[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wraz z jej ruchem idzie ku niemu słodki zapach.I mieszasię z ostrą wonią dzikiego stworzenia, czarnej dziewczyny, leżącej po drugiej stronie.Starzecprzytulił się do białej.Jej oddech przyspieszył się i skrócił.Lecz nic nie wskazywało, że sięobudzi.Eguchi leżał chwilę spokojnie.- Czy mi wybaczy? Jako ostatnia kobieta mego życia.- Czarna dziewczyna za jegoplecami poruszyła się nerwowo.Starzec wyciągnął rękę i sprawdził.Dotknął chyba piersi.- Uspokój się.Posłuchaj fal zimowych i uspokój się.- Starzec Eguchi starał sięuspokoić samego siebie.Dziewczyna jest uśpiona tak mocno, jakby była sparaliżowana.Dostała pewnie jakąśtruciznę lub bardzo silny środek usypiający.Ale w jakim celu to wszystko? W jakimżeinnym, jeśli nie dla pieniędzy - pomyślał i zawahał się.Wprawdzie dobrze wiedział, żekażda kobieta jest inna, lecz zastanawiał się, czy rzeczywiście ta jest taka inna, żeby mógłśmiało zadać jej nieuleczalną ranę, i sprawić ból na całe życie? Można by sądzić, że dlasześćdziesięciosiedmioletniego Eguchiego ciała wszystkich kobiet są już jednakowe.A więc iw tej dziewczynie nie ma ani poddania się, ani negacji, ani nawet odpowiedzi.Od trupa różni się tylko tym, że krąży w niej ciepła krew, i tym, że oddycha.Nie,kiedy dziewczyna obudzi się żywa, gdy nastanie ranek, czy mimo to będzie tak bardzo różniłasię od trupa? Nie ma w niej teraz ani miłości, ani wstydu, ani lęku.Po przebudzeniu może wniej pozostać tylko gorycz i żal.Nawet nie dowie się, który mężczyzna odebrał jej czystość.Będzie tylko przypuszczać, że to jeden ze starców.Nawet chyba nie powie o tym kobiecie.Postara się ukryć, że złamano zakazy tego domu, nie dowie się o tym również żadna zpozostałych dziewcząt.Delikatna skóra przylgnęła szczelnie do ciała Eguchiego.Ciemnadziewczyna, zapewne z powodu zimna odczuwanego po wyłączeniu koca elektrycznego pojej stronie, przyciskała się do starca swoim nagim ciałem.Jedna z jej stóp weszła między nogibiałej dziewczyny.Eguchiemu znowu zachciało się śmiać, czuł, jak opuszczają go siły.Szukał lekarstwa pod poduszką.Był tak ściśnięty między dziewczynami, że nie mógłporuszyć ręką.Położył dłoń na czole jasnej dziewczyny i przyglądał się - jak zwykle to czynił- białym tabletkom.- A może dziś zostawię proszki tam, gdzie leżały? - wymamrotał.Był to na pewnosilny środek.Na pewno usnąłby od razu.Ale czy wszyscy przychodzący do tego domu -Eguchi po raz pierwszy zaczął się zastanawiać - połykają tak grzecznie ten środek, jak imzaleca kobieta? Lecz gdyby pożałowali godzin snu, rezygnując ze środka nasennego, napewno by tylko obnażyli swą starczą brzydotę.Eguchi myślał, że jeszcze nie wstąpił do tegorodzaju towarzystwa starości.Dziś również zażył proszki.I przypomniał sobie o tym, jakmówił, że chce tego samego lekarstwa, którym uśpiono dziewczynę. Dla starszych jestniebezpieczne - odpowiedziała wtedy kobieta.Z tego tylko powodu nie nalegał więcej.Lecz czy niebezpieczne oznacza po prostu śmierć w czasie snu? Stał się już starymczłowiekiem, któremu jest przeznaczony los wszystkich śmiertelników, a przecież jest bezwątpienia człowiekiem, od czasu do czasu przeżywa pustkę samotności, przygnębienie irozpacz.Czy więc ten dom nie byłby najbardziej dla niego upragnionym miejscem śmierci?Wzbudzić ludzką ciekawość, okryć się pogardą ludzi - czyż to właśnie nie przyniosłoby mupośmiertnej sławy? Wszyscy znajomi byliby zdumieni.Nie mógł przewidzieć, ile zmartwieńprzysporzyłby swojej rodzinie, ale gdyby na przykład umarł dzisiejszej nocy między dwiemadziewczętami, czyż nie spełniłyby się największe pragnienia ostatnich lat życia mężczyzny?Nie, to chyba nie jest tak.Ciało wyniosą do nędznego zajazdu, podobnie jak starego Fukurę, iogłoszą, że popełnił samobójstwo zażywając środek nasenny.Nie będzie testamentu,przyczyny zgonu też nikt nie rozpozna, więc zakończą całą sprawę stwierdzeniem, że poprostu nie wytrzymał smutków ostatnich dni starości.Eguchi już widzi uśmieszek na twarzykobiety z tego domu.- Cóż za szalone fantazje! Jeszcze sprowadzą nieszczęście! - Starzec Eguchi zaśmiałsię, ale nie był to chyba śmiech promienny.Zrodek nasenny zaczął powoli działać.- Dobrze, zbudzę tę kobietę i poproszę o taki sam, jaki dostały dziewczęta -wymamrotał.Lecz nie miał większej nadziei, że go dostanie.Poza tym wstawanie wydało musię bardzo kłopotliwe, zresztą nie miał już na to ochoty.Położył się na plecach i oburącz objąłdziewczęta za szyję.Jedną: łagodną, delikatną i pachnącą, i drugą: szorstką i przetłuszczoną.Coś przepełniło jego serce i szukało ujścia.Popatrzył na karmazynowe zasłony z prawej ilewej.- Aa!- Aa? - rozległo się jakby w odpowiedzi od strony ciemnej dziewczyny.Jej rękaupadła na pierś starego.Może cierpi? Eguchi cofnął swoją rękę i odwrócił się plecami.Wolnąrękę wyciągnął teraz w stronę jasnoskórej dziewczyny i objął jej biodra ściskając w miejscuwgłębienia.Zamknął powieki.- Ostatnia kobieta w moim życiu? Dlaczego ostatnia kobieta, dlaczego w ten sposóbmyślę choćby przez ułamek sekundy? - zastanawiał się Eguchi.- Wobec tego kim była mojapierwsza kobieta? - Poczuł ociężałość w głowie czy po prostu roztargnienie.Pierwszą kobietą była matka - błysnęło w świadomości Eguchiego.- Oczywiście,czy mógłby to być kto inny? - Zamajaczyła niespodziewanie odpowiedz.- Ale czy mogępowiedzieć, że to matka była moją pierwszą kobietą? - I dopiero teraz, dożywszysześćdziesięciu siedmiu lat, leżąc między dwiema dziewczynami, gdzieś w głębi piersi,nieoczekiwanie, dostrzegł tę nową prawdę.Czy to bluznierstwo, czy po prostu tęsknota?Otworzył oczy i zamrugał powiekami, jakby odpędzał nocną marę.Ale proszek już działał itrudno było całkowicie się rozbudzić, zresztą zaczął dolegać mu tępy ból głowy.Pogrążony wsenności gonił wspomnienia matki, po chwili westchnął i położył dłonie na piersiachdziewcząt z prawej i lewej.Jedna gładka, druga przetłuszczona - starzec zamknął oczy.Matka umarła w noc zimową, gdy Eguchi miał siedemnaście lat, obaj z ojcem trzymalimatkę za ręce z obu stron; z rąk wymęczonych długim cierpieniem chorej na gruzlicępozostały same kości, ale matka ściskała tak mocno, aż Eguchiego bolały palce.Pielęgniarkamasująca jej stopy wstała i cicho odeszła.Chyba zatelefonować po doktora.- Yoshio, Yoshio.- zawołała rwącym się głosem.Eguchi zrozumiał i pogładziłleciutko po udręczonym łonie, w tym samym momencie z ust matki trysnęła krew, dużo krwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]