[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwietnie.Juhuu!Pomyślałam o tym, że będę mogła pochować zimowe kurtki do pudeł, znowu mieć życie towarzyskie,mieszkać gdzieś, gdzie nie wszyscy znali makabryczną historię śmierci mojego brata.Wymiana Grace, Samai Cole a na życie w cieple i z podręcznikami akademickimi.Tak, zawsze miałam w planach college wKalifornii.W przyszłości.Najwyrazniej jednak przyszłość nastąpiła szybciej, niż się spodziewałam.- Niewiarygodne, że ten mężczyzna pomylił kojota z wilkiem  rozmyślała na głos moja matka.Zatrzymałam się na naszym podjezdzie.Pamiętałam, że jak się tu wprowadzaliśmy, uważałam, że nasz dom wygląda jak z horroru.W mojejsypialni na poddaszu paliło się światło  musiałam zostawić je przez pomyłkę.Pomyślałam, że dziś ta ogromna rezydencja w stylu Tudorów z jednym żółtym okienkiem na górze wygląda niczym obrazek zksiążki dla dzieci.- Przecież te zwierzęta wyglądają zupełnie inaczej  dodała mama.- Cóż  powiedziałam  niektórzy ludzie widzą to, co chcą widzieć. ROZDZIAA DWUDZIESTY SIDMYGRACEZnalazłam Sama opartego o balustradę na frontowym ganku: wysoki, ciemny kształt, ledwie widocznynocą.To było zabawne, że sam zarys jego ramion i sposób, w jaki pochylał głowę, potrafiły wywołać wemnie tak wiele emocji.Nawet komuś tak mało spostrzegawczemu jak ja łatwo było zauważyć frustrację ismutek widoczne w linii jego pleców, zgięciu lewego kolana, ułożeniu stopy.Nagle poczułam się tak nieśmiała, niepewna i podekscytowana jak wtedy, gdy go dopieropoznawałam.Bez zapalania światła dołączyłam do niego przy barierce, nie wiedząc, co powiedzieć.Miałam ochotęskoczyć na niego i zarzucić mu ramiona na szyję, uderzyć go w pierś i śmiać się jak szalona albo płakać.Niebyłam pewna, jak powinnam się zachować.Sam odwrócił się do mnie i zobaczyłam, że jego podbródek pokrywa zarost.Postarzał się pod mojąnieobecność.Wyciągnęłam dłoń i podrapałam nieznajomo wyglądającą szczecinę, a on uśmiechnął sięsmutno.- Czy to bolało?  zapytałam, mocniej pocierając jego brodę.Tęskniłam za dotykaniem go.- Dlaczego miałoby boleć?- Bo wzięłam cię pod włos  zażartowałam.Przepełniało mnie szczęście, że stoję tu, z dłonią na jego nieogolonym policzku.Wszystko to byłostraszne, ale jednocześnie wspaniałe.Miałam ochotę się uśmiechnąć i pomyślałam, że moje oczyprawdopodobnie już to robią, bo na jego ustach też błądził uśmiech, odrobinę niepewny, ale jednak.- A tak przy okazji  dodałam  to  cześć.Sam w końcu uśmiechnął się szeroko i szepnął:- Cześć, aniele.Przyciągnął mnie do siebie, a ja objęłam go i uściskałam tak mocno, jak tylko potrafiłam.Pragnęłamgo pocałować, ale żaden pocałunek nie mógłby być równie cudowny jak to: jego oddech w moich włosach imoje ucho przytulone do jego piersi.Miałam wrażenie, że razem jesteśmy silniejszą istotą, Grace-i-Samem.Wciąż trzymając mnie w ramionach, Sam zapytał:- Jadłaś już coś?- Kanapkę.Na blacie kuchennym znalazłam też trampki.Raczej nie do jedzenia.Sam zaśmiał się cicho.Ten dzwięk sprawił mi radość.Byłam tak spragniona jego głosu.- Zakupy nie są naszą mocną stroną  przyznał.- Nie lubię kupować jedzenia.Tydzień w tydzień to samo.Chciałabym kiedyś zarabiać tyle, żebyktoś inny robił to za mnie.Czy do tego trzeba być bogatym? Nie chcę luksusowego domu.Chcę tylko wynająć kogoś, kto będzie odwalał za mnie zakupy  wymamrotałam w jegokoszulkę, która pachniała płynem do płukania tkanin.Sam zamyślił się nad tym.- Myślę, że to jest coś, co trzeba robić samemu.- Założę się, że królowa nie robi sama zakupów.Poczułam jego oddech na czubku głowy. - Ale ona każdego dnia jada to samo: węgorza w galarecie, kanapki z łupaczem* i bułeczki zpastą Marmite*.- Ty chyba nawet nie wiesz, co to jest Marmite  zauważyłam z rozbawieniem.- To coś, czym się smaruje chleb.Coś obrzydliwego.W każdym razie tak powiedział mi Beck.Sam puścił mnie, oparł się o balustradę i zmierzył mnie wzrokiem. Nie jest ci zimno?Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, o co tak naprawdę pyta:  Nie przemienisz się?.Ale czułam się naturalnie, pewnie w swojej skórze.Potrząsnęłam głową i oparłam się o balustradęobok niego.Przez chwilę po prostu staliśmy tam w ciemnościach, wpatrując się w noc.Kiedy zerknęłam naSama, zobaczyłam, że dłonie ma splecione, a palcami prawej ręki ściska kciuk lewej tak mocno, że całyzrobił się biały.Oparłam głowę na jego ramieniu.Tylko materiał koszulki dzielił mój pliczek od jego skóry.Podwpływem tego dotyku Sam westchnął  nie było to nieszczęśliwe westchnienie  i powiedział:- Myślę, że to zorza polarna.Podniosłam wzrok, nie unosząc głowy.- Gdzie?- Nad drzewami.Widzisz? Niebo jest różowawe.Zmrużyłam oczy.Na niebie lśniły miliony gwiazd.- To mogą być światła ze stacji benzynowej.Wiesz, z tego sklepu  QuikMart pod miastem.- Co za przygnębiające i rzeczowe spostrzeżenie  uznał Sam. Wolałbym, żeby to było cośmagicznego.- Aurora borealis nie jest bardziej magiczna niż supermarket  wytknęłam mu.Pisałam kiedyś referat na temat zorzy polarnej, więc wiedziałam sporo o tym zjawisku od stronynaukowej.Choć muszę przyznać, że wiatr słoneczny i atomy tańczące ze sobą, by stworzyć dla nas tenpokaz świetlny, i tak wydawały mi się trochę magiczne.- To również jest przygnębiające spostrzeżenie.Uniosłam głowę i spojrzałam na niego.- Mimo wszystko jest piękna.- Chyba że to naprawdę  QuikMart  stwierdził Sam.Spojrzał na mnie w zamyśleniu,sprawiając, że poczułam się odrobinę zaniepokojona.Niechętnie, jakby nagle przypomniałsobie o dobrych manierach, zapytał: - Jesteś zmęczona? Wrócę z tobą do środka, jeśli chcesz.- Nie jestem  zaprzeczyłam stanowczo. Chcę tylko pobyć z tobą.Zanim wszystko stanie siętrudne i skomplikowane.Zciągnął brwi, patrząc w noc.Potem zaproponował:- Sprawdzmy, czy to naprawdę jest zorza polarna.- Masz samolot?- Mam volkswagena  odparł. Musimy pojechać gdzieś, gdzie będzie ciemniej.Z dala od QuikMartu.Na dzikie pustkowia Minnesoty.Masz ochotę?Na jego ustach pojawił się nieśmiały uśmiech, który tak kochałam.Miałam wrażenie, jakby minęływieki, od kiedy widziałam go po raz ostatni.- Masz kluczyki?  zapytałam.Poklepał się po kieszeni.*Aupacz  gatunek ryby z rodziny dorszowatych, popularny w krajach anglosaskich, gdzie wraz z dorszem stanowipodstawę dania fish and chips.*Marmite  brytyjski produkt spożywczy, pasta o smaku sosu sojowego używana m.in.do smarowania kanapek, wyciągdrożdżowy, który jest produktem ubocznym w procesie warzenia piwa. - A co z Cole em?  Spojrzałam na piętro.- Zpi, jak wszyscy inni o tej porze  uspokoił mnie Sam.Nie powiedziałam mu, że jest inaczej.Zobaczył moje wahanie i błędnie je odczytał. To ty masz tu głowę na karku.Czy to jest złypomysł? Ja nie wiem.Może tak właśnie jest.- Chcę jechać  ucięłam.Mocno złapałam go za rękę. Niedługo wrócimy  zapewniłam.Wsiedliśmy do volkswagena stojącego na ciemnym podjezdzie.Samochód zagrzmiał, budząc się dożycia.Miałam wrażenie, jakbyśmy planowali coś ważniejszego niż tylko ściganie świateł na niebie.Moglibyśmy pojechać dokądkolwiek w pogoni za obietnica magii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •