[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani nazywa go handla-rzem win.A skąd pani wie, \e on się tym zajmował? Sam mi to powiedział  odrzekła. Przedstawił mi się jako handlarz win, który wy-cofał się z interesów.Czy\by pan sądził, \e to nieprawda? A skąd miałby pieniądze nautrzymanie tak wspaniałego zakątka? Nie wiem, madame  znowu uśmiechnąłem się pod nosem.Naiwność ciotki Evelinebyła rozbrajająca.Jeśli Pierre Marchant miał coś wspólnego z Johnem Blackiem, to ra-czej było wątpliwe, aby kiedykolwiek zajmował się handlem win.Prawdą było tylko, \emiał du\y majątek, zdobyty dzięki włamaniom do banków i napadom na kasy z pie-niędzmi. Napad stulecia przyniósł mu ogromną fortunę.Ale, jak mo\na było przy-puszczać, Mózg chyba nie lubił wypoczywać.Być mo\e bezczynne korzystanie z owo-ców przestępstwa wydawało mu się czymś nad wyraz nudnym.Pewnego dnia zapragnąłswą willę w stylu mauretańskim ozdobić wspaniałymi obrazami.A \e kupowanie rzeczydrogocennych było mu obce, a mo\e nawet wstrętne, wymyślił sobie  metodę Fanto-masa , jak nazwałem sposób kradzie\y obrazów z galerii w zamkach nad Loarą. Te obrazy gdzieś tutaj muszą być  rozmyślałem gorączkowo.Czy jednak nie ponosiła mnie fantazja? Czy Pierre Marchant był naprawdę JohnemBlackiem, poszukiwanym przez policje angielską słynnym Mózgiem?  Pigeon wpadł na jakiś trop.I wpadł na niego wówczas, gdy zajął się osobą Marchanta.Przecie\ niedwuznacznie wynikało to z naszej wczorajszej rozmowy  medytowałem.Tymczasem na betonowej ście\ce ukazał się inwalidzki fotel, popychany przez nosacza.Na fotelu, z nogami okrytymi szkockim pledem, siedział Pierre Marchant.Miał na sobieciepłą bon\urkę, a pod szyją czerwony jedwabny fular.Gdy zbli\ał się do nas i patrzyłem na jego gładko wygoloną twarz, jasne, starannie przy-czesane włosy, nie mogłem nie pomyśleć, \e być mo\e jest to tylko jedno z licznychwcieleń Mózgu.Te włosy były mo\e peruką, a regularne rysy w ka\dej chwili mogły uleczniekształceniu.Istniały przecie\ sposoby, aby wypchnąć policzki i twarz uczynić puco-łowatą.Ozdobiona gęstym zarostem, w niczym nie przypominałaby tej, którą teraz oglą-daliśmy.Jak naprawdę wyglądał John Black? Ile było rysopisów tego człowieka?Policji nie udało się nigdy uzyskać odcisków jego palców.A twarz? Nikt nie widziałnigdy prawdziwego oblicza tego człowieka.Oto teraz podje\d\ał do nas na swoim inwalidzkim fotelu.Na kolanach trzymał gazetę. Witam państwa  skłonił się lekko i coś w rodzaju ironicznego uśmieszku prze-mknęło po jego ustach.Cieszę się, \e madame dotrzymała obietnicy i raczyła okazać za-interesowanie dla mojego zamku.Ciotka Eveline, jak zwykle, zaczęła od przekleństw: Caramba, porca miseria!  zawołała. Pięknie się pan tu urządził, szkoda gadać.Nigdy bym nie przypuszczała, \e za tymi ponurymi murami jest tak cudnie.Pierre Marchant z zadowoleniem słuchał jej zachwytów. Owszem, madame, zrobiłem wiele dla tego zakątka.Ale pogoda w tych stronach niebywa tak wspaniała, jak na południu.Nie tak dawno nabyłem małą posiadłość w jednymz krajów arabskich, gdzie niebo niemal zawsze jest bezchmurne.Urządziłem tam du\yogród i wybudowałem obszerną willę, obszerniejszą ni\ ta.W jednym z naszych portówoczekuje mnie w ka\dej chwili mój jacht motorowy.Jeśli w dalszym ciągu będzie tusiąpił deszcz, wyjadę stąd. Ach, szczęśliwa Arabia. westchnęła ciotka Eveline. Ja mam willę na Riwierze.Pogoda bywa tam dość znośna. Ale za du\o ludzi  odparł pan Marchant. A ja nie lubię obnosić się ze swoim in-walidztwem i raczej szukam samotności.Dopiero teraz Marchant skierował przenikliwy wzrok na moją osobę. Miło mi pana powitać  rzekł, biorąc do ręki gazetę. To pan jest, jeśli się nie mylę,owym słynnym Panem Samochodzikiem? Tak mnie nazywają. Dzisiejsza prasa wiele pisze o panu.Podobno udało się panu przechytrzyć Fantomasai uniemo\liwić kradzie\ obrazu Van Gogha.Piszą, \e wykrył pan  metodę Fantomasa iod tej chwili nie ma on ju\ \adnych mo\liwości działania. Tak, to prawda.Wykryłem  metodę Fantomasa i nie ukradnie on ju\ \adnego ob-razu z zamków nad Loarą. Czy jest pan mo\e te\ na tropie samego Fantomasa? Mam nadzieję, \e uda mi się go schwytać  kiwnąłem głową.Marchant popatrzył na mnie uwa\nie, jakby chciał tym spojrzeniem wedrzeć mi się podczaszkę i poznać moje myśli.Uśmiechnął się jednak i stwierdził: Z ogromnym zainteresowaniem śledziłem wiadomości w prasie o pańskiej walce zFantomasem.Wydaje mi się, \e Fantomasa zgubiła nadmierna pewność siebie.Nie do-cenił pana, panie. Mam na imię Tomasz  wtrąciłem szybko  nie lubię bowiem, gdy nazywają mniePanem Samochodzikiem.Brzmi to przecie\ dość śmiesznie.  A więc on chyba pana nie docenił  rzekł Marchant. Ale zapewne zgodzi się panze mną, \e i Fantomas nie jest człowiekiem przeciętnym. Tak  przytaknąłem. To umysł niezwykły.Wymyślenie tak prostej, a jednocześnieskutecznej metody kradzie\y obrazów uwa\am za prawdziwy majstersztyk.Ale toczłowiek niezwykle niebezpieczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •