[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabe zawsze potrafił ją zranić swoim bezwzględnie prak-tycznym podejściem do życia, ale znosiła to.dzięki owe-mu dystansowi, dzięki miłości do Damona.Ale to się skoń-czyło.Aż się bała zadać sobie pytanie: dlaczego? Wiedziałajedno: Gabriel stanowił dla niej niebezpieczeństwo, zagrażałczemuś, co było dla niej najważniejsze, a o czym nigdy munie powie.Nie tak zimnemu człowiekowi, jakim się dzisiajdał poznać.Zasnęła z tą myślą kołaczącą jej się w głowie.Gdy sięobudziła, było już za pózno.Gabriel niósł ją do swego łóżka,a ona obejmowała go ramionami.Jej własne ciało sprzenie-wierzyło jej się.- Co ty wyprawiasz?- Niosę cię tam, gdzie twoje miejsce.Usiadł na łóżku, trzymając ją na kolanach.- A jeśli ja w tym moim miejscu nie chcę być? - zapytała.W odpowiedzi pocałował ją, a jej świat zawirował.Przy-115SRwarła do niego, jakby się ratując przed sztormem, a ciało Ga-be miał silne, zapewniające bezpieczeństwo.Co oczywiściebyło kolejnym złudzeniem.Cofnęła głowę i spojrzała na jego surową męską twarz.Krew pulsowała w każdym skrawku jej ciała.- Nie lubię cię teraz.Owo szczere wyznanie nie speszyło go.- To nieważne - rzekł.- Ważne, że wciąż mnie pragniesz.Całował jej szyję, podczas gdy dłoń pieściła jej udo.Zebrała siły i próbowała go odepchnąć, ale on tą swojądużą ręką, która tak dobrze znała jej pragnienia, przytrzy-mał ją.- Nie można tak! Nie wolno.Położył ją na łóżku, objął wspartą o jego ramiona i poca-łował.Kusząco, delikatnie.Zniewolił ją mocą swej seksual-ności, uwięził.- Można - odparł.- Aączy nas namiętność.To wystarczy.Tocząc walkę z własnymi zmysłami, powiedziała coś, cze-go powiedzieć nie powinna.Szepnęła właściwie, nie wiedząc,czy on usłyszy.- A miłość?Wsparł się na łokciach i rzekł:- Miłość jest dla idiotów.Były to ostatnie wypowiedziane przez nich słowa, bo za-raz potem ich ciała przejęły wszelkie funkcje, jakie stanowiąo życiu, zaspokajaniu nieustannego głodu uczuć.Jess, choćoszołomiona tym, co Gabe czynił, choć chłonęła rozkosz, ja-116SRką jej dawał, w pierwszej chwili zatrzymała się w pół drogi.Coś ją uderzyło, jakaś inna nuta w tej grze miłosnej.Nigdy jej nie uraził, nie zadał bólu, ale tej nocy przeszedłsamego siebie - jego troskliwość, czułość były jakieś inne.Pieścił każdy skrawek jej ciała, ale jakoś inaczej, z większymładunkiem uczuć.I to był dla niej kolejny krok w nieznane.Po tej nocy pełnej obezwładniającego piękna Jess sądzi-ła, że w ich kontaktach nastąpi jakaś zmiana, coś wynikniez tej nowej intymności.Gotowa była przyjąć tę zmianę, alemijały godziny i dni, a Gabe jakby się od niej coraz bardziejoddalał.Przygotowywał się wprawdzie do wystawy, czuwałnad przebudową stajni przed kolejnym sezonem, lecz mimowszystko Jess czuła, że w miarę upływu czasu więz międzynimi się rozluznia.To by jej jeszcze tak nie martwiło, gdyby nie stwierdziła,że Gabe unika rozmowy o dziecku.Najpierw nie miał cza-su iść z nią do lekarza na badania kontrolne.Nie przejęła siętym specjalnie, bo nie zaliczał się do tych mężów, którzy czu-wają nad każdym krokiem ciężarnej żonyBył jednak z dala, gdy podejmowała jakikolwiek tematzwiązany z dzieckiem.I nigdy jej o nic nie pytał.Myślała, żemoże jest przewrażliwiona, że to burza hormonów, co w cią-ży jest normalne.Lecz z drugiej strony czuła, że coś jest nietak, że to poważna sprawa.Ale wszelkie próby porozmawia-nia z nim o tym kończyły się fiaskiem.Jednak stosunki między nimi na ogół układały się dobrze117SRi nic nie zburzyłoby jej spokoju, gdyby któregoś wieczoruJess nie odebrała telefonu na linii służbowej.- Stacja Angel.Piła kawę, myślami będąc przy wystawie, która za tydzieńmiała zostać otwarta.Jeszcze jedna ważna data przypadaław najbliższą niedzielę, a Gabe jak na razie nawet się o tymnie zająknął.- To ty, Jess? - zapytała kobieta wesoło, choć głosem niecozachrypniętym.- Robisz teraz u Gabriela za sekretarkę?Kawa Jess nabrała nagle gorzkiego smaku.- Cześć, Sylvie, masz do mnie jakąś sprawę?- Chciałabym porozmawiać z Gabe'em - urwała i po chwilidokończyła: - Na pewno wiesz o zbliżającej się rocznicy.Dłoń Jess ścisnęła mocniej słuchawkę.- Miło, że dzwonisz - rzekła.- Nie mogłabym nie zadzwonić.Chyba niewiele osób znaprawdę.Ale ty znasz.Jess zdawała sobie sprawę, że Sylvie specjalnie jest wo-bec niej taka podła, lecz mimo to zabolało ją to.Gdy w gręwchodził Gabe, stać ją było na wszystko.A Gabe postanowiłnie dzielić się z żoną niczym, co miało jakieś znaczenie, cosię liczyło.W tej właśnie chwili wszedł i wziął od niej słuchawkę.- Cześć, Sylvie, Gabe z tej strony.Jess sięgnęła po swoją filiżankę i wyszła.Tym razem prze-mogła pokusę podsłuchania, co Gabe mówi.Usiadła na stop-niach ganku z tyłu domostwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]