[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogła zapomnieć tego, co widziała na nadbrzeżu Barce-lonety.Mimo czynionych wysiłków wciąż miała w oczach bolesny widok Joana Dolguta trzymającego w objęciach tamtą kobietę.Chociaż próbowała, nie mogła go znienawidzić.Aninawet pozostać obojętną na to, jaki los spotka jej pianistę.Wciąż była zakochana, może nawet jeszcze bardziej.Mimo żewszystko pogrzebała, serce nie umiało zrezygnować z uczuciai ukryło je głęboko.Wbrew sobie była skazana na to, by kochaćjuż na zawsze.Jaume Villamarf zaczął bywać w domu na Chapinero dosyćregularnie, przezornie nie ujawniając swoich prawdziwych intencji.Zawsze znalazł jakieś usprawiedliwienie.Niekiedy byłyto partyjki szachów z Benjaminem, rozgrywane z początku dlazabicia czasu, a pózniej przemienione w prawdziwe batalieo niewyobrażalne wygrane; kiedy indziej błahe spotkania z paroma członkami klubu Country przy rozgrzewającej whisky i cygarach, gdzie wymyślano turnieje golfowe, które nigdy nie dochodziły do skutku.Przywiezionymi z Hiszpanii płytami Jaumezdołał przekonać do domowego słuchania oper całą rodzinęUrdanetów, z wyjątkiem Pubenzy, która od czasu tego, co wydarzyło się w Cannes, żyła zamknięta w swoim pokoju.Tewyrafinowane nocne sesje, urządzane w wielkim salonie, przeciągały się niekiedy do rana, a arie śpiewane dzwięcznymi głosami przenikały przez ściany i mury i sprawiały, że zakwitałykwiaty w ogrodach sąsiadów.360Soledad w dalszym ciągu myślała, że ten kulturalny mężczyzna o wykwintnych manierach byłby idealnym narzeczonymdla Pubenzy.Chciałaby, żeby jak najszybciej zabrał kuzynkę dosiebie, żeby nie musiała jej oglądać nigdy więcej, gdyż przypominała jej chwile szczęścia i rozpaczy, niebo i piekło.Znowuzaczęła obwiniać ją o swoje nieszczęście.Gdyby jej pomogła,teraz Joan na pewno byłby przy niej.Ale ona zostawiła ją samą,bez żadnego oparcia.Gdzie się podziała cała ta siostrzanamiłość", o której ją zapewniała, jeśli w chwili, kiedy najbardziejtego potrzebowała, odwróciła się od niej plecami? Nie miała zamiaru już nigdy się do niej odzywać.Matka daremnie używała wszelkich sztuczek, żeby je ze sobą pogodzić.Wydawało się, że im bardziej nalega, tym większaprzepaść je dzieli.Pewnego dnia Soledad zagroziła:- Daj spokój, mamo.jeśli nie chcesz mnie stracić.Od tego czasu Soledad Mallarino postanowiła nie przejmować się, że dziewczęta ze sobą nie rozmawiają, i cały swój sprytskierowała na przekonywanie córki do zalet Katalończyka.- Klin wybija się klinem, Soledad.- Ty znowu o tym klinie, mamo?- Zachowujesz się jak dziecko.- Bo nie myślę jak ty?- Miłość to nie to, co się ogląda na filmach.Trzeba kochaćz głową, córeczko.- W takim razie po co mam serce?- To serce przyniosło ci same problemy i nic więcej.Niesądzisz, że już czas, żeby zaczął działać rozum?- Rozum jest zimny, mamo.Jak możesz mi coś takiego polecać? Naprawdę chcesz mojego szczęścia?- Jaume Villamarf jest poważnym człowiekiem.- I ja też; dlatego nie chcę go oszukiwać.- Pokochasz go.- To niemożliwe, mamo.- To samo ja mówiłam o twoim ojcu.i popatrz na nas.- Nie rozśmieszaj mnie.Jeżeli między wami jest miłość.towolę iść do klasztoru.361- I pozwolić, żebyśmy umarli z żalu?- Myślisz tylko o sobie.Czy choć raz w życiu ty i ojciec pomyśleliście o mnie?Przez następne półtora roku Jaume Villamarf niepostrzeżeniestał się jeszcze jednym członkiem rodziny.Soledad Mallarinouwielbiała go, Benjamin szanował i nawet służba zaczynaław nim widzieć idealnego zięcia, o którym tyle mówił ich pan.Zawsze było dla niego miejsce przy stole i mimo że bywał takczęsto, nigdy dla nikogo nie stał się męczący.Nawet dla Soledad, która go nanie jako narzeczonego, co to, to nie.Musiało nastąpić historyczne trzęsienie ziemi, ryk niezadowolenia i nienawiści, który jak wrząca lawa porwał ze sobą wielu mieszkańców Bogoty, w tym członków rodziny UrdanetaMallarino, żeby Soledad, wbrew swojej woli i postawiona w sytuacji bez wyjścia, pokochała kupca bławatnego.Tego ranka,w piątek 9 kwietnia 1948 roku, Soledad zerwała się z łóżkaprzerażona.Koszmar senny, pełen krwawych scen niemożliwych do odtworzenia w szczegółach, wypędził ją do ogrodu,gdzie snuła się zawieszona między snem a jawą.Nie wiedziała,co czuje, ale w lodowatej porannej mgle unosiła się proroczaatmosfera nieszczęścia.Nie mogła już zasnąć, wzięła prysznic i próbowała ułożyć sobie plan na cały dzień.Nadal śpiewała w kościele, a teraz z chórem kościoła SanFrancisco przygotowywała Wielką Mszę Haydna, która miałabyć wykonana w pierwszą niedzielę maja na rozpoczęcie miesiąca maryjnego.Pojechała tramwajem mimo sprzeciwów matki, która swojądorosłą córkę wciąż traktowała jak dziecko i nalegała, by tanadal pozwalała się wozić rodzinnemu szoferowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]