[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęłyśmy jeszcze inny pokój, w którym spostrzegłam krzesła poustawiane wokół małychstolików, dziecięce rysunki na ścianie i szkolną tablicę.To była sala lekcyjna.Kiedy dotarłyśmydo końca korytarza, kobieta skręciła w prawo i zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami.Zapukała trzy razy.Ze środka doleciał męski głos, niski i spokojny: Proszę wejść.To był Aaron.Kobieta weszła bez wahania, mnie zatrzymała w progu perspektywa ponownego spotkaniaz Aaronem.Poczułam nagły przypływ złości, gdy uświadomiłam sobie, że to właśnie przez niegoczułam się w dzieciństwie żałosna i bezradna.Siedział za dużym cedrowym biurkiem, pod ścianami ciąg- nęły się regały pełne książek, zajego plecami znajdowało się okno, które prawdopodobnie wychodziło na ocean.I tu masywnecedrowe belki podpierały strop, a w rogu palił się ogień w przytulnym kominku.Po lewej znajdowały się kolejne drzwi, prowadzące zapewne do jego prywatnej kwatery.Odrazu wyobraziłam sobie, co tam robił z młodymi dziewczętami, i aż zrobiło mi się niedobrze natę myśl.W końcu popatrzyłam na niego, na człowieka, którego moje myśli omijały przezdziesięciolecia.Przyglądał mi się badawczo z dłońmi złożonymi w pozie zadumy, z przyjaznymuśmiechem na ustach, jakby zobaczył swoją dawną dobrą znajomą.Był ubrany w granatowysweter i chyba zwykłe dżinsy.Twarz miał pomarszczoną, ale wyglądał zdrowo, odznaczał sięintensywną opalenizną.Widocznie minione lata mu służyły. Zostawię was samych powiedziała kobieta, po czym wyszła i cicho zamknęła drzwi.Aaron wstał i sam widok rosłego mężczyzny górującego nade mną sprawił, że znówpoczułam się jak dziecko.Wyprostowałam się odruchowo, przypominając sobie, że nie jestemjuż bezbronną dziewczynką, chociaż nie mogłam powstrzymać dygotania kolan. Nadine, jak to miło, że mnie odwiedziłaś.%7łołądek podszedł mi do gardła zarówno na brzmienie tych słów, jak i tonu zażyłości. Nie przyjechałam na spotkanie z tobą.Przyjechałam, żeby zapytać o moją córkę.Pokiwał głową, unosząc złożone dłonie do ust i świdrując mnie przenikliwym wzrokiem.Zmusiłam się, żeby wytrzymać jego spojrzenie, a jednocześnie zepchnąć w niepamięć towszystko, do czego mnie kiedyś zmuszał.Ale nie mogłam zapomnieć dotyku jego skóry,wilgotnej i zimnej od bliskości rzeki. Ach, tak, Lisa.Sprawuje się znakomicie, odnajdując na nowo swą duchową ścieżkę.Byłabardzo rozgniewana w głębi duszy. Pokręcił głową.Przeszyło mnie ukłucie gniewu połączonego z paniką.A więc była w centrum, a ondokładnie wiedział, że jest moją córką, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że specjalniewziął ją na cel.Miałam ochotę pięściami zetrzeć ten chytry uśmieszek z jego gęby.Ale była tumoja córka i gdybym go czymś zdenerwowała, mógłby w ogóle nie chcieć dalej ze mnąpertraktować. Chciałabym z nią porozmawiać.Proszę. Przykro mi, ale to nie byłoby dla niej dobre.Obecnie koncentruje się na swoimuzdrowieniu.Kolejne ukłucie złości. A może byśmy zostawili tę decyzję jej samej? Lisa mnie przekazała duchowe kierownictwo nad sobą. Jestem jej matką. Ale czy na pewno jesteś dla niej odpowiednią matką? Niemal fizyczny ból o mało niezwalił mnie na kolana.Musiał zauważyć skurcz, jaki przebiegł mi po twarzy, musiał odgadnąćmój wstyd. Nie wątpię, że sama zadawałaś sobie to pytanie.Jak to się stało, że obrałaniewłaściwą drogę? %7łe całkiem utraciła ducha? Pokręcił głową. Taka piękna dziewczyna,taka bogata duchowo, ale tak bardzo przeszyta bólem. Postukał się w pierś. Musi się od niegouwolnić.Dopadło mnie odrażające wspomnienie: Jego dłonie wsuwające mi się pod sukienkę i tengłos szepczący do ucha: Musisz się uwolnić od tego strachu, uwolnić swoje ciało.Zrobiłam krok do przodu. Jeśli jej chociaż dotknąłeś. Nic mi nie zrobisz. On także zbliżył się o krok. Lisa jest gotowa na duchowąświadomość, chętnie uczyni wszystko, co będzie konieczne.A ty? Moja dusza nie wymaga ocalenia, w przeciwieństwie do twojej.Dobrze pamiętam, doczego mnie zmuszałeś, gdy byłam dzieckiem. Wiem.Zgłosiłaś to na policji.Niczemu nie zaprzeczał, ale i niczego nie potwierdzał. I będę dalej składała wyczerpujące zeznania.Szerokim gestem omiótł pokój. Jak widzisz, nic się nie stało.Nadal tu jestem. Wciąg- nął głęboko powietrze, uniósłwysoko obie ręce, wypuścił powietrze w długim, powolnym wydechu, po czym na krótko złożyłdłonie na wysokości serca, wreszcie opuścił ręce wzdłuż boków.Spojrzał na mnie z miną pełnąwewnętrznego spokoju. Zwiatło bez przerwy obserwuje.I wie, że nie zrobiłem nic złego. Złem jest dotykanie nieletnich dziewcząt. Gdyby to, co mówisz, było prawdą, policja już by mnie aresztowała.Bezradność doprowadzała mnie do szału.Był na tyle sprytny, iż podejrzewał, że mogę byćwyposażona w podsłuch, dlatego odpowiednio wyważał swoje odpowiedzi. Zostałaś lekarką dodał. Musiało ci być bardzo ciężko po śmierci twojego męża.Skąd wiedział o mnie tak dużo? Czyżby od Lisy? Na samą myśl, że mogli o mnierozmawiać, i co mogli o mnie mówić, ogarnęło mnie przerażenie, ale ugryzłam się w język. Lisa powiedziała mi, że nie wierzysz w życie po śmierci, bo inaczej nasi bliscy składalibynam wizyty.Ale to, że nie możesz czegoś zobaczyć, nie oznacza jeszcze, że tego nie ma.Nie miałam ochoty wdawać się z nim w tę grę. Chciałabym porozmawiać z moją córką.Uśmiechnął się, po czym podniósł słuchawkę i rzekł miękko: Proszę przyprowadzić do mnie Lisę Lavoie.Dziękuję.Odłożył słuchawkę i powiedział: Stań bliżej kominka, wyglądasz na przemarzniętą.Poraziło mnie inne wspomnienie.Po powrocie z kąpieli w rzece przyszliśmy do ogniska, onowinął mnie swoim ręcznikiem kąpielowym i posadził sobie na kolanach.Zauważyłam, że mojamatka odwróciła wzrok.Czyżby wiedziała? Ta ewentualność wprawiła mnie w osłupienie.Nie ruszyłam się z miejsca, stwierdził więc: Nigdy mi nie ufałaś, chociaż nie rozumiem dlaczego.Zawsze troszczyłem się o ciebiei uważałem, że jest między nami niezwykła więz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]