[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O Zmierci, pomyślał, gdzie twój oścień, gdzie twoje zwycięstwo? Mogę odpowiedzieć.Jest tutaj.We mnie.Gdy zatrzymywał mijającego go skoczka, uświadomił sobie nagle, że nawet nie do-stał tego, po co przyszedł do budynku ambasady.Nie udało mu się załatwić wyrazne-go zdjęcia Lili.Co do tego Kaminsky również miał rację.Lars Powderdry będzie musiał poczekać ażdo spotkania w Fairfax.Nie uda się tam zawczasu przygotowany. 14.Przyszli po niego pózno w nocy, gdy spał w swoim nowojorskim mieszkaniu. Panie Lars, panna Topczew już czuje się dobrze.Czy w tej sytuacji zechce się panubrać? Resztę rzeczy sami spakujemy i przyślemy pózniej.Idziemy prosto na dach.Tamczeka nasz statek.Przywódca ludzi z FBI, CIA (diabli wiedzą, skąd się wzięli, w każdym razie byli toprofesjonaliści, nawykli do pełnienia służby we wszystkich porach dnia i nocy), zacząłgrzebać w szafach i szufladach Larsa, wyciągając z nich części garderoby i układając jewokół Powderdrya ze spokojem i wprawą maszyny.Spełniał swoje zadanie.Lars niewierzył własnym oczom.Stał oszołomiony i otępiały jak zerwane ze snu zwierzę.Wreszcie w pełni oprzytomniał i podreptał do łazienki.Kiedy mył twarz, jeden z policjantów poinformował go niedbale: Na orbicie są już trzy. Trzy  powtórzył tępo Lars oglądając w lustrze swoją spuchniętą od snu i wy-gniecioną od poduszki twarz.Włosy opadały mu na czoło jak wysuszone wodorosty i machinalnie sięgnął po grze-bień. Trzy satelity.Trzeci jest inny, tak przynajmniej twierdzą stacje śledzenia sateli-tów. Jeż?  zapytał Lars. Nie, jeszcze inny.To nie satelita kontrolny.Nie zbiera informacji.Pierwsze dwa ta-kie były; może już zrobiły swoje. Udowodnili  rzekł Lars  że są w stanie utrzymać się na orbicie, że nie potra-fimy ich stamtąd ściągnąć.Coś takiego rzeczywiście udowodnili, nawet jeśli satelity nie były pełne wymyślnychprzyrządów, lecz puste.Policjanci mieli na sobie typowe dla szarych eminencji prochowce i ze swoimi krót-ko ostrzyżonymi włosami wyglądali jak ascetyczni mnisi.Lars wspiął się wraz z nimi nadach budynku.Mężczyzna o czerstwej cerze idący po prawej stronie Larsa, powiedział:80  O ile nam wiadomo, dziś po południu odwiedził pan sowiecką ambasadę. Zgadza się  odparł Lars. Ten nakaz, który miał pan przy sobie. Dzięki niemu po prostu nie mogą się do mnie przyczepić  powiedział Lars. Za to ja mogę ich się czepiać.Oni nie mają nakazu. I miał pan szczęście?  zapytał policjant.Larsa autentycznie zatkało.Nie był w stanie nic odpowiedzieć.Czy to wypytywa-nie oznaczało, że ci ludzie z FBI czy CIA wiedzieli, po co poszedł do Kaminsky ego?W końcu dotarli do dachowego lądowiska i zaparkowanego na nim rządowego pojaz-du, który okazał się superszybkim statkiem pościgowym. No cóż, przedstawił mi swój punkt widzenia  odparł wreszcie Lars. Więcw pewnym sensie miałem  szczęście.Statek wystartował i wkrótce znalazł się nad Atlantykiem.Błyszczące daleko w doleświatła siedzib ludzkich malały i znikały z pola widzenia.Larsa, który zerkał na oddala-jące się miasto, ogarnął neurotyczny niemal niepokój i dotkliwe, przejmujące poczuciestraty.Straty, która może już nigdy, przez całą wieczność, nie będzie wynagrodzona. Jak zamierza pan działać?  spytał siedzący za sterami policjant. Sprawię totalne, zupełne, stuprocentowe wrażenie  odparł Lars  że jestemotwarty, szczery, naiwny, uczciwy, ufny. Ty głupi bydlaku  przerwał mu ostro policjant  tu chodzi o życie nas wszyst-kich! Jest pan koglem, prawda?  spytał ponuro Lars.Policjant, a właściwie obaj policjanci, skinęli głowami. A więc wiadomo panu  ciągnął Lars  że mogę wam dostarczyć pewien gadżet,zlemieszowany element sześćdziesięciofazowego systemu naprowadzającego, który bę-dzie zapalał cygara i tworzył nowe kwartety skrzypcowe Mozarta podczas, gdy inny ga-dżet, zlemieszowany element innego złożonego modelu, będzie podawał jedzenie, a na-wet żuł je za was i jeśli trzeba wypluwał pestki do jeszcze innego gadżetu. Teraz rozumiem  powiedział jeden z policjantów do swego towarzysza  dla-czego tak cholernie nienawidzi się tych pieprzonych projektantów broni.To cioty. Nie  zaprotestował Lars. Pan się myli.Nie to mnie niepokoi.Chce pan wie-dzieć, co mnie niepokoi? Ile jeszcze będziemy lecieć do Fairfax? Niezbyt długo  odparli jednocześnie obaj policjanci. Zrobię wszystko, co w mojej mocy  powiedział Lars. To właśnie mnie nie-pokoi.Jestem nieudacznikiem jeśli chodzi o moją pracę.A to boli; to napawa przeraże-niem.Jednak płaci mi się, w każdym razie dotychczas robiono wszystko, żebym był nie-udacznikiem.Na to właśnie istniało zapotrzebowanie. Jak myślisz, Powderdry  spytał siedzący obok niego policjant  czy tobie i Lili81 Topczew się uda? Zanim tamci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •