[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego ten Lupin uwziął się akurat na Ossolineum? - dziwiła się bibliotekarka.-W Polsce jest wiele innych bibliotek bogatszych w inkunabuły.My słyniemy z rękopisów.Nasz zbiór inkunabułów to w zasadzie piętnastowieczne zbiory założyciela - Ossolińskiego,dary Stanisława Wronowskiego, radcy szlacheckich sądów lwowskich, oraz egzemplarzepochodzące z depozytów, to jest zbiorów Pawlikowskich z Medyki, Cieńskich,Chrzanowskich i Dzieduszyckich.- Nie o to chodzi - skrzywiłem się.- To jest gra, w której nie liczy się kalkulacja ściśledochodowa.To coś więcej.Wyzwanie.Być może rękopis Pana Tadeusza jest cenniejszy,ale nasz włamywacz ma swoją niezłomną zasadę i żelazną metodę.Polega ona na kradzieżyunikatowych inkunabułów z pierwszych polskich oficyn.- Dziwne.- Ale prawdziwe - dodałem.- Czy biblioteka jest dobrze strzeżona? - zmieniła temat panna Kruger.- Mamy strażników i nowoczesny system alarmowy sprzęgnięty z komputerem -wyjaśniła.- To trochę więcej niż większość bibliotek w kraju.Bibliotekarka oprowadziła nas po drugim piętrze, gdzie mieścił się jeszcze GabinetDokumentów %7łycia Społecznego.Na korytarzach stały gabloty wystawowe i katalogi.Wszystkich drzwi i zakamarków strzegły umieszczone na ścianie czujniki alarmowe.Zajrzeliśmy nawet do toalety, w której nie było miejsca na ukrycie się.Na pierwszym piętrzezwiedziliśmy Gabinet Grafiki i Magazyn Starych Druków mieszczący się tuż pod czytelniąDziału Starych Druków.- To pomieszczenie może stać się celem Lupina - przestrzegła panna Kruger.-Pierwsze piętro.Czy Lupin wejdzie od dziedzińca, czy od ulicy - pozostaje tajemnicą.- Jeśli w ogóle tutaj się włamie.- Tutaj - rzekła z naciskiem.- A to dlatego, że w zbiorach Ossolineum znajduje sięunikat De duobus amantibus , a Lupin ma wyrazną inklinację do unikatów.Tak, to dziwnytyp - uparty.Ale jest przy tym konsekwentny.- Muszę się z panią zgodzić - pokiwałem głową.- A teraz chcielibyśmy obejrzećrewersy wypełnione przez księdza Kamieńskiego - zwróciłem się do bibliotekarki.Pismo na rewersach potwierdziło nasze wczorajsze podejrzenia, że ksiądz Kamieńskibył prawdopodobnie Lupinem.Ale niewiele nam to dało.Wciąż nie wiedzieliśmy, kiedy i cozamierzał Lupin ukraść.Wyszliśmy na dziedziniec biblioteki i stanęliśmy przed studzienką będącą spuściznąpo byłym klasztorze.Spojrzałem na gołe konary dorodnego kasztana, jakbym chciał wjednym z siedzących na nich gawronów rozpoznać włamywacza.Krótka lustracja okienwychodzących na dziedziniec niewiele nam pomogła.Lupin musiałby nie tylko dostać się nadziedziniec z ulicy, ale i wdrapać się po martwych pajęczynach bluszczu na górę.Zastosowanie kotwicy nie wchodziło w rachubę z uwagi na wysokie mury dwupiętrowegogmachu.Przecięliśmy dziedziniec i weszliśmy do kawiarenki usytuowanej w przeciwległym doDziału Starych Druków skrzydle.Wypiliśmy kawę, a potem obejrzeliśmy piętra (międzyinnymi Czytelnię Główną Druków XIX- i XX-wiecznych i Dział Czasopism) i po godzinietrzynastej wyszliśmy drugim wyjściem na wąską uliczkę łączącą się z Grodzką.Wtedy zadzwonił telefon komórkowy Niemki.Dzwonił pan Tomasz z nowinami.Niemógł się ze mną połączyć, gdyż mój aparat padł łupem Vipera.Wreszcie mieliśmy trop.O nic nie pytałem, a tylko słuchałem uważnie.Po pierwsze,szef prosił o dokładne przeszukanie bibliotek.To COZ mogło znajdować się w jakimś kącie,pod szafą lub za innym meblem.Przypomniałem sobie owe dziwne smugi za automatem donapojów w Bibliotece Gdańskiej PAN.Te smugi zostawiło właśnie to COZ.I to COZ mogłoznajdować się we wrocławskich bibliotekach.- Jakim cudem pan to odkrył, szefie? - nie wytrzymałem.- Kaseta video - usłyszałem.- To było na kasecie video.- Przecież ukradziono ją z Rosynanta.- Pózniej wszystko ci wyjaśnię.Kradzież nastąpi w sylwestra - dodał szef.- To pewne.Zamurowało mnie.Skończyliśmy rozmowę i oddałem pannie Kruger telefon.- Musimy przeszukać biblioteki raz jeszcze - powiedziałem podniecony i zarazprzekazałem jej nowiny.Tym razem Niemka nie kryła swojego zdziwienia.Przygryzła wargi, aż wreszcie sięotrząsnęła z wrażenia.- Skąd pan Tomasz to wszystko wie?- A bo ja wiem? - wzruszyłem ramionami.I pognaliśmy do Ossolineum.Postawiliśmy na nogi pół biblioteki, ale nie znalezliśmytego CZEGOZ.Pózniej pobiegliśmy do Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie wszczęliśmy podobnyalarm.Mniej więcej po godzinie dopisało nam szczęście.W małym zaułku z blaszanymiszafkami, obok schodów na parterze, znalezliśmy pod jedną z nich to COZ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]