[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pobliskiej pólce staly kolejne flaszki, wesole w swej pelnosci - i w zasiegu reki.- Daj juz spokój, Azzie - zagail Babriel.- Dales znakomite przedstawienie podczas Zawodów.Nie liczysie zwyciestwo, czy przegrana, ale to, jak grales.- Mylisz sie calkowicie - odparl Azzie.- Wazny jest tylko wynik.To, jak grales, nie ma najmniejszegoznaczenia.Babriel wzruszyl ramionami. - Hm, tak.Odmienne zasady, odmienne duchowe imperatywy, jak sadze.Tak czy owak, naprawdepowinienes przestac pic, staruszku.Daj, pomoge ci wstac.Babriel wyciagnal ramie w strone Azziego, który chwycil je jedna reka, a pazurami drugiej usilowalrozszarpac.Aniol zwinnie odparowal cios i pomógl Azziemu stanac na nogi.- A tak na marginesie, staruszku - zapytal - jakie to ma naprawde znaczenie, kto wygral?Azzie zagapil sie na niego.- Czy ja dobrze slysze?- Oczywiscie.Mam na mysli to, ze jako Istoty Swiatlosci i Ciemnosci musimy byc dalekowzroczni.Obaj sluzy my zyciu i smierci, madrosci oraz wszystkim innym boskim silom.- Nie powinienem byl przegrac - upieral sie Azzie.- Ponioslem porazke, poniewaz nie mialem zadnejpomocy ze strony Sil Ciemnosci.Ty sam, Babrielu, mój przeciwnik, wspomagales mnie bardziej nizchlopcy z mojej wlasnej druzyny.To jest wlasnie glówny problem ze Zlem - ono nie wspólpracuje nawetz soba samym!- Nie bierz sobie tego tak mocno do serca, Azzie - rzekl Babriel.- Idziemy na obiad wydany z okazjiprzyznania nagrody; na pewno bedzie kupa smiechu.- O tak, niewatpliwie - stwierdzil ponuro Azzie.- Przeklete przyjecie! Wpadne tam za chwile.Wy idzciesami.- Mam kilka drobnych spraw, które powinienem wczesniej zalatwic.A jak stoja sprawy z gotyckajak-jej-tam?- Koncza dzwonnice - odparl aniol.Kiedy wychodzili, Babriel zwrócil sie do Ylith:- Wiesz, sadze, ze naprawde powinnismy sprawic Czarusiowi jakas przyjemnosc za to, jak wspanialeodegral swa role.- Znakomity pomysl - przyznala wiedzma.Azzie zazgrzytal zebami.Kiedy tamci wyszli juz na dobre, zawezwal Frike a.- Slyszales kiedys cos podobnego? - zapytal go.- Co takiego, panie?- Slyszales, co wychodzac stad, mówilo tych dwoje tak zwanych moich przyjaciól o cielecorozmarzonych twarzach? Cóz za nonsens! Pragna wynagrodzic Czarusia za dobra robote!Tak, panie - odparl Frike.- To bardzo smieszne.Ha, ha.- Tak tez sobie zaraz pomyslalem - zgodzil sie Azzie.- Do rzeczy.Mysle, ze i my mozemy wywdzieczycsie paniczowi Czarusiowi za zmiane tragedii w farse milosna, odbierajac mu zycie, które bylo moimpodarunkiem dla niego.Nie moge, niestety, zrobic tego osobiscie.Sa pewne zasady.Glupie, co prawda,ale zakazuja demonom napadac na ludzkie istoty i zabijac je bez zadnego powodu.- Och, to bardzo zle, panie - zmartwil sie Frike.- Tak, zawsze myslalem tak samo - zgodzil sie Azzie.- Ale wierze, ze jakos obejdziemy ten przepis.- Och, panie, jak tego dokonamy?- Frike - spytal Azzie - jak by ci sie podobalo, gdybys zamiast unizonym sluga, zostal dla odmianyrycerzem-mscicielem?- Brzmi niezle, milordzie - powiedzial Frike.- Tylko jak to zrobic?- Pozostalo nam wiele róznych czesci ciala - odparl Azzie - a ja jestem mistrzem w trudnej sztucerzezbienia ludzi.Polóz no sie na tamtej marmurowej plycie.- Panie, nie jestem pewien, czy to dobry pomysl.- Zamknij sie.Nie klóc sie ze mna.Pamietaj, iz równie latwo, co posture, moge ci zmienic i osobowosc.- Tak, panie, nie zapomnialem o tym.Frike ulozyl sie na stole laboratoryjnym.Azzie znalazl tymczasem skalpel i podostrzyl go o obcas.- Bedzie bolalo? - chcial wiedziec Frike.- Jasne, ze bedzie bolalo - odparl Azzie.- Anestezjologia nie zostala jeszcze wynaleziona.- Co nie zostalo wynalezione? Anacostam?- Niewazne.Zagryz mocno wargi, zabieram sie do ciecia.Rozdzial drugiKsiaze Czarus wychylal sie przez jedno z wysokich okien zaczarowanego zamku.Byl w dobrymnastroju i czul sie przyjemnie rozleniwiony.Milosc to daje czlowiekowi, przynajmniej na chwile, a Czarustrwal wlasnie w pierwszym jej porywie.Podczas gdy wygladal przez okno, w zaklopotanie wprawil go fakt, ze pewne drobne fragmenty i czescizamczyska poczely nagle znikac.Spojrzal ponownie w kierunku stajen.Polowa ich zdematerializowalasie dokladnie w momencie, kiedy patrzyl w inna strone.Przypomnial sobie, ze wkrótce beda zmuszeniopuscic to miejsce; zamkowi nie bylo pisane stac tutaj po wieczne czasy, a trzymajace go w kupiezaklecia rozprzegaly sie na wyprzódki.- Kochanie! Zejdz na dól! Nasi goscie pragna sie z toba przywitac.Glos Scarlet nadlecial z glebi klatki schodowej do sypialni, gdzie jak sie mogla tego spodziewac, Czarusmizdrzyl sie przed lustrem.Lubil, by jego ubrania wygladaly na nim dobrze.Wiedzial, ze to przyjeciestanowi dla Scarlet wielkie wydarzenie, poniewaz wreszcie nadszedl czas, kiedy mogla zaprosic na balKopciuszka i pozostalych ksiazkowych bohaterów.Czarus nie byl do konca przekonany, czy mu siepodoba, ze wszyscy jego przyjaciele sa wytworami plebejskiej wyobrazni, ale wygladalo na to, ze niejest to zle.Interesowal go sposób dzialania zaczarowanego zamczyska.Z miejsca, w którym stal, widzial sporyodcinek drogi prowadzacej pod jego mury.Nagle ich czesc przepadla - zdematerializowaly sie kamiennechimery splywajace z blanków.- Czarus! - nawolywala Scarlet - Gdzie jestes?W jej glosie pojawil sie slad rozdraznienia i do mlodzienca dotarlo, ze niezbyt dobrze zna swa ukochana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]