[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oliver posłusznie wykonał polecenie.Agnes usiłowała siępodnieść.Zach nie mógł patrzeć w prawo i w lewo naraz, pilnującoboje małżonków.Maisy poderwała się szybko na nogi, chwyciłależący na trawie rewolwer Olivera i podbiegłszy do Zacha,wycelowała broń w Agnes.- Przejdz tam, do niego! - rozkazała.Agnes zastygła z rękązaciśniętą na kamieniu.- Zostaw kamień i wstawaj! - krzyknęła Maisy.-No już!Agnes w końcu dzwignęła się z ziemi, otrzepała spodnie ipodeszła do Olivera, mamrocząc pod nosem coś o bezużytecznychpomocnikach.198Anulaouslaandcs - Nie spuszczaj ich z oczu - powiedział do Maisy Zach.- Chcęsprawdzić, co z Bobem.- Ostrożnie, Zach.On wciąż ma broń.Skinąwszy głową, Zach podszedł do wielkiej, nieruchomej górymięsa.Bob leżał z twarzą wciśniętą w ziemię.Agnes drgnęła, jakby chciała postąpić krok naprzód.Maisynatychmiast skupiła na niej uwagę.- Stój! Dokąd to?- A ty się w ogóle umiesz posługiwać gnatem? -W głosie Agnespobrzmiewała drwina.Maisy nie umiała, ale nie zamierzała się do tego przyznawać.Przesunęła rękę z rewolwerem nieco w prawo i pociągnęła za spust.Rozległ się ogłuszający huk.Przerażone konie znów wierzgnęły -sznur, którym były uwiązane do drzewa, zerwał się - i po chwiliznikły z pola widzenia.Z drzewa tuż obok Agnes i Olivera posypałasię kora.Oczywiście Maisy nie celowała w drzewo, a tym bardziej wdrzewo, pod którym stali Smithowie, ale do tego też się nie przyznała.- Przekonałam cię, Agnes?Zach zwolnił na moment i obejrzał się za siebie, po chwilijednak skoncentrował się na swoim zadaniu.Celując z broni wnieruchomą postać, trącił ją czubkiem buta.- Bob? Obudz się.No, stary, nie udawaj trupa.Nie doczekawszysię reakcji, westchnął głośno, po czym schylił się i przewróciłbandziora na wznak.Maisy wiedziała, że nie powinna spuszczać oczuz Agnes, ale nie potrafiła powściągnąć ciekawości.Dobrze, że199Anulaouslaandcs zerknęła na mężczyzn, bo Zach wpatrzony w powiększającą się plamękrwi na piersi Boba, nie zauważył, jak ten podnosi lewą rękę zrewolwerem.- Zach, uważaj!Wycelowała w Boba, ale bała się strzelić, by nie trafić w Zacha.Widząc, że Bob w niego mierzy, Zach czym prędzej odskoczył w bok.Zdążył w ostatniej chwili.Maisy dłużej się nie wahała.W ciąguzaledwie paru minut po raz drugi pociągnęła za spust.Zach przetoczyłsię dwa metry po trawie i na wszelki wypadek sam równieżwycelował.Nie było to potrzebne.Kula Maisy przedziurawiła Bobowi czołoi wyszła z tyłu głowy.Maisy zaczęła dygotać na całym ciele.Nogi miała jak z waty.Pochwili kolana się pod nią ugięły i niczym szmaciana lalka osunęła sięna ziemię.W okamgnieniu znalazł się przy niej Zach.Wyjąwszy jej z dłonirewolwer, wsunął sobie za pasek u spodni.- Spokojnie, pani doktor,.wszystko będzie dobrze.Nie denerwujsię.Nie miałaś wyboru.- Zabiłam go - szepnęła.- Boże, Zach, zabiłam go.Pogłaskał jąpo włosach, po czym zwrócił się doSmithów:- Gdzie macie kluczyki do samochodu?- Zostawiliśmy w stacyjce - odparła Agnes.- Mam cię przeszukać?200Anulaouslaandcs Oliver szybko wsunął rękę do kieszeni i wydobył klucze.- Cholera jasna! - zezłościła się Agnes.- Coś ty taki posłuszny?Oliver zmierzył żonę gniewnym wzrokiem.- To oni, kochana, mają broń.Nie my.W odpowiedzi Agnes westchnęła ciężko i skrzyżowała ręce napiersi.Zach wrócił do Boba, podniósł z ziemi kajdanki, którymi tenchciał skuć Maisy, następnie podszedł dc zagniewanych małżonków.Jedną obręcz założył na przegub Agnes, po czym skierował na niąbroń.- Przerzuć rękę nad gałęzią - rozkazał.- No, rusz się.Z nachmurzoną miną wykonała polecenie.Zach skinął naOlivera.- Teraz ty.Podejdz tam i zatrzaśnij drugą obręcz na swojej ręce.Sprawdziwszy, czy kajdany są dobrze zapięte, Zach wrócił doMaisy, która siedziała na trawie, w milczeniu obserwując wszystkiejego poczynania.Dopiero kiedy kucnął obok niej, zobaczyła krew najego ramieniu Natychmiast ocknęła się z letargu, w jaki popadła pozabiciu Boba.Przerażona, poderwała się z miejsca.- Zach! Rany boskie, krew!- To nic takiego.Kula lekko mnie drasnęła w ramię.Nic się niestało.- Jak to nic?201Anulaouslaandcs Oderwała pasek materiału z koszuli Zacha i obwiązała nimkrwawiące ramię.- Nic mi nie jest, Maisy.Chodz.Musimy się stąd wydostać.- Mógł cię zabić - szepnęła.- Mógł.Ktoś musiał zginąć.Albo on, albo my.Nie mieliśmywyboru.- Wiem.Patrząc w oczy Zacha, uświadomiła sobie, co zrobił.%7łezaryzykował własne życie, aby ona mogła żyć.Gdyby nie on, obojebyliby już martwi.Zabrawszy ze sobą całą broń, ruszyli przez las.- No proszę, jak ładnie wytyczyli nam ścieżkę -powiedziałaMaisy, drepcząc za Zachem.Faktycznie, gdzieniegdzie leżały na ziemi gałęzie ścięte przeztrójkę przestępców.- Raczej sobie.Liczyli, że będą tędy wracać do samochodu.Prowadząc nas pod bronią.Albo sami bez nas.- Boże, nie mogę uwierzyć.O mały włos.-Westchnęła ciężko.- Niewiele brakowało, a leżelibyśmy tam martwi.Może za pół roku, amoże za rok jakiś myśliwy przypadkiem odkryłby nasze szczątki.Przystanąwszy, obrócił się do niej twarzą.- Staraj się o tym nie myśleć.Masz rację, mogło się dla nas zleskończyć, ale na szczęście tak się nie stało.I to jest najważniejsze.-Uścisnął ją za ramię, chcąc jej dodać otuchy.- %7łyjemy, pani doktor.Przymknęła powieki.202Anulaouslaandcs - Wiem.- I będziemy żyli.Skinęła energicznie głową.Nagle zmarszczyła czoło.- Słyszysz? Wytężył słuch.- Psiakrew, to ten samolot, który wcześniej przelatywał.- Myślisz, że pilot zorientował się, że coś jest nie tak?- Nie mam pojęcia - powiedział Zach, biorąc ją za łokieć.-Chodzmy.Ruszyli szybkim krokiem.Zcieżka, którą wędrowali, połączyłasię z inną, chyba bardziej uczęszczaną, bo stała się szersza.Warkotsamolotu przybierał na sile.Kiedy maszyna pojawiła się im nadgłowami, Zach wciągnął Maisy pod najbliższe drzewa, tak by z górynie było ich widać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •