy nimi David pomyślał, że powinien jakoś okazać Carriewdzięczność za to, że żywiła go przez ubiegłe kilka dni.Zobaczył kwiaciarnię po przeciwnejstronie ulicy, szybko przeciął jezdnię i wszedł do środka.Pół minuty później pojawił się znowu z naręczem goździków, usiłując jednocześniewepchnąć drobne z powrotem do portfela.Kilka monet wypadło mu z ręki i poturlało się pochodniku w różne strony.Klnąc cicho pod nosem schylił się, żeby je pozbierać.Ostatnia moneta, ćwierćdolarówka, potoczyła się aż pod ścianę sąsiedniego sklepiku.Wydobywszy ją spod wiszącej skrzynki z kwiatami, David wyprostował się ostrożnie i ujrzałza szybą tablicę upstrzoną mnóstwem białych karteczek.Zerknął na szyld.Była to „PomocnaDłoń”, mała agencja pośrednictwa pracy, którą widział już w dniu przyjazdu do Leesport.Pobieżnie przeleciał wzrokiem ogłoszenia.Właśnie miał odejść, gdy coś przykuło jegouwagę.Zawrócił i pochylił się nieco, by odczytać kartkę w lewym dolnym rogu tablicy.Praca sezonowa!POTRZEBNY OGRODNIKDoświadczenie mile widziane,lecz nie konieczne.Pytać wewnątrz.Nie odrywając oczu od kartki cofnął się o krok, targany sprzecznymi myślami.Pochwili rozsądek wziął górę; potrząsnął głową besztając się w duchu za nierealne mrzonki.Ruszył dalej i prawie natychmiast znów się zatrzymał.Idąca za Davidem młoda kobieta zdziecinnym wózkiem wpadła na niego z impetem.- Ojej, przepraszam! - Złapała się za głowę.David odsunął się na skraj chodnika, żeby ją przepuścić.- To ja przepraszam - rzekł z uśmiechem.- Nie mogłem się zdecydować, w którą iśćstronę.Młoda matka zaśmiała się.- To samo spotkało mnie przed chwilą w supermarkecie, ale złożyłam to na karbsyndromu poporodowego.- Obawiam się, że nie mógłbym się posłużyć tą samą wymówką.Przyjrzała mu się z żartobliwym marsem na twarzy.- Fakt, wygląda pan jednak raczej na mężczyznę.Ale niech pan powie sobie to, co jadziś powiedziałam: dzień jest taki piękny, trzeba go wykorzystać! - Z uśmiechem pchnęławózek i udała się w dalszą drogę.Stał przez chwilę na skraju chodnika, myśląc: Ta dziewczyna ma rację.A co, u diabła!Zawrócił i wszedł do agencji „Pomocna Dłoń”.Choć na skąpe umeblowanie biura składały się tylko sofa, mały stolik, dwa biurka iszafka na akta, wystrój robił wrażenie.Łagodny różowy odcień ścian powtarzał się w tlewzorzystej narzuty na sofie i w zygzakowatym deseniu dywanowej wykładziny.Przy jednymz biurek siedziała młoda dziewczyna w wielkich okrągłych okularach balansujących nasamym czubku zadartego nosa.Jej palce poruszały się z szybkością błyskawicy poklawiaturze komputera.Drugie zaś biurko zajmował tęgi gładko ogolony mężczyzna okołosześćdziesiątki, odziany w luźną, bajecznie kolorową koszulę z podniesionym kołnierzemosłaniającym szyję przed dwoma ciężkimi złotymi łańcuszkami, na których wisiały okulary wrogowej oprawie oraz pióro.Gęste siwe włosy zaczesane miał do tyłu i utrwalone sporąilością żelu.Kiedy David wszedł do środka, oboje unieśli głowy, a starszy mężczyzna zerwałsię zza biurka lekko jak balonik.- Witam, jestem Clive Hanley - rzekł, wyciągając rękę.- Czym mogę służyć?David uścisnął podaną mu dłoń.- Ja.to jest.- zająknął się.- Chciałem spytać o jedno z tych ogłoszeń, które wiszą woknie.- Naturalnie - Clive uśmiechnął się szeroko.- Którym jest pan zainteresowany?- Potrzebny ogrodnik.czy coś w tym stylu.- Potrzebuje pan więc ogrodnika?- Nie.Zastanawiam się, czy nie podjąć tej pracy.- Ach tak.- Clive umilkł, zmarszczył brwi i zmierzył go wzrokiem z góry na dół.- Może powinienem coś wyjaśnić - dodał David widząc, że mężczyzna jest niecoskonfundowany jego wstępem.- Przyjechałem tu ze Szkocji i mieszkam.- Szkocja! - Clive ożywił się nagle.- Uwielbiam Szkocję! Jest taka.p u s t a !David czekał uprzejmie, jednakże najwyraźniej było to wszystko, co Clive miał dopowiedzenia na temat Szkocji.- Jak już wspomniałem - podjął - mieszkam tu u znajomych i.no cóż, plączę się podomu wchodząc wszystkim pod nogi, poszedłem więc na spacer i przypadkiem zobaczyłempaństwa ogłoszenie.Znam się na ogrodnictwie, a.cóż, mowa tam jest o pracy sezonowej.- Mhm, no tak.- Clive wolno pokiwał głową.- Zastanówmy się chwilę.Jak długozamierza pan tu pozostać? Musiałby pan być do dyspozycji co najmniej przez miesiąc, inaczejnie byłoby to w porządku wobec moich klientów.David zagryzł wargę.- Tak, oczywiście.Może pan na mnie liczyć - rzekł, podejmując nagle decyzję.Clive klasnął w dłonie.- A zatem przejdźmy do szczegółów.Proszę, niech pan siada, ja tylko wezmęformularz z biurka.Ma pan może ochotę na filiżankę kawy?- Dziękuję.Niedawno piłem kawę.W czasie gdy Clive z hałasem przeszukiwał szuflady biurka, David zasiadł na sofie irozglądał się po biurze.Podchodząc do niego z odnalezionym formularzem w dłoni, Clivedostrzegł to i opadłszy na sofę powiódł dookoła zadowolonym spojrzeniem.- Nietypowo jak na pośrednictwo pracy, prawda? Wcześniej były tu żółte ściany izielone linoleum na podłodze.Wie pan, mnie to nie przeszkadzało, ale mój przyjaciel orzekł,że nie można pracować we wnętrzu, które człowieka nie inspiruje.Bardzo nalegał na zmianęwystroju.Uważam zresztą, że dokonał tu cudów, choć czasami czuję się trochę jak w saloniekosmetycznym! - Zaśmiał się głośno, położył przed sobą na stoliku formularz, włożył okularyi wyjął pióro z wiszącej na szyi oprawki.- A zatem do dzieła! Jak się pan nazywa?- David Corstorphine.C-O-R-S-T-O-R-P-H-I-N-E.- Gdzie pan mieszka?David zastanowił się przez chwilę.- W tej chwili przy North Harlens 52, ale mam zamiar wynająć mieszkanie.Pióro Clive'a na sekundę zawisło nad formularzem, gdy jego właściciel trawiłusłyszane słowa.- Nie ma sprawy.- Pióro znów zaczęło sunąć po papierze.- Potraktujmy ten adres jakokontaktowy, a kiedy się pan przeprowadzi, da mi pan znać, dobrze?- Oczywiście.Dzięki.- Dobrze.Co dalej? Aha, czy jest pan żonaty?David wciągnął głęboko powietrze.- Nie - rzekł.- Nie jestem żonaty.Z ulgą wypuścił powietrze.Powiedział to.Napięcie minęło.- Co jeszcze?.- mruczał Clive.- A, tak.Jakie ma pan hobby?- Słucham?- Hobby.Czy ma pan jakieś hobby?Widząc zdumienie Davida, pośrednik odłożył pióro i rozparł się na sofie.- To pytanie mogło się panu wydać zaskakujące - rzekł z uśmiechem - ale mam drobnedziwactwa.Jednym z nich jest chęć, by o przyszłym pracowniku dowiedzieć się możliwienajwięcej.Uważam, że zainteresowania wiele mówią o charakterze człowieka.Wyobraża pansobie, jak paskudnie bym się czuł zatrudniwszy na przykład seryjnego mordercę? - dodał,wybałuszając przesadnie oczy.David uśmiechnął się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]