[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czym się tak denerwujesz? - mruknęła, krzywiąc się trochę przyprzełykaniu.- Straciłeś dwie godziny, owszem, ale czy wiesz, ile ja zapłaciłamza ten kostium? I miałam go na sobie tylko dwa razy.- Mrugała pospiesznie,żeby się nie rozpłakać.Zack tymczasem prowadził ją do mieszkania.- Niezarabiam kroci.Musiałam jeść jogurt przez miesiąc, żeby go kupić, i to nawyprzedaży.A na dodatek nie lubię jogurtu.Zresztą, nawet gdyby udało się godoczyścić, i tak nie mogłabym go nosić po tym.Zack otworzył drzwi i weszli do środka.Przystanęła i usiłowała sięopanować.Na litość boską, o czym ja mówię! O jakimś kostiumie? Chyba tracęrozum.- No, dobrze.- Powoli wypuściła powietrze.- Odprowadziłeś mnie dodomu.Doceniam to.A teraz zostaw mnie samą.Zack rzucił teczkę na kanapę i ściągnął z niej płaszcz.- Siadaj, Rachel.- Nie.- Jeszcze jedna łza.Zaraz się rozpłacze.- Chcę być sama.- Kiedygłos jej się załamał, ukryła twarz w dłoniach.- O Boże, zostaw mnie.Wziął ją na ręce, usiadł na kanapie i posadził sobie na kolanach.Głaskałjej plecy, czuł gorące łzy na swojej szyi.Przytuliła się do niego.Zamknął oczy iszeptał jakieś bezsensowne słowa, które zawsze przynoszą ulgę.Rachel rozpłakała się serdecznie, ale wkrótce nad sobą zapanowała.Nieodpychała go.Cieszył się, że teraz nic już jej nie grozi.- Niech to! - Kiedy szok minął, oparła głowę na jego ramieniu.- Mówiłamci, żebyś poszedł.- Umówiliśmy się, nie pamiętasz? Spędzasz ten dzień ze mną.Przestraszyłem się, i to bardzo.- Ja też się najadłam strachu.- A jeżeli teraz wyjdę, będę musiał tam pójść, znalezć tego drania ipołamać mu kości.Powiedział to cicho, lecz Rachel poczuła ciarki na grzbiecie.- W takim razie lepiej zostań, póki ci nie przejdzie.Ja naprawdę czuję siędobrze.- Może i krew jest jego, ale siniaki są twoje.- Jak wyglądam? - Zmarszczyła czoło i dotknęła policzka.Zack roześmiał się wbrew sobie.- Nie wiedziałem, że jesteś taka próżna.- To nie próżność - powiedziała zdenerwowana.- Mam rano spotkanie.Ichyba nie muszę znosić tych wszystkich pytań.Ujął jej podbródek i odwrócił głowę.- Uwierz komuś, kto swoje przeszedł, kochanie.Będą pytania.Teraz niemyśl o jutrze.- Delikatnie dotknął ustami siniaka.- Czy masz herbatę? Miód?- Chyba tak.Dlaczego pytasz?- Skoro nie idziesz do szpitala, udzielę ci pierwszej pomocy.- Zsunął ją zkolan i oparł o poduszki.Na ich jaskrawym tle była jeszcze bledsza.- Poczekaj.Nie protestowała.Kiedy pięć minut pózniej Zack wyszedł z kuchni zfiliżanką gorącej herbaty, spała.Obudziła się oszołomiona.Gardło ją piekło i paliło.W pokoju byłociemno i cicho.Zdezorientowana, oparła się na łokciach i zauważyła, że ktośzasunął zasłony i przykrył ją jaskrawą kapą, którą matka zrobiła szydełkiemwiele lat temu.Jęknęła, odrzuciła kapę i wstała.No, trzymam się, pomyślała zsatysfakcją.%7łeby tylko przeszedł ten straszny ból w gardle!Powlokła się do kuchni.Ujrzawszy Zacka pochylonego nad kuchenką,wykrzyknęła:- Co ty tu robisz? Myślałam, że cię nie ma.- Jestem.- Zamieszał w garnku i dopiero wtedy odwrócił głowę.Policzkimiała lekko zarumienione, oczy mniej szkliste.Siniaki jednak pozostały.- Za-dzwoniłem do Rio, żeby przysłał nam trochę zupy.Możesz jeść?- Chyba tak.- Przycisnęła dłoń do brzucha.Umierała z głodu, ale nie byłapewna, czy coś przejdzie jej przez obolałe gardło.- Która godzina?- Trzecia.Spała prawie dwie godziny.Ze wzruszeniem pomyślała, że podczas gdyona odpoczywała, Zack krzątał się w kuchni.- Nie musiałeś zostawać.- Wiesz, twoje gardło lepiej by się poczuło, gdybyś tyle nie mówiła.Idzdo pokoju i siadaj.Posłuchała go.Zupa pachniała cudownie! Odsunęła zasłony i usiadła przymałym stoliku pod oknem.Z pewnym obrzydzeniem zdjęła żakiet i rzuciła gona podłogę.Gdy tylko zje trochę zupy, wezmie prysznic i przebierze się.Najwyrazniej Zack dobrze radził sobie w jej kuchni, bo za chwilę wszedłz pełną tacą.- Dziękuję.- Zauważyła, że gdy dostrzegł jej żakiet, oczy na chwilę musię zaiskrzyły.- Kiedy spałaś, przejrzałem płyty.Mogę coś puścić?- Oczywiście.Wzięła łyżkę i mieszała parującą zupę, podczas gdy Zack nastawiał płytęB.B.Kinga.- I mówią, że nic nas nie łączy.- Ukradłam ją Michaiłowi.On ma na szczęście eklektyczny gust.- KiedyZack usiadł naprzeciwko niej, zaczęła jeść.Zupa uśmierzyła trochę ból gardła.- Cudowna.Co w niej jest?- Nie pytam.A Rio nie mówi.- Będę musiała wymyślić jakiś sposób na tego Rio.Moja matka na pewnoby chciała przepis na coś takiego.- Skończyła zupę i sięgnęła po filiżankę zherbatą.Po pierwszym łyku otworzyła szeroko oczy.- Nie znalazłem miodu - powiedział łagodnie.- Ale znalazłem brandy.- Powinno podziałać na zakończenia nerwowe.- Ostrożnie upiła następnyłyk.- O to właśnie chodzi.- Sięgnął przez stół i wziął ją za rękę.- Lepiej?- Znacznie.Naprawdę mi przykro, że masz zmarnowaną niedzielę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]