[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W piosence jest donośny, łomoczący refren oprzetrwaniu i złamanym sercu.Dudni jednostajny,motoryczny rytm.Przebój przemawia szczególnie dożeńskiej części publiczności  panny wyrzucają ramionaw powietrze i wywrzaskują kolejne słowa.Najwyrazniejwszystkie znają tekst na pamięć.Ja oczywiście jestemsobą i nie mogę sobie przypomnieć ani linijki.Pozostajęwięc nieporuszona pośród falującego tłumuprzepychających się wariatek.Tiffany ponad głowami tłumu rzuca mi spojrzenie, wktórym odczytuję wyzwanie:  Przebij to! , i nie przestaje wypluwać z siebie słów.Znów czuję ten chłód wokolicach kręgosłupa, jakbym została zawieszona nadrucie kolczastym ponad ziejącą otchłanią.Wszystkomiędzy nami musi być częścią cholernego konkursu. Rany, ty to masz spust!  woła Bailey z podziwem,gdy widzi, jak zgniatam w dłoni jeszcze jeden pustyplastikowy kubek.Dzięki temu wpadam na pewien pomysł.Chwilępózniej przewracam oczami i padam na ziemię, niczymścięte w lesie drzewo. 13O& mój& BO%7łE!  wydziera się obok jakaśdziewczyna. Kurde, kurde, kurde! Niech mi ktoś pomoże!  wołanade mną Bailey.Nawet na milimetr nie unoszę powiek, gdy nadrozciągniętym na podłodze ciałem Carmen rozpętuje sięhisteria. Bails? Ile tych drinków jej dałeś?  syczy ktoś.Spanikowany szept Baileya potwierdza, żepraktycznie za jednym zamachem wypiłam osiemkubków wzmocnionej bourbonem coli. Do diabła! Na pewno zapadła w śpiączkę!  wołastojąca w pobliżu panna. Jak nic zrobią jej płukanieżołądka!Ktoś się pochyla i sprawdza, czy mam wyczuwalnypuls.Dotyk trwa tak krótko, że nie zdążyłam nawiązaćkontaktu, z czego szczerze się cieszę.Dolatujący mnielekki zapaszek kulek na mole wskazuje, że badającymjest Laurence Barry, który nagle uznaje za stosownewziąć mnie w ramiona i unieść z podłogi mój tors igłowę.Dla bezpieczeństwa wciąż udaję nieprzytomną. Nie mam pojęcia, co się jej stało, przysięgam na Boga. To Bailey bełkotliwie tłumaczy przejętemurodzicowi, że zanim zemdlałam, przyniósł mi tylkojeden lub dwa bezalkoholowe drinki.Nagle rozlega się okrzyk Ryana, który przedziera sięprzez wianuszek gapiów i przejmuje dowodzenie. Panie Barry, odwiozę ją do domu  mówi znaciskiem. Tę dziewczynę trzeba koniecznie pokazać lekarzowi upiera się Laurence Barry.Wciąż podtrzymuje mnie nad podłogą, jakbym była zcukru i przędzy szklanej.Na moment wzmacnia chwyt imoja twarz opada na filcową podszewkę przykurzonejczarnej klapy jego marynarki.Zmuszam się, byzachować wiotkość kończyn i płytko oddychać, mimo żewoń kamfory zmieszana z zapachem ciała staregomężczyzny, kawy i brylantyny uderza mnie w tej chwilibardzo intensywnie. Naprawdę nie ma powodu  przekonuje Ryan.Ona bierze silne lekarstwo na& hmm& Na swojąchorobę skóry.To omdlenie jest pewnie po prostu lekkąreakcją na coś, co zjadła czy wypiła.Wystarczy, żeporządnie się wyśpi.Jeszcze dziś wieczorem uprzedzałamoich rodziców, że coś takiego może się wydarzyć.Niema się czym przejmować.Ryan wygrywa, ale czuję, że Laurence Barry dziwnieniechętnie wypuszcza mnie z rąk i przekazujechłopakowi.By nieco podkręcić wiarygodność przedstawienia, pozwalam swej głowie bezwładnie opaśći Ryan musi czym prędzej podeprzeć ją własnymszerokim ramieniem.Skóra jego kurtki jest zimna imiękka.Opieram się pokusie, by mocniej wtulić w niątwarz i odetchnąć tym narkotycznie czystym, męskimzapachem.Serce Carmen ponownie wzbija się do lotu iprzez chwilę słyszę wyłącznie miarowy szum jej krwi. Ona po prostu próbuje zepsuć mój występ!  syczydo mikrofonu Tiffany, która przerwała w połowiecrescenda, w środku refrenu. Ta mała zdzira zawszemi zazdrościła, a teraz odstawia kolejny numer! Mówięwam! Wracaj prędko, Ry!  zawodzi Brenda. Dlaczegomnie to zawsze spotyka?Gdy suniemy przez klub, zostawiając za sobą smugępodniesionych skonsternowanych głosów, Ryan oddychaprosto w moje opuszczone powieki. A teraz powiedz mi, młoda, czemu miał służyć tencyrk? Ry! Natychmiast mnie postaw!  syczę, kiedydocieramy na lodowaty parking.Dla podkreśleniapowagi żądania zaczynam się lekko szamotać. Nie ma mowy  odpowiada.Słyszę, że wprawiłamgo w dobry humor. Po pierwsze, wciąż masz sporąwidownię, bo tym razem udało ci się chyba nadepnąćTiffany na odcisk, prawda? A po drugie, ważysz tyle conic, a mnie w sumie podoba się odgrywanie rycerza ratującego bezradną dziewicę.To miła odmiana po tejzimnej masce, którą zwykle zakładasz.Sadowi mnie na siedzeniu pasażera.Nagle zamieram.Zza pleców chłopaka rozlega się głęboki, męski,nieznany mi głos. Ryan! Jak się miewa mama? Nie widujemy jej namieście tak często jak dawniej.Betty mocno się martwi.Chłopak zdecydowanie zatrzaskuje mi drzwiczkiprzed nosem, a ja zsuwam się po oparciu i odwracam odokna, zza którego nieznajomy przygląda się mojejwyciągniętej na fotelu sylwetce.Rozmyślnie układam sięna dłoniach, a włosom pozwalam opaść nieco niżej natwarz.Nie chcę, by ktokolwiek zauważył choć jedenfragment mej skóry.Zamieniam się w uosobienieżyciowo zagubionej, pijanej nastolatki. U mamy wszystko dobrze, panie Collins odpowiada swobodnie Ryan, przesłaniając natrętowiwidok na moją osobę.Neon reklamujący Mulvany sbezustannym, mogącym przyprawić o atak padaczkistaccato, przestaje wreszcie zalewać wnętrzesamochodu. Oczywiście na tyle dobrze, na ile możebyć w takiej sytuacji. Czyli żadnych nowych wiadomości?  pyta zprawdziwym przejęciem mężczyzna. Wiesz, jak już powielekroć powtarzaliśmy twojemu tacie, jeżeli tylkomożemy w czymkolwiek pomóc& Dziękuję, panie Collins  mówi chłopak, podaje rozmówcy rękę i przechodzi naokoło wozu do drzwikierowcy, by zakończyć rozmowę.Obserwuję go spodlekko uniesionych powiek. Sam pan wie, jak trudnybywa mój tata&  Ryan siada za kierownicę i unosi dłońna pożegnanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •