[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnym razem przywiózł pstrokaty materiał w różowe kwiatki nazasłony.Nie miałam nic przeciwko temu, by rozwijał się artystycznie,ale patrząc na ten jaskrawy, kolorowy pokój, stwierdziłam, że lepiejniech jego twórczość ograniczy się do produkcji dzieci.Latem wróciła ciotka Rhea - była zachwycona, widząculepszenia w naszym gospodarstwie domowym.Podobały jej się noweokna i ogólnie uważała, że niezle sobie radzimy.Była pod szczególnymwrażeniem pomysłowości Verlana.Zamocował na dachu domumetalowy zbiornik i napełniał go wodą, którą taszczył po drabinie wpiętnastolitrowych wiadrach.Woda ogrzewała się na słońcu i mogliśmybrać prysznic.Ponieważ zbiornik był niewielki i ciężko było gonapełniać, musieliśmy przy kąpieli przestrzegać specjalnych zasad -najpierw można było się zmoczyć, potem zakręcić wodę, namydlić się idopiero spłukać. Właśnie tak postąpiła ciotka.Krzyczała zza drzwi, że woda jestcudowna i ciepła.To prawda - ciepły prysznic był wspaniały.Zakręciławodę, by się namydlić, jak trzeba.Parę sekund pózniej usłyszeliśmy jejzrozpaczony głos:- Niech ktoś mi pomoże! Skończyła się woda! Nie mogę sięspłukać!Zawołałam Verlana, który szybko pobiegł po wodę do studni.Wspiął się na dach i wlał jedno wiadro wody do zbiornika.Krzyknął:- Dobra, już jest woda!Nigdy nie zapomnę wrzasku ciotki, która znienacka znalazła siępod strumieniem lodowatej wody.Verlan wlał szybko do zbiornikaczajnik wrzątku, żeby ciotka mogła dokończyć mycie.Nawet te skromne luksusy nie trwały jednak długo.Pierwszy,czteropokojowy dom, w którym wszyscy zamieszkaliśmy, okazał się zaciasny dla Verlana, trzech żon i czwórki dzieci, z których dwoje byłocałkiem malutkich.Do tego Lucy miała urodzić w kwietniu.Verlanwięc zgodził się, żebym wyprowadziła się do drugiego,niewykończonego domu.Zamontował szyby w oknach i byłam zachwycona, robiąc tamgruntowne porządki.Wreszcie ja i Donna będziemy mieć dla siebie całetrzy pokoje.Przyjechał mój nowy stół i krzesła i Verlan piękniepomalował je na biało.Farby wystarczyło jeszcze na stary, sfatygowanykredens, odziedziczony po jego m^ce.Verlan tu i ówdzie podreperowałgo przy użyciu paru gwozdzi, i teraz lśniący świeżą, białą farbą mebel wyglądał jak nowy.Wypełniłam go garnkami i talerzami użyczonymitakże przez jego matkę.Następnie Verlan odjął od starej miotły kij i zwiesił go na druciepoziomo z sufitu - tak powstała szafa na moją skromną garderobę.Niebardzo natomiast podobał mi się piecyk, który zorganizował dla mnieVerlan - strasznie dymił.Nie miałam też piekarnika, ale w każdej chwilimogłam przejść te parę metrów do Charlotte i tam coś upiec.Zciany wewnętrzne mojego domu były natomiast z surowejgliny.Nie było żadnego tynku ani farby.Nie miałam obrazków,bibelotów, nawet lustra ani zegara.Nie miałam zlewu w kuchni anibieżącej wody.Lecz w końcu byłam sama.I wolna.Po raz pierwszy odzawarcia małżeństwa, czyli od dwóch lat, mogłam mieć dla siebiemojego męża.Mogłam go przytulić i powiedzieć, co tylko chciałam,bez obawy, że ktoś podsłuchuje.Nie trzeba było szeptać.Nie musiałamwciąż się pilnować.Mogłam śmiać się, żartować i być sobą.Przedewszystkim zaś nie musiałam dzielić łoża z innymi żonami.Spędziłam w niebie całe pięć dni.Potem przyszedł Verlan ipowiedział, że ostatnio dużo myślał.To oznaczało kłopoty.Oznaczało,że inne żony zaczęły protestować i że dostanie mi się mniej.- To nie fair, żebyś mieszkała sama.Taki przywilej pierwszynależy się Charlotte.- Do diabła - zaprotestowałam - ona mieszkała z tobą samaprzez pierwsze dwa lata, zanim ja za ciebie wyszłam.Ja nigdy niemiałam ani trochę prywatności.Teraz moja kolej.Nawet nie mogłamcię jeszcze dobrze poznać! - Oj, daj spokój.Nie może po prostu być tak, że tam mygnieciemy się razem w szóstkę, a ty jesteś tutaj sama z Donną.Prócztego Lucy mówi, że wolałaby mieszkać z tobą.Wybuchłam:- Czego jeszcze chcesz?! Zmusiłeś mnie, żebym wyraziła zgodęna twój ślub z Lucy.Potem błagałeś, żebym przyjęła ją do domu.Udałoci się wepchnąć ją do mego łóżka.A teraz chcesz, żeby się do mniewprowadziła.Na stałe? Na resztę życia? Odmawiam.Verlan, to niemoja żona, tylko twoja.Więc ty coś wymyśl.Zaczął się ze mnie śmiać i próbował też mnie rozśmieszyć.- To ty połączyłaś nasze dłonie.Teraz ona ma prawo być tam,gdzie ja.- Więc idzcie oboje do piekła! - wrzasnęłam.- Każda decyzja,którą wspólnie podejmujemy, dotyczy jakiejś innej żony!Próbował dalej mnie namawiać:- Mógłbym dołożyć trochę gliny i przedłużyć dach z tyłu domu,od strony spiżarni, żeby Lucy miała tam sypialnię.Co o tym sądzisz?- Daj mi chociaż jeden własny pokój! Będę w nim siedzieć, jeślitylko będzie mój własny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •