[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na podstawie analiz przekładów ich ostatnich rozmów telefonicznych zaczynamyuściślać namiary miejsca, gdzie naszym zdaniem wzbogacają uran.- Doskonale - powiedział LaValle.- Jak tylko potwierdzicie właściwe współrzędne,wydamy rozkaz precyzyjnego uderzenia z powietrza i zbombardowania tych drani tak, że niezostanie kamień na kamieniu.- Panie dyrektorze - wtrącił się Gundarsson - na ile jesteśmy pewni, że Dudżdża mamożliwość wzbogacania uranu? Do otrzymywania wzbogaconego uranu w takiej postaci,żeby można było zbudować choćby jedną sztukę broni nuklearnej, potrzebna jest nie tylkospecjalistyczna wiedza, ale również doskonale wyposażony ośrodek, między innymi w tysiącewirówek.- Wcale nie jesteśmy pewni - odparł lakonicznie Stary.- Ale mamy teraz informacjedwóch naocznych świadków: wicedyrektora Lindrosa i agenta, który go uratował, że Dudżdżakupuje uran i TSG.- Wszystko pięknie - odezwał się znów LaValle - ale jak wszyscy wiemy, rudy uranunie brakuje i nie jest droga.I bardzo jej daleko do składnika broni jądrowej.- Oczywiście - zgodził się dyrektor CIA.- Ale jest jeden problem.Zlady wskazują, żeDudżdża przerzuca sproszkowany dwutlenek uranu.A tej substancji nie jest już tak daleko dowzbogaconego uranu.Można ją przetworzyć na metal w każdym porządnym laboratorium.Dlatego musimy traktować bardzo poważnie każdy ruch Dudżdży.- Chyba że to wszystko dezinformacja - nie ustępował LaValle.Częstowykorzystywał swoją niezaprzeczalnie silną pozycję do deptania ludziom po odciskach.Cogorsza, to go najwyrazniej bawiło.Gundarsson odchrząknął groznie.- Zgadzam się z dyrektorem.Wizja siatki terrorystycznej przetwarzającej dwutlenekuranu jest przerażająca.Gdy chodzi o zagrożenie nuklearne, nie możemy sobie pozwolić nalekceważenie go jako dezinformacji.- Sięgnął do nesesera, wyjął kilka kartek i rozdałzebranym.- Broń jądrowa, czy jest to tak zwana brudna bomba , czy nie, ma określonewymiary, charakterystyczną budowę i niezmienne komponenty.Pozwoliłem sobie zrobić ichlistę i szczegółowe rysunki, pokazujące wielkość, konstrukcję i możliwości detekcji.Proponuję wyposażyć w te materiały wszystkie organy ścigania w każdym dużym mieścieamerykańskim.Prezydent skinął głową.- Kurt, chciałbym, żebyś koordynował dystrybucję.- Naturalnie, zaraz się tym zajmę.- Chwileczkę, dyrektorze - odezwał się LaValle.- Chciałbym wrócić do tego agenta,o którym pan wspomniał.To Jason Bourne, prawda? Jest zamieszany w sprawę ucieczkiterrorysty.Wyprowadził waszego więznia z celi bez upoważnienia, zgadza się?- To jest wewnętrzna sprawa agencji, panie LaValle.- Myślę, że przynajmniej w tej sali szczerość powinna być ważniejsza od rywalizacjimiędzyagencyjnej - odparł władca wywiadu wojskowego.- Mam poważne wątpliwości, czymożna wierzyć w cokolwiek, co mówi Bourne.- Stwarzał już panu problemy, prawda, dyrektorze? - zagadnął sekretarz Halliday.Stary wyglądał tak, jakby przysypiał.W rzeczywistości jego umysł pracował napełnych obrotach.Wiedział, że nadejdzie ta chwila.Stał się obiektem starannieskoordynowanego ataku.- I co z tego?Halliday uśmiechnął się blado.- Z całym szacunkiem, dyrektorze, ten człowiek jest kłopotliwy dla pańskiej agencji,dla administracji, dla nas wszystkich.Pozwolił uciec z więzienia CIA bardzo ważnemupodejrzanemu i naraził na śmiertelne niebezpieczeństwo Bóg wie ilu niewinnych obywateli.Trzeba z nim coś zrobić.Im szybciej się to załatwi, tym lepiej.Stary zbył słowa sekretarza machnięciem ręki.- Możemy wrócić do sprawy, panie prezydencie? Dudżdża.- Sekretarz Halliday ma rację - naciskał LaValle.- Prowadzimy wojnę z Dudżdżą.Nie możemy sobie pozwolić na utratę kontroli nad jednym z jej elementów.Proszę namuprzejmie powiedzieć, jakie działania poczyniła pańska agencja przeciwko JasonowiBourne'owi.- Uwaga pana LaValle'a jest bardzo słuszna, dyrektorze - przytaknął sekretarzHalliday w swojej najlepszej teksaskiej imitacji Lyndona Johnsona.- Z tego bajzlu na mościeArlington Memoriał wyszliśmy z podbitym okiem, a nasz przeciwnik podbudował sięmoralnie w najbardziej niekorzystnym dla nas momencie.W dodatku zginął jeden z pańskichludzi.- strzelił palcami - jak on się nazywał?- Timothy Hytner - podpowiedział Stary.- Zgadza się, Hytner - ciągnął sekretarz, jakby potwierdzał odpowiedz.- Z całymszacunkiem, dyrektorze, na pańskim miejscu bardziej dbałbym o wasze bezpieczeństwowewnętrzne.Stary tylko na to czekał.Otworzył cieńszą z dwóch teczek, które dał mu w TuneluMartin Lindros.- Tak się składa, że właśnie zakończyliśmy wewnętrzne śledztwo w sprawach, którepan przed chwilą poruszył, panie sekretarzu.Tutaj są nasze wnioski.- Podał mu przez stółpierwszą stronę i patrzył, jak Halliday ostrożnie bierze ją do ręki.- Kiedy sekretarz obronybędzie czytał, wyjaśnię panom, o co chodzi.- Stary splótł palce i pochylił się do przodu jakprofesor zwracający się do studentów.- Odkryliśmy, że mieliśmy u nas kreta.Kto to?Timothy Hytner.Dostał od Sorai Moore telefoniczną wiadomość, że więzień jestwyprowadzany z celi.Zadzwonił po wspólników więznia, żeby pomogli mu w ucieczce.Naswoje nieszczęście został trafiony pociskiem przeznaczonym dla agentki Moore.- DyrektorCIA popatrzył na twarze mężczyzn wokół stołu.- Jak powiedziałem, nasze bezpieczeństwowewnętrzne jest pod kontrolą.Teraz możemy się skoncentrować na powstrzymaniu Dudżdżyi postawieniu jej członków przed sądem.Spojrzał znacząco na sekretarza Hallidaya i zatrzymał na nim wzrok.Był pewien, żeto jest inicjator ataku.Ostrzegano go, że Halliday i LaValle chcą wkroczyć w sferętradycyjnie kontrolowaną przez CIA, dlatego sam rozpuszczał plotki o sobie.W ciąguostatnich sześciu miesięcy podczas spotkań na Kapitolu, lunchów i kolacji z dwoma kolegamii rywalami, mozolnie budował swój fałszywy wizerunek, udając roztargnionego,przygnębionego, chwilami zdezorientowanego.Chciał wywołać wrażenie, że jegozaawansowany wiek robi swoje, że jest już innym człowiekiem, że stał się bezbronny wobecpolitycznych ataków.W odpowiedzi, tak jak miał nadzieję, klika wyszła w końcu z ukrycia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]