[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieraz mnie przyprowadził tymdo niecierpliwości, alem się powstrzymywać musiała, starając się tylko, ażebyjak najmniej byli z sobą sam na sam.Szczęściem ta natura poczciwa Zdzisianie mogła przyjąć zarazy. Ale go trzeba było odprawić przerwał prezes. I byłabym to uczyniła westchnąwszy rzekła hrabina, gdyby nie to, żeznowu poczciwy stary profesor, o ile zacny, dobry, przywiązany do nas, a jużZdzisia gotów nosić na ręku, prawdę powiedziawszy wiele rzeczypozapominał.%7łabicki bardzo zdolny.Zdziś przy nim wiele korzystał. No i dziś to wszystko już skończone, dorzucił prezes, bo nie będzie więcejpotrzebny.Hrabia pojedzie do uniwersytetu. Samego nie wyprawię, za młody jest, dodała żywo hrabina, %7łabickiniepotrzebny, ale profesora myślę zatrzymać i prosić, ażeby z nim choć na rokpojechał, choćby tylko dla towarzystwa. Bardzo słusznie! potwierdził prezes o! już to serce hrabiny! anielskie jejserce. Bardzo słusznie, odezwał się uniżenie ksiądz kanonik lepszego wyboruuczynić było trudno. Myślę, że profesor mi nie odmówi tego.dodała hrabina. I ja sądzę.mówił prezes.%7łabickiego pożegnać! A tak! zawczasu cieszę się ta myślą cicho szepnęła hrabina stał mi się ztą swą ponurą twarzą i milczącym posępnym obliczem, niewypowiedzianieciężkim.Obawiałem się wpływu jego we dworze.Chciał mi zaraz na wsiachszkółki zakładać, chłopców, kredensowych uczył czytać, wdawał się wrozmowy, obałamucał ludzi.Wszystko by to było mniejsza jeszcze alenajgorzej, że przy Zdzisiu z takimi nieraz wyjeżdżał ideami!.No i maniery jakieś rubaszne. To są owoce nowszych systemów i doktryn dokończył ks.kanonik.Takich to dziś ludzi wychodzi mnóstwo.i zaraza wolnomyślności się szerzy.Profesor powinien był oddziaływać. I nic się złego nie stało, boć i ja byłam na straży, i zawczasu Zdzisiaostrzegłam.Chciał z niego zrobić.jakiegoś demokratę.namawiał go nawet,żeby się nauczył jakiego rzemiosła.Oburzyłam się na to niezmiernie, musiałamjuż sama wystąpić, i przecie dał pokój.Prezes ruszał z politowaniem ramionami, ale nie odzywał się wcale.Ukazaniesię panny Róży we drzwiach było znakiem do przejścia na herbatę.Hrabinapodała rękę prezesowi, kanonik poszedł sam z powagą razem i elegancją, októrej nigdy nie zapominał.W salonie zastali już profesora, %7łabickiego, pannę Różę, którą prezes znającystosunki domowe, powitał z niezmierną grzecznością, wreszcie Zdzisia jakzawsze uśmiechniętego i promieniejącego młodością.Ku tej nadziei przyszłościzwracały się nie tylko oczy matki, ale całego towarzystwa; on stanowił ognisko,około którego krążyły uczucia i myśli przytomnych.Chłopiec dobrze o tymwiedzieć musiał, ale poczciwa w istocie natura nie dozwalała wzbić się wdumę.Matce szło o to, aby mu się dać popisać z dowcipem przed prezesem.Naprowadziła rozmowę na uniwersytet i wybór przyszłych studiów. Ja byłbym za tym odezwał się prezes, wiedząc, że zdanie jego zpewnością dobrze będzie przyjętym, aby kochany nasz pupil szedł w tym zainstynktem własnym, za nieomylną wskazówką natury. Niech sam wybiera szybko dodała matka: byle nie coś obrzydliwego.Matematyka jest sucha, męcząca, to nie dla niego, nadto ma wyobrazni i sercamój Zdziś już nawet nie wspominam o medycynie, bo to ohydna rzecz.Dlaciekawości nawet nie pozwoliłabym nigdy! nigdy! Prawnikiem też nie będziepewnie.na co mu to?. Zostaje literatura rzekł kanonik najwłaściwsza! historya, języki. A! on tak poezje lubi!., zawołała matka.Wszyscy patrzali na Zdzisia, którysię łagodnie uśmiechał. O! to pewno, że literaturę bym przeniósł nad inne przedmioty. Jam to dawno przewidział szepnął profesor.%7łabicki milczał mieszając herbatę łyżeczką.Kanonik, który naprzeciw niegosiedział, spojrzał nań jakoś wywołująco jego zdanie. Pan także tak sądzi? rzekł cicho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]