[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie myliła się, jej głosbrzmiał nawet dość miło, ale nie potrafiła odtworzyć poprawnie najprostszej melodii.332Jeszcze pózniej dodała: Cieszę się, że mam teraz taką słodką buzię.Jeśli nam się nie powiedzie, to przebio-rą nas obie za lalki i postawią na półce w charakterze ozdób.Rzecz jasna, w takim raziełatwo może nam się przydarzyć jakiś wypadek.Wszak lalki tłuką się czasami.GarethBryne będzie musiał poszukać sobie kogoś innego, nad kim mógłby się znęcać. Z te-go naprawdę się śmiała.Egwene poczuła znaczną ulgę, kiedy klapa wejścia wybrzuszyła się na chwilę, anon-sując obecność kogoś, kto miał dość rozumu, by nie wchodzić do środka zabezpieczo-nego namiotu.Naprawdę nie miała ochoty sprawdzać, dokąd zapędzi się Siuan w swo-ich żartach!Gdy tylko uwolniła zabezpieczenie, do namiotu weszła Sheriam z towarzyszeniempodmuchu powietrza, który zdawał się dziesięć razy zimniejszy niż wcześniej, gdy prze-bywały na dworze. Już czas, Matko.Wszystko gotowe. Oblizywała wargi czubkiem języka, a jejskośne oczy były szeroko rozwarte.Siuan zerwała się na równe nogi i pochwyciła swój płaszcz z posłania Egwene, alenałożywszy go częściowo, znieruchomiała. Widzisz, ja potrafię żeglować nocą po Palcach Smoka powiedziała z powagą. A kiedyś nawet, razem z moim ojcem, złowiłam morlewa.To się da zrobić.Sheriam zmarszczyła brwi, kiedy Siuan wypadła na zewnątrz, wpuszczając przy tymdo środka jeszcze więcej chłodu. Czasami wydaje mi się. zaczęła, ale ostatecznie nie podzieliła się z Egwenetym, co jej się czasami wydawało. Dlaczego to robisz, Matko? spytała zamiast. Po co to spotkanie nad jeziorem, po co teraz zwołujesz Komnatę? Dlaczego kaza-łaś nam spędzić cały wczorajszy dzień na gadaniu o Logainie z każdym, kogo spotkały-śmy? Chyba możesz mi to wyjaśnić.Jestem twoją Opiekunką Kronik.I przysięgłam lo-jalność. Mówię ci wszystko, co powinnaś wiedzieć odparła Egwene, zarzucając sobiepłaszcz na ramiona.Nie musiała tłumaczyć, do jakiego stopnia wierzy w wymuszonąprzysięgę, nawet jeśli tę przysięgę złożyła jej siostra.Zwłaszcza że Sheriam mogłaby zna-lezć wymówkę, by mimo przysięgi szepnąć jakieś słowo do niewłaściwego ucha.Osta-tecznie Aes Sedai słynęły ze zdolności odkrycia najmniejszej szczeliny luk w pozorniesolidnym murze swych obietnic.Tak naprawdę to wcale w to nie wierzyła, ale podob-nie jak w przypadku lorda Bryne a, nie powinna nawet w najmniejszym stopniu ryzy-kować, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. W takim razie powiem ci jedno odparła Sheriam z goryczą w głosie. Moimzdaniem jutro twoją Opiekunką Kronik zostanie albo Romanda, albo Lelaine, a mniewyznaczą pokutę za to, że nie ostrzegłam Komnaty.I niewykluczone, że dalej będzieszmi zazdrościć.333Egwene przytaknęła.Całkiem niewykluczone. Idziemy?Czerwona kopuła słońca przykryła szczyty drzew rosnących na zachodzie, a śniegjarzył się trupim blaskiem.Trasę wiodącą Egwene wśród wielkich śniegowych zasp wy-znaczały milczące ukłony i dygnięcia służby.Ich twarze albo wyrażały niepokój, albobyły całkiem pozbawione wyrazu, sługom równie prędko jak Strażnikom udzielał sięnastrój tych, którym służyli.Przez jakiś czas nie widziała ani jednej siostry, a potem jej oczom nagle ukazały sięwszystkie, wielkie zgromadzenie ustawione w trzech szeregach wokół pawilonu rozbi-tego na jedynej w całym obozie dostatecznie rozległej wolnej przestrzeni.Z tego wła-śnie miejsca siostry Przemykały do gołębników w Salidarze i tu też trafiały, gdy Podró-żowały z powrotem po odebraniu raportów od informatorów.Ustawienie tej wielkiejkonstrukcji z wielokrotnie łatanego płótna kosztowało sporo wysiłku.Podczas ostat-nich dwóch miesięcy Komnata zbierała się przeważnie w taki sam sposób jak ubiegłe-go ranka, względnie wciskała się do któregoś z większych namiotów.Od czasu opusz-czenia Salidaru pawilon wzniesiono zaledwie dwukrotnie.Za każdym razem towarzy-szyło temu mnóstwo zachodu.Widząc zbliżające się Egwene i Sheriam, siostry z tylnego szeregu zaszemrały dotych stojących na przedzie i po chwili wszystkie rozstąpiły się na boki, otwierając przej-ście.Potem obserwowały je pozbawionymi wyrazu oczyma, niczym nie zdradzając, czywiedzą albo choć tylko podejrzewają, na co się zanosi.Niczym nie zdradzając, co w ogó-le sobie myślą.W żołądku Egwene zatrzepotały motyle.Pączek róży.Spokój.Postawiła stopę na wzorzystych dywanikach ułożonych warstwami, po czym minę-ła pierścień koszy z płonącymi węglami opasujący pawilon, a tymczasem Sheriam wy-głosiła pierwszą formułę. Idzie, już idzie. Raczej trudno się było dziwić, że tym razem jej głos brzmiałnieco mniej uroczyście niż zazwyczaj.Wyczuwało się w nim namacalne wręcz zdener-wowanie.Znowu wykorzystano te same wypolerowane ławy i okryte tkaninami skrzynie, któ-re przydały się nad jeziorem.Tworzyły znacznie bardziej oficjalne wrażenie niż zbie-ranina niedopasowanych krzeseł, jakimi posługiwały się podczas mniej uroczystychposiedzeń.Kobiety stały w dwóch ukośnie względem siebie usytuowanych szeregach,w każdym dziewięć sióstr reprezentujących trzy Ajah Zielone, Szare i %7łółte po jed-nej stronie, Białe, Brązowe i Błękitne po drugiej.Podstawę tak powstałego trójkąta two-rzyła skrzynia okryta pasiastą tkaniną, na której stała ława dla Zasiadającej na TronieAmyrlin.Gdy na niej zasiądzie, będzie widoczna dla wszystkich zgromadzonych, zna-komicie świadoma, że jest sama jedna przeciwko osiemnastu siostrom.I że się nie prze-brała, wszystkie Zasiadające miały na sobie te same wspaniałe stroje co wówczas nad je-ziorem.Pączek róży.Spokój.334Jedna z ław pozostawała pusta, ale tylko przez chwilę.Kiedy Sheriam skończyła swo-ją litanię, nadbiegła Delana.Wyraznie zadyszana i wzburzona Szara siostra przysiadłaniezdarnie między Varilin i Kwamesą, tym razem okazując niewiele swej zwykłej gra-cji.Uśmiechała się blado i bawiła się nerwowo sznurem ogników zdobiących jej szyję.Można było pomyśleć, że to ona stoi przed sądem.Spokój.Przecież nikogo nie będziesię tu sądzić.Na razie.Egwene kroczyła już powoli po dywanikach, wyprzedzając idącą tuż za nią Sheriam,gdy nagle z miejsca powstała Kwamesa.Ciemną, szczupłą kobietę, najmłodszą z wszyst-kich Zasiadających, spowiła łuna saidara.Zanosiło się na to, że tego wieczoru nie będzieżadnych odstępstw od obowiązującego ceremoniału. To, co zostanie przedłożone Komnacie, tylko Komnata może rozpatrzyć obwie-ściła Kwamesa. Ktokolwiek wtargnie bez zezwolenia, czy to kobieta czy mężczyzna,czy to osoba wtajemniczona czy postronna, czy to przybywając w pokoju czy w gniewie,ja go zgodnie z prawem osądzić każę.Wiedzcie, że to, co mówię, jest prawdą, tak się napewno stanie, jako powinność stanowi.Ta formuła, jeszcze starsza nizli przysięga mówienia samej prawdy, wywodziła sięz czasów, kiedy niemal tyleż samo Amyrlin ginęło w skrytobójczych zamachach, coumierało w inny sposób.Egwene kontynuowała swój miarowy przemarsz.Musiała siębardzo wysilać, żeby nie dotykać stuły, napominając siebie, kim jest.Zamiast tego stara-ła się skupić na stojącej przed nią ławie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]