[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Francuzi nigdy nie dbali o to,żeby były stemple tak jak Anglicy.Nie uwierzyłabyś, jakie tam są szczegóły: są imitacjewinogron z maleńkimi, zakręconymi wąsami, widać nawet parę małych robaczków, wi-dać też, w których miejscach szkodniki wygryzły liście, a wszystko jest jak dwie trzecieprawdziwej rośliny.Nie chcę go tu zawieszać, nie chcę, żeby wisiał na oczach wszystkich,dopóki nie zainstalują mi niezawodnego alarmu przeciwwłamaniowego; chociaż wła-mywacze nie lubią obrabiać domów takich jak ten, z jednym wejściem, oni lubią miećwyjście awaryjne.Oczywiście to mnie nie zabezpiecza na sto procent, bo oni stają sięcoraz bezczelniejsi, narkotyki doprowadzają tych sukinsynów do desperacji, narkoty-ki i ogólny brak szacunku dla czegokolwiek; słyszałem o ludziach, którzy wyszli z do-mu na pół godziny i zostali obrobieni na czysto; oni sprawdzają, jakie człowiek ma za-jęcia, sprawdzają każdy jego ruch, człowiek jest obserwowany, tego można być pewnymw tym społeczeństwie, tak dziecino, człowiek jest obserwowany.71Aleksandra nie była świadoma własnych reakcji na ten potok wymowy, choć bezwątpienia wydawała z siebie jakieś grzeczne pomruki, idąc w pewnej odległości za nimi obawiając się, że ten olbrzym, kręcąc się i gestykulując, przypadkiem ją uderzy.Byłpodniecony i wylewnie się przed nią chwalił, a ona patrzyła na jego ciemną sylwetkęi równocześnie była świadoma jakiejś czającej się za nią nagości, świadoma była nędz-nego wyglądu pustych kątów i pozbawionych dywanów porysowanych podłóg, popę-kanych i spaczonych sufitów, nietkniętych od dziesiątek lat boazerii, na których niegdyśbiała farba pożółkła i obierała się, i eleganckich, ręcznie drukowanych panoramicznychtapet odstających w kątach i w miejscach, gdzie były wyschnięte szwy.Prostokątnei owalne plamy na ścianach przypominały o malowidłach i lustrach, które stąd znik-nęły.Wbrew całej jego gadaninie o nierozpakowanych wspaniałościach, w pokojachwidać było poważne braki, jeżeli idzie o umeblowanie; Van Horne miał potężny in-stynkt twórczy, jednak wydawało się, że posiada tylko połowę potrzebnych surowców.Aleksandra pomyślała, że to rozczulające i zobaczyła w nim coś z samej siebie, tworzą-cej monumentalne posągi, które można było trzymać w dłoni. A teraz zobacz powiedział gromkim głosem, jak gdyby chciał zagłuszyć jej my-śli to jest pokój, który chciałem ci pokazać.La chambre de resistance.Był to długi salon ze wspaniałym kominkiem obrzeżonym kolumnami jak fasa-da świątyni smukłymi kolumnami jońskimi podpierającymi gzyms, nad którymogromne ukośnie wiszące lustro odsyłało w głąb pokoju cętkowaną wersję jego wielko-pańskiej przestrzeni.Aleksandra spojrzała na swoje odbicie, zdjęła chustę i potrząsnę-ła głową tak że włosy nie zaplecione dzisiaj w warkocz i wciąż mające w sobie lep-ką falistość spadły jej na plecy.Przedtem jej głos, wychodzący z jej przestraszonychust, zabrzmiał młodziej, a teraz ona sama wyglądała młodziej w tym starym, wyrozu-miałym lustrze.Lustro było z lekka przechylone.Patrząc w nie, Aleksandra podnosiłagłowę i była zadowolona, że nie widać jej podwójnego podbródka.W lustrze wiszącymw łazience w domu wyglądała okropnie; patrząc w nie, widziała czarownicę z popęka-nymi wargami, dołkiem na czubku nosa i popękanymi żyłkami na przegrodzie noso-wej.Tak, w lustrze łazienkowym wyglądała okropnie, a we wstecznym lusterku swoje-go subaru, w które ukradkiem rzuciła okiem, zobaczyła widok jeszcze gorszy: jej twarzmiała kolor trupi, wzrok był dość błędny, a pojedyncza, zabłąkana rzęsa leżała jak nóżkachrząszcza na dolnej powiece.Będąc małą dziewczynką, Aleksandra wyobrażała sobie,że za każdym lustrem siedzi inna osoba i czeka, żeby z niego wyjrzeć, wyobrażała sobie,że za każdym lustrem kryje się inna dusza.Jak wiele naszych dziecięcych strachów, tenokazał się w pewnym sensie prawdziwy.Van Horne ustawił przy kominku kilka nowoczesnych, wyściełanych foteli kształ-tem przypominających pudla, a także dużą sofę z czterema poduszkami.Wszystkie tesprzęty były najwyrazniej solidnie podniszczonymi uciekinierami z jego nowojorskie-72go mieszkania, jednak pokój w większości umeblowany był dziełami sztuki, wśród któ-rych znajdowały się i takie, co zajmowały część podłogi.Był tam ogromny, na wpół na-dmuchany winylowy hamburger w jaskrawych kolorach.Była biała, gipsowa kobietaprzy prawdziwej desce do prasowania z prawdziwym wypchanym kotem, ocierającymsię o jej kostki.Był też pionowy stos kartonów po zmywakach Brillo, który przy bliż-szym przyjrzeniu okazywał się zrobiony nie z lekkiej zadrukowanej tektury, ale ze skru-pulatnie zadrukowanych techniką sitodruku osadzonych sześcianach z czegoś trwałe-go i nieruchomego, a także neonowa tęcza, nie włączona do kontaktu i domagająca sięodkurzenia, Van Horne poklepał wyjątkowo brzydki assemblage, przedstawiający nagąkobietę leżącą na plecach z rozrzuconymi nogami; został on spreparowany z drucianejsiatki z sześciokątnymi oczkami, spłaszczonych puszek po piwie, starego porcelanowe-go nocnika, z którego zrobiony był brzuch, kawałków chromowanego zderzaka samo-chodowego oraz paru sztuk bielizny usztywnionych lakierem i klejem.Twarz kobie-ty, patrząca prosto w górę, w niebo czy w sufit, była twarzą gipsowej lalki takiej, jakąAleksandra bawiła się w dzieciństwie, twarzą z oczami w kolorze chińskiego błękitui cherubinkowatymi, różowymi policzkami, wyciętą i przytwierdzoną do bloku drewnapomalowanego kredkami i przedstawiającego włosy. Oto dzieło geniusza powiedział Van Horne, wycierając sobie kąciki ust dwomapalcami takim ruchem, jaki wykonuje się szczypiąc Kienholz.Kienholz, czyli Marisolz jajami.Wiesz, ta dotykalność.Nie ma niczego monotonnego ani z góry zadecydowa-nego.Jest to rodzaj twórczości, jaką ty powinnaś uprawiać.Bogactwo, Vielfaltigkeit, noi wiesz, ta wieloznaczność.Nie obraz się, droga przyjaciółko, ale ty z tymi swoimi lalecz-kami śpiewasz ciągle na jednym tonie. To nie są żadne laleczki, a ta rzezba jest ohydna.To szydzenie z kobiet powie-działa powoli, czując, że jest rozlazła i rozkojarzona.Nastrój ten pasował doskonale do tej chwili.Aleksandra miała wrażenie, że szybu-je, że świat przepływa przez nią albo że to ona porusza ten świat; ogarnął ją kosmicznychaos, taki jak ten, który następuje, kiedy pociąg rusza ze stacji, a nam wydaje się, że toperon się cofa. Moje małe cycuszki nie są szyderstwem.Chcę, żeby były pełne ciepła powie-działa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]