[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.dobrowolnie pogrążaÅ‚a w przepaść swo-jÄ™ szczęście.Nie! Margot byÅ‚a uczciwÄ… dziewczynÄ… w swoim rodzaju.ZapoznaÅ‚y siÄ™ ze sobÄ… w dziwny sposób.ByÅ‚y sÄ…siadkami, nie wiedzÄ…c o tem w tej ulicy Jouffroy, zaledwie po-wstajÄ…cej wówczas i nie spotkaÅ‚y siÄ™ nigdy, chociaż ich powozy krzyżowa-Å‚y siÄ™ albo jechaÅ‚y tuż za sobÄ… po ulicy de Villers; nigdy siÄ™ nie widziaÅ‚ypierwej, aż dopiero na cmentarzu obok muru Montmartre, gdzie spoczywa-Å‚y szczÄ…tki "uwiÄ™zionego".O dwa kroki ztamtÄ…d, Noris spotykaÅ‚a czÄ™sto kÅ‚adÄ…cÄ… wieniec bez klÄ™-kania przy grobie mÅ‚odÄ… blondynkÄ™, która także spoglÄ…daÅ‚a na niÄ…, nie mó-wiÄ…c do niej wcale.Nieraz ocieraÅ‚y siÄ™ o siebie podczas tych wizyt cmentarnych.ByÅ‚y poÅ‚Ä…-czone, przyzwane tam przez tych, którzy spali obcy dla siebie w życiu apoznani pod jednym wspólnym caÅ‚unem Å›mierci.Noris nieraz czytaÅ‚a na grobowcu, który przyciÄ…gaÅ‚ mÅ‚odÄ… kobietÄ™, na-zwisko nieboszczyka.Ale samo nazwisko Brunier nie byÅ‚o wcale wymow-nem.Atoli, pewnego dnia, zerwaÅ‚a siÄ™ burza i ciężkie krople zaczęły spadaćjak Å‚zy na caÅ‚y cmentarz, gdzie tyle grobowców odzwyczaiÅ‚o siÄ™ już od Å‚ezwcale.Wówczas piÄ™kna blondynka o nader sympatycznej powierzchowno-Å›ci otworzyÅ‚a swój parasol i zaproponowaÅ‚a sÄ…siadce z cmentarza, odpro-wadzenie jej do domu. Ale ja nie mam powozu ze sobÄ….PrzyszÅ‚am piechotÄ…  rzekÅ‚a Noris.LRT Tymczasem deszcz zwiÄ™kszaÅ‚ siÄ™ z każdÄ… chwilÄ…, a niebo coraz czarniej-sze, nadawaÅ‚o caÅ‚emu cmentarzowi, alei doÅ„ wiodÄ…cej i caÅ‚emu bulwarowiClichy pozór nader ponury.MÅ‚oda kobieta, trzymajÄ…c swój parasol ponad gÅ‚owÄ… Noris, ozwaÅ‚a siÄ™wtedy, trochÄ™ zaaferowana: Gdyby mi pani nie odmówiÅ‚a.Nie wiedziaÅ‚a, kto jest Noris.Zapewne kobieta wielkiego Å›wiata.To teżzawahaÅ‚a siÄ™.Ale potem, wzięła na odwagÄ™, ofiarowaÅ‚a miejsce w swoimpowozie, a Noris daÅ‚a swój adres.I wychodzÄ…c z cmentarza rozeÅ›miaÅ‚y siÄ™ trochÄ™, widzÄ…c, że nawet w ży-ciu byÅ‚y sÄ…siadkami! Czy to nie przeznaczenie zetknęło ich ze sobÄ…? Znaj-my siÄ™ dÅ‚użej.I znaÅ‚y siÄ™ dÅ‚użej.Nietylko na Montmartre, przy grobowcach, ale przyulicy Jouffroy w zwykÅ‚em życiu powszedniem.Margot znaÅ‚a Noris z imienia, widywaÅ‚a jÄ… nawet w teatrze  w tympunkcie schadzek caÅ‚ego towarzystwa  ale nikt nie mógÅ‚ jej powiedzieć,kto byÅ‚a ta piÄ™kna brunetka, ubrana czarno, którÄ… braÅ‚a za cudzoziemkÄ™,kreolkÄ™, wÄ™gierkÄ™, kto to wie.MaÅ‚gorzata byÅ‚a zachwycona tÄ… przyjazniÄ…, która jej pochlebiaÅ‚a przyjaciółka metresy wielkiego ksiÄ™cia.Noris znalazÅ‚a w Margot naturÄ™ o tyle prawÄ…, o ile mogÅ‚y jÄ… urobić ciosyżycia, i wÅ‚aÅ›nie, podczas, gdy Gardanne opowiadaÅ‚ przygody hrabiny zChantenay'em myÅ›laÅ‚a o tem, co MaÅ‚gorzata Brunier opowiedziaÅ‚a jej oswojej przeszÅ‚oÅ›ci, której Margot nie żaÅ‚owaÅ‚a wcale, ale która byÅ‚a uczci-LRT wÄ… i tak rażący stanowiÅ‚a kontrast  tak straszny, z obecnem życiem bied-nej dziewczyny.I wtedy Noris, wciąż patrzÄ…c na MaÅ‚gorzatÄ™ i reportera, porównywaÅ‚ażycie pani de Montépreiux z życiem Margot i los Margot ze swoim wÅ‚a-snym losem.Tam, na górze w uliczce de la Chapelle, MaÅ‚gorzata wzrosÅ‚a w caÅ‚ejpeÅ‚ni przedmieść Paryża, na piÄ…tem piÄ™trze, w szczupÅ‚em mieszkanku, którezajmowaÅ‚a rodzina, zÅ‚ożona z trzech osób, w liczbie których i ona.Nieraz opowiadaÅ‚a o tem Noris.MiaÅ‚a jeszcze przed oczyma ubogiewnÄ™trze tych rzemieÅ›lniczych apartamentów.Ojciec byÅ‚ zacnym czÅ‚owie-kiem i ożeniÅ‚ siÄ™ z matkÄ… z miÅ‚oÅ›ci, ubóstwiajÄ…c jÄ… zawsze.Nie mieli żad-nych krewnych, oprócz starej babki, kobiety zgryzliwej, za którÄ… opÅ‚acanomieszkanie poza domem, ażeby mÅ‚ode małżeÅ„stwo mogÅ‚o żyć w spokoju.MaÅ‚gorzata dotÄ…d drżaÅ‚a na samÄ… myÅ›l o tej magerze, maÅ‚ej kobietcenerwowej, z oczyma cyganki, nabrzÄ™kÅ‚emi i podsiniaÅ‚emi, która napawaÅ‚ajÄ… strachem nawet wtedy, gdy chodziÅ‚a winszować jej imienin.Natomiast uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ mimowoli, mówiÄ…c o matce.Mama! ByÅ‚a dzieckiem jak ona, jedna z tych dziewczÄ…tek Paryża, weso-Å‚ych jak wróble, żywych jak one i żyÅ‚a szczęśliwa, bardzo szczęśliwa w to-warzystwie swojego męża, którego ubóstwiaÅ‚a i pieÅ›ciÅ‚a jak kochanka iswojej córki, którÄ… stroiÅ‚a, ubieraÅ‚a, nosiÅ‚a na rÄ™kach lub kazaÅ‚a jej skakaćjak laleczce.Zarówno jak Noris, i MaÅ‚gorzata miaÅ‚a dnie sÅ‚oneczne w swoich wspo-mnieniach, wycieczki do Saint-Denis, na brzeg wody, podwieczorki na wy-LRT sepce, na trawce, albo spacery wzdÅ‚uż rzeki, gdzie olbrzymie statki, grubejak wieloryby, bawiÅ‚y dziecko.A te Å›wiÄ™ta spÄ™dzane za miastem, konie drewniane, i lalki z porcelany,wygrane na loteryi!.W jednej z szuflad ozdobnej komody w gabinecie wÅ‚oskim, MaÅ‚gorzataprzechowywaÅ‚a i oglÄ…daÅ‚a niekiedy pocieszny stary dagerotyp, w ramkachplecionych z nitek zÅ‚otych z miedzianym haczykiem do wieszania.W owa-lu tego starego obrazu, dostrzegaÅ‚a wyblakÅ‚Ä… w poÅ‚owie i jakby znikajÄ…cÄ…pod szkÅ‚em grupÄ™, zÅ‚ożonÄ… z trzech osób:  mÅ‚ody mężczyzna, przypomi-najÄ…cy żoÅ‚nierza albo rzemieÅ›lnika, w kurtce Å›wiÄ…tecznej z aksamitnymkoÅ‚nierzem i ze zÅ‚otym Å‚aÅ„cuszkiem na kamizelce, staÅ‚ obok siedzÄ…cej ko-biety w szalu francuzkim, w maÅ‚ym kapelusiku, trzymajÄ…cej na rÄ™kachdziecko o dużych wÅ‚osach w loki, ustrojone jak księżniczka.WyjmowaÅ‚a nieraz z szuflady i pokazywaÅ‚a Noris ten starodawny dage-rotyp.Tem dzieckiem, to byÅ‚a ona  tÄ… laleczkÄ… o pulchnych nagich ra-mionach z doÅ‚eczkami na Å‚okietkach i dotÄ…d czuÅ‚a jeszcze na swojej skórzei wÅ‚osach pocaÅ‚unki matki.Ona byÅ‚a tak dumna ze swej maÅ‚ej, ta żona rzemieÅ›lnika! SpÄ™dzaÅ‚a dniena strojeniu jej, na przypatrywaniu siÄ™ jej, na zjadaniu jej chciwemi, żar-Å‚ocznemi niemal pocaÅ‚unkami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •