[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sali tradycji pełno było najprzeróżniejszych plakietek, fotografii, alenie tylko.Na ścianach wisiał na przykład cały zestaw kałasznikowów, odmodelu AK47, który zdobyto jeszcze w walkach na Borneo, po modelenajnowsze.Zjawiło się paru facetów z kompanii. Co, nowi? Właśnie dostaliście przydział? Fajnie.Ja nazywam się Chris.Wybieracie się na  wycieczkę ?Wszyscy sprawiali wrażenie autentycznie cieszących się, że zdaliśmy.Niebyło tak jak w moim dawnym batalionie, gdzie starzy traktowali nowych pernoga.Ci tutaj dobrze wiedzieli, czym musieliśmy się wykazać, żeby siędostać do Pułku.Strona nr 129 Andy McNab Nie wiem  odparłem na pytanie  nie mam pojęcia, czy jedziemy, czynie.Danny też jeszcze nie wiedział.W cichości ducha myślałem sobie, żelepiej byłoby nigdzie nie jechać.Teraz, kiedy osiągnąłem to, na czym takbardzo mi zależało, chciałem jakoś uporządkować sprawy z Debbie.Wrozmowach przez telefon czuło się, że wyrasta między nami mur.Nibywszystko było w porządku, żadnych awantur, nic w tym rodzaju, ale w istocienie wiedziałem, co ona właściwie myśli.Debbie rozumiała chyba, czym dlamnie były starania o miejsce w Pułku, ale z drugiej strony miała dość tegociągłego bycia na drugim miejscu.Chciałem zorganizować mieszkanie na jejpowrót z Niemiec, ale tymczasem jak się właśnie okazało  czekał mnieparomiesięczny wyjazd za granicę.Nie miałem pojęcia, jak Debbie zareaguje.Zaszliśmy z George em do magazynów.Oddaliśmy dotychczasowy sprzętz kompanii szkolnej i pobraliśmy wszystko, co się należało w kompaniiliniowej.Niestety wyfasowane rzeczy były nowiutkie, prosto spod igły.Wyglądaliśmy więc głupio, jak z żurnala. Zgłoście się jutro  oznajmił Danny  może już będzie coś wiadomo.Była ledwie dziesiąta rano. A tymczasem co mamy robić?  spytałem. Co chcecie  wzruszył ramionami Danny  możecie iść do miasta i wogóle.No właśnie, raz jeszcze potwierdziło się, że w Pułku jest inaczej niż wzwykłym wojsku.W zwykłej jednostce ślęczało się w koszarach, jeśli nawetnie było nic do roboty.Kiedy zameldowaliśmy się nazajutrz rano, powiedziano nam tylko: Malezja, czwartek.Spakowaliśmy więc cały nowiutki, błyszczący ekwipunek, łącznie zbutami do chodzenia po dżungli, butami, których już nie zdążyliśmyrozchodzić, i w czwartek załadowaliśmy się do samolotu.Nie załatwiłemmieszkania dla Debbie.Mogłem tylko mieć nadzieję, że sprawy same sięułożą podczas mojej nieobecności.Obóz znajdował się niedaleko od Kuala Lumpur  stolicy Malezji  jakieśdwie godziny jazdy, ale nas, czwórkę nowych, przewieziono tam śmigłowcemnazajutrz po przylocie do stolicy, gdzie jeszcze wyfasowaliśmy niezbędny wdżungli sprzęt.Chłopcy z kompanii siedzieli tu już czas jakiś.W nowymmundurze i w ogóle czułem się jak zakonnica w burdelu: ani nie rozumiałem,co do mnie mówią, bo każdy obóz ma swój własny żargon, ani nikogo zmiejscowych nie znałem.Tymczasem nikt tu nie nosił gwiazdek i belek,wszyscy mówili sobie po imieniu, trudno było się zorientować, kto jest kto,Strona nr 130 NATYCHMIASTOWA AKCJAale  pomny rad sierżanta  trzymałem mordę na kłódkę i tylko słuchałem.Kompanijny obóz wyglądał podobnie jak baza w Brunei, gdzie byliśmy naszkoleniu.Mniej więcej pośrodku znajdował się sztab i dowództwo, aposzczególne plutony rozlokowały się wokół.Dostrzegłem znane mi zniedawnych doświadczeń konstrukcje w kształcie litery A, a na nich wisiałyhamaki.Była też niewielka siłownia pod gołym niebem; z tarcz strzeleckichporobiono w niej podesty do ćwiczenia skłonów.Stoły i siedziska w częścisocjalnej wykonano z resztek drewnianych skrzyń.Tu i ówdzie nadhamakami wisiały po dwie, trzy pałatki spięte razem  znak, że właścicieletrzymają się w grupie i wspólnie gospodarują.Wszyscy byli mocno zarośnięci, z przetłuszczonymi, dawno niestrzyżonymi włosami.Niektórzy leżeli w hamakach z książką w ręku, innigotowali coś na prymusach.Wszyscy z regulaminowym sprzętem naszelkach, z bronią i nieodłączną maczetą.Przywitał nas medyk. Większość stanu jest w terenie.Zajmiemy się wami po ich powrocie, atymczasem zapraszam na herbatę.Właśnie popijaliśmy z kubków, gdy zjawił się dowódca ze swoimorszakiem. Cześć  powiedział  fajnie, że jesteście.Akurat mamy wakaty wczterech plutonach  przyjrzał nam się uważnie. Ty mi wyglądasz na nurka to do George a.George znał się raczej na wspinaczce niż na nurkowaniu. Wolałbym do plutonu górskiego. W porządku  brzmiała odpowiedz  idz do górskiego.Ty  zwrócił siędo następnego z nas  pójdziesz do zmechanizowanego, a ty wyglądasz mi naskoczka. To ostatnie zdanie odnosiło się do mnie i oznaczało, że dostałemprzydział do plutonu desantowego. Poczekajcie tu, zaraz po was przyjdą ruszył ze świtą w swoją drogę.Po chwili zgłosili się faceci z plutonów.Chłopcy rozeszli się, tylko jajeszcze czekałem, rozglądając się ciekawie dookoła.Patrzyłem nałącznościowców, na sanitariuszy krzątających przy prowizorycznych stołachpod pałatkami.Raz po raz ktoś podchodził do mnie, żeby zamienić parę słów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •